Turniej w Hiszpanii: come back Sławomira Szmala. Biało-Czerwoni nieznacznie pokonali Białorusinów

Newspix / TADEUSZ SKWIOT / Arkadiusz Moryto w akcji rzutowej
Newspix / TADEUSZ SKWIOT / Arkadiusz Moryto w akcji rzutowej

Reprezentacja Polski wygrała z Białorusią 28:27 w drugim meczu 43. Memoriału Domingo Barcenasa rozgrywanego w Hiszpanii. W składzie Biało-Czerwonych znalazł się wracający do kadry Sławomir Szmal, w meczu jednak nie zagrał.

Spotkanie z dobrymi znajomymi Białorusinami, było dla Biało-Czerwonych swoistym rewanżem za finał turnieju 4 Nations Cup w Gdańsku. Podopieczni Piotra Przybeckiego pokonali wtedy reprezentację Białorusi 26:22. Tym razem mecz nie zaczął się tak udanie, jak ten rozegrany 29 grudnia w Ergo Arenie.

W sobotni wieczór Polacy byli dużo mniej skuteczni. Podania na koło do Macieja Gębali nie sięgały celu. Rzutów obok i nad bramką też było sporo. Pierwsze trafienie nasi zaliczyli dopiero w 6 minucie. Na szczęście rywale też nie grzeszyli dobrą grą i było zaledwie 1:1. W kolejnych akcjach gra Polaków była nadal "toporna". Wolno i czytelnie budowane akcje, do tego skuteczne obrony golkipera Wiaczesława Sałdacenki nie napawały optymizmem. Białoruski atak wzięli za to na swoje barki bezbłędni w pierwszych minutach Władisław Kulesz i Artsiom Karalek.

W 14. minucie było jeszcze 6:6. Dodać trzeba, że nasi spudłowali od początku dziesięć rzutów, a przeciwnicy tylko 3. Później na minimalnym prowadzeniu wciąż byli podopieczni Jurija Szewcowa. Na szczęście Biało-Czerwonym przychodzili w sukurs sami rywale, popełniając kilka dziecinnych strat. Do przerwy mieli ich dwa razy więcej niż reprezentacja Polski. Martwić musiała za ta to strata kolejnego zawodnika. W 24 minucie kontuzji stawu skokowego doznał Michał Daszek i mecz oglądał już z ławki, mając na kostce solidny opatrunek.

W ostatnich minutach przed końcem połowy zawodnicy Przybeckiego, między innymi dzięki dobremu wejściu zmiennika Daszka Arkadiusza Moryty, zdołali zmniejszyć stratę do jednego trafienia. Optymizmem napawać mogło też to, że celownik wyregulował w końcu .

ZOBACZ WIDEO Co się stało z Vive Kielce? "Ten zespół miał grać fantastycznie"

Po przerwie Polacy nadal byli na fali. Kamil Krieger wyrównał w 32 min. (15:15). Na pierwsze prowadzenie wyprowadził nas 180 sekund później Paweł Paczkowski. Po raz kolejny widać było, że gra w Motorze Zaporoże robi swoje i pewność rzutowa tego zawodnika jest mocnym elementem gry reprezentacji. Kolejne starty Białorusinów i dobra gra Piotra Wyszomirskiego w bramce sprawiły, że teraz to Biało-Czerwoni nieznacznie prowadzili (44 min. 21:18). Ich gra, a tym samym wynik wyglądały coraz lepiej. Dziesięć minut przed końcem przewaga wynosiła pięć bramek.

Nasi chyba za szybko uwierzyli w wygraną i zaczęły się schody. A przyczynkiem do tego było niefortunne zagranie nogą i kara dla Kriegiera. Kilka błędów i kolejne wykluczenie, tym razem dla Łukasza Gieraka, spowodowały, że Białorusini zniwelowali przewagę do dwóch bramek. Nie byliby jednak sobą, gdyby nie popełnili kolejnych strat. Zagrożenie udało się więc Polakom zażegnać i dowieźć skromną wygraną do końca.

Polska - Białoruś 28:27 (14:15)

Polska: Wyszomirski - Moryto 5, Krajewski 3, Paczkowski 2, Genda, Walczak 2, Chrapkowski, T. Gębala 8, Gierak, Nogowski 2, Daćko, Daszek 2, M. Gębala 1, Krieger 2, Makowiejew, Syprzak 1

Białoruś: Sałdacenka, Padasinow - Karalek 3, Baranau 4, Gajduczenko 2, Jurynok 3, Puchowski, Babiczew 1, Szyłowicz 3, Rutenka, Kulesz 5, Titow, Karwacki 5, Harbuz 1, Bochan

Źródło artykułu: