El. ME 2018: Polki jedną nogą we Francji. Tylko kataklizm nie da awansu

Materiały prasowe / ZPRP / Na zdjęciu: reprezentacja Polski piłkarek ręcznych
Materiały prasowe / ZPRP / Na zdjęciu: reprezentacja Polski piłkarek ręcznych

Podopieczne Leszka Krowickiego bez większego trudu pokonały Włoszki 33:25. Polki są już jedną nogą we Francji, gdzie w grudniu odbędzie się turniej finałowy mistrzostw Europy.

Aż siedmiu zmian dokonał w składzie gospodyń szkoleniowiec Riccardo Trillini w stosunku do pierwszego spotkania z Polkami. Krowicki do protokołu nie wpisał z kolei: Moniki Michałów, Weroniki Gawlik, Darii Zawistowskiej oraz Joanny Kozłowskiej. Do meczowej "szesnastki" nie załapały się także: Natalia Krupa (bramkarka), Małgorzata Mączka (rozgrywająca) oraz skrzydłowa Dagmara Nocuń.

Nasz szkoleniowiec doskonale wiedział, że w czwartkowy wieczór zagramy z zupełnie inną Italią. Odmienioną, choć chyba jeszcze słabiej wierzącą w swój sukces. Bo jak tu wierzyć, skoro nawet trener ma bardzo poważne wątpliwości? - Oczekiwania są tylko takie, by zagrać lepiej niż w pierwszym meczu w Polsce. (...) dziś chcielibyśmy, by ostatnie starcia w grupie były bardziej wyrównane - wyznał z rozbrajającą szczerością.

Trillini najpewniej wyszedł z założenia, żeby mierzyć siły na zamiary i chyba słusznie. Duże chęci miała Rafika Ettaqui. Prawa rozgrywająca często oddawała rzuty, ale z jakością ich wykonania było po prostu kiepsko. Tymczasem Biało-Czerwone za cel stawiały sobie jak najszybsze dotarcie do bramki strzeżonej przez Monikę Pruenster. Po 12 minutach na 8 ich rzutów aż 7 znalazło się w siatce. Lepszego początku trudno sobie wymarzyć (1:7).

Krowicki zaproponował zmiany. Na parkiecie zameldowała się debiutująca w kadrze Bogna Sobiech. Dość szybko opuściła parkiet z dwoma minutami kary. W oczach szkoleniowca nie straciła jednak zaufania. Jeszcze przed przerwą dołożyła dwie bramki. Pojawiła się również Sylwia Lisewska. Pracowała jednak częściej jako asystentka niż egzekutorka. Miejscowym brakowało argumentów, by wykorzystać chwilę słabości polskiego teamu. Jedynie Anika Niederwieser i Bianca Del Balzo trzymały pewien poziom.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: PGE VIVE z awansem do finału po trudnej przeprawie w rewanżu z Azotami

Zanosiło się na powtórkę z Lubina. Po 30 minutach mieliśmy bowiem identyczny rezultat. Ale to koniec porównań. Zdaje się jednak, że nasze panie poznały wynik w Michałowcach. Słowaczki przegrały z Czarnogórą 24:27, czym do minimum ograniczyły swoje szanse na awans. Wyraźnie wpłynęło to na koncentrację Polek. Raz po raz obronę przełamywała na kole Del Balzo. Po 39 minutach tablica świetlna wskazała stan 15:19. Krowicki zareagował i niemal natychmiast wszystko wróciło do normy.

Jak łatwo przełamać defensywę gospodyń, pokazały w 49. minucie Kinga Achruk, a niedługo potem także Karolina Kudłacz-Gloc. Te kombinacyjne zagrania mogły budzić uznanie. Tak wielkiej różnicy (bramkowej), jak wcześniej na Dolnym Śląsku już jednak nie było. Emocji także, ale w tym konkretnym przypadku to dobry symptom. Umocniliśmy się na drugiej pozycji i już tylko jakiś niewyobrażalny kataklizm może sprawić, że stracimy awans.

5. mecz eliminacyjny do ME, grupa 2:

Włochy - Polska 25:33 (8:16)

Włochy: Meneghin, Pruenster - Trombetta, Georghe 6, Dalla Costa, Del Balzo 5, Losio 1, Cappellaro, Niederwieser 7, Ettaqui, Di Pietro, Napoletano, Lauretti, Babbo 3, Fanton 2, Landri 1.
Karne: 2/2
Kary: 4 min. (Del Balzo, Cappellaro - 2 min.)

Polska: Kordowiecka, Płaczek - Łabuda 2, Kobylińska 3, Roszak 1, Grzyb 2, Kudłacz-Gloc 9, Janiszewska 2, Zych, Drabik 1, Rosiak, Lisewska 3, Szarawaga 1, Achruk 5, Sobiech 2, Urtnowska 2.
Karne: 6/8
Kary: 8 min. (Kobylińska - 4 min., Sobiech 2 min.)

Sędziowie: Tomislav Cindrić i Robert Gonzurek (obaj z Chorwacji).
Widzów: 1200

Źródło artykułu: