W ciągu kilku dni posypał się plan Stali na Nafciarzy. Zaczęło się niewinnie, od urazu dłoni Łukasza Janysta. Potem wypadł Michał Wypych. W międzyczasie w zespole rozszalała się infekcja. Tomasz Grzegorek rozchorował się prawie tydzień przed spotkaniem, Tomasz Mochocki przed wyjazdem do Płocka, a Marcin Miedziński kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem. Na występ tej trójki nie było szans, temperatura ciała skakała do 40 stopni. Absencje dwóch ostatnich - odpowiednio lidera ataku i obrony - bardzo osłabiły zespół.
Odpowiedzialność za wynik wziął jeden z młodszych, Jakub Ćwięka, ale jego osiem goli były kroplą w morzu potrzeb. Właściwie tylko 20-latek zagrażał rzutem z dystansu. Na rywala klasy Orlenu Wisły Płock to zdecydowanie za mało. Nafciarze już przed przerwą wypracowali dziesięć bramek przewagi i nic nie mogło odebrać im zwycięstwa.
Wicemistrzowie Polski obnażyli braki Stali, szczególnie brylowali Renato Sulić i dogrywający mu piłki Nacho Moya. Hiszpan nie był wprawdzie nadzwyczajnie skuteczny, ale znakomicie spisywał się w roli asystenta.
Skończyło się tak jak skończyć się musiało - Wisła wygrała 38:22. - Wiadomo, że walczymy o inne cele. W ostatnich dniach rozłożyło nam się trzech zawodników. Musieliśmy łatać dziury młodszymi graczami, niektórzy zaprezentowali się nieźle. W następnym tygodniu nieobecni wrócą i wzmocnią nasze szeregi - komentował spotkanie trener Stali Tomasz Sondej.
- Wiedzieliśmy, że przeciwnik ma swoje problemy kadrowe, ale od pierwszych minut zagraliśmy tak, jakby przejechał do nas w najsilniejszym składzie - dodał obrotowy Wisły Igor Źabić.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: PGE VIVE Kielce z pewnym zwycięstwem. Górnik przestraszył się swojej szansy