W kaliskim finale inicjatywa, praktycznie od pierwszych minut, należała do puławian, którzy w pewnym monecie przed przerwą wysforowali się na czterobramkowe prowadzenie. - Można powiedzieć, że "przespaliśmy" pierwszą połowę tamtego meczu. Kilka naszych nieskutecznych akcji spowodowało, że Azoty nieznacznie kontrolowały wynik - przyznał Kus.
W środowym starciu półfinału PGNiG Superligi, w Puławach, było zupełnie inaczej. Tym razem to obrońcy tytułu mistrza kraju szybko osiągnęli wysokie prowadzenie nad rywalami. Żeby nie było wątpliwości, kto jest lepszy, po dziesięciu minutach wynosiło ono już 9 bramek. - W meczu ligowym nie zostawiliśmy złudzeń. Od samego początku była mocna gra w obronie. Sławek Szmal w bramce wybronił kilka rzutów i z tego zrobiła się nasza przewaga - zauważył obrotowy PGE VIVE.
Metamorfoza imponująca. Jej sekret jest jednak banalnie prosty. - Obejrzeliśmy video z Kalisza, porozmawialiśmy trochę na temat tego meczu i efekt było widać - wyjaśnił.
Po tak dwu różnych meczach w wykonaniu obu zespołów, rodzi się naturalne pytanie: Czy ekipa z Lubelszczyzny aż tak "odstaje" od kielczan jak w meczu ligowym, czy różnica klas jest mniejsza, jak to było w finale Pucharu? - Azoty nie pokazały na co ich naprawdę stać, a my w pierwszej połowie w Kaliszu nie pokazaliśmy naszej dobrej gry. Myślę, że ta przepaść między naszymi zespołami nie jest aż tak wielka, jak dzisiaj było to widać - uważa Kus, który po sezonie zamieni PGE VIVE na Motor Zaporoże.
ZOBACZ WIDEO Kielecki walec przejechał po Azotach. PGE VIVE blisko kolejnego finału!