Z początkiem sezonu praktycznie wszyscy typowali zespół z Lublina do walki o medale, co do przeciwnika wydawało się, iż to właśnie akademiczki z Gdańska będą podobnie jak w ubiegłym roku, walczyły o podium. Tymczasem w związku z nieoczekiwaną rezygnacją gdańskiego sponsora i odejściem czołowych zawodniczek szanse na podium dla tego zespoły stały się przeszłością. Wydawało się, że dla lublinianek nie będzie godnego przeciwnika. W związku z tym początkowo typowano zespół z Piotrkowa, który widać było, cały czas brnął coraz wyżej. Ostatecznie okazało się jednak, że przeciwnikiem mistrzyń Polski w tym sezonie będzie zespół Zagłębia Lubin pod wodzą Bożeny Karkut, niegdyś równie dobrej zawodniczki kadry narodowej.
Grając w półfinale Zagłębie wyeliminowało Piotrcovię, a SPR Asseco pokonał Łączpol. - Walka o medal wcale nie jest nudna. Łączpol był najsilniejszym zespołem, ale w półfinale nie było z nimi łatwo. To my słabiej grałyśmy - wyjaśnia rozgrywająca SPR-u, Dorota Malczewska.
Po tym, co działo się w tym sezonie, można jedynie stwierdzić, iż kobiecy szczypiorniak w Polsce kuleje coraz bardziej. Byliśmy świadkami rozpadu gdańskiego zespołu a nawet, co nigdy nie miało dotąd miejsca, oddania meczu przeciwniczkom bez żadnej walki. Niewiadomym jest teraz to, czy to wszystko to dopiero początek, czy po prostu przestój wywołany brakiem młodych i utalentowanych szczypiornistek.
- Ubolewam nad tym, że poziom naszej ligi nie jest zbyt wysoki. Tracą na tym i kluby, które występują w pucharach, ale również reprezentacja. Proszę popatrzeć na drużyny narodowe Rosji, czy Danii. Tam coraz większą rolę odgrywają 20, 21-latki. W naszej lidze takich dziewczyn brakuje, jeśli pojawi się jakaś utalentowana, to zaraz ucieka na zachód. Co z tego, że możemy trenować dwa razy ciężej, skoro na co dzień nie gramy spotkań na wysokim poziomie, a taka rywalizacja jak z Zagłębiem zdarza się dwa, trzy razy do roku. To zdecydowanie za mało - powiedziała na łamach Dziennika Wschodniego Malczewska.
- Niedawno rozmawiałam z trenerką młodzieżową i podzieliła się ona ze mną swoimi spostrzeżeniami. Kuleje przede wszystkim nasz system szkolenia i to już na najniższym szczeblu. Zdecydowanie gorzej zaczęło się dziać po reformie szkolnictwa i podziale szkoły podstawowej i gimnazjum. Dzieciaki, które trenują szczypiorniaka w podstawówce, odchodzą do różnych szkół i sport jest raczej najrzadszym kryterium ich wyboru. W ten sposób zespoły się rozpadają, bo czasu na ręczną zwyczajnie im brakuje. Trenują 2 godziny tygodniowo, ja w ich wieku na parkiecie spędzałam 2-3 godziny dziennie - kończy Malczewska.