Ordery odebrali zasłużeni działacze, trenerzy, sędziowie sportowi, nauczyciele i organizatorzy kadr piłki ręcznej. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski otrzymali Bogdan Zajączkowski i Piotr Bogdajewicz.
Złoty kryż zasługi dostali Stanisław Hojda, Wojciech Nowiński, Jan Orzech, Jerzy Witaszek, srebrny natomiast Józef Kulik, Witold Lisiewicz, Bronisław Maly, Krystyna Turnowiecka oraz pośmiertnie Janusz Serwadczak. Odznaczenie odebrał syn Radosław Serwadczak
Brązowym Krzyżem Zasługi uhonorowano Jerzego Bończaka, Grzegorza Budziosza, Jarosława Cieślikowskiego, Piotra Czaczkę, Marka Góralczyka, Krzysztofa Krawczyka, Katarzynę Leszek, Łukasza Łukawskiego, Ryszard Mańkę, Monikę Marzec, Leona Pichena, Leszka Sołodkę, Edytę Suchy, Janusza Szymczyka, Agnieszkę Truszyńską, Sabinę Włodek, Marcina Zubka, Marka Żuka.
W uroczystości uczestniczył Minister Sportu Witold Bańka oraz Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Związku Piłki Ręcznej w Polsce Andrzej Kraśnicki wraz z członkami prezydium zarządu.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Różnica klas w "świętej wojnie". Pewna wygrana PGE VIVE Kielce
- Vive to zupełnie inna historia, klub oparty o graczy światowego formatu z innych krajów. Tymczasem poziom piłki ręcznej w Polsce regularnie się obniża, nie tylko u kobiet, u mężczyzn również. Można już mówić o zapaści. Trzeba w środowisku sprowokować jakieś działania. Związek je podjął, ale one się mijają z celem... Dlaczego?
- Bo wzięli się za to ludzie, którzy faktycznie odpowiadają za obecny dramatyczny stan rzeczy, mieli na niego zdecydowany wpływ , a teraz znowu narzucają swoje poglądy, które się nie sprawdziły. Niedawno posadę stracił dyrektor sportowy federacji Jerzy Eliasz, mający wcześniej mocną pozycję w związku. Oczywiście zarząd nie podał powodów tej decyzji – jakie jest jej tło?
- Tego się nie dowiemy, ale możemy się domyślać. Pan Eliasz był dyrektorem sportowym ZPRP, czyli odpowiadał za szkolenie, a więc za aktualny stan piłki ręcznej w naszym kraju. W jego miejsce pełniącym obowiązki został Damian Drobik, ale i tak będzie musiał podporządkować się grupie weteranów. Podjęto próbę sondażu w środowisku w celu jakiegoś programu naprawczego, ale wygląda na to, że nieważne dokąd płyniemy, byle ster był w naszych rękach. Tymczasem tu trzeba ludzi nowych, z pomysłem, którzy merytorycznie mogą coś twórczego wnieść, a nie powielają stare grzechy... Pan widzi takich ludzi w środowisku?
- Nie chciałbym wychodzić przed szereg i rzucać konkretnymi nazwiskami, ale zapewniam, że są tacy i chętnie podejmą współpracę, być może w swoim czasie się ujawnią. Ale warunkują to tym, żeby ustąpili ludzie, którzy wszystko zniszczyli... Na czym polegał wspomniany przez pana sondaż środowiska?
- Zaproszono grupę około dziesięciu osób, by porozmawiać o sposobach wyjścia z kryzysu. W pierwszej „turze” byłem i ja. Każdy z nas wypowiadał się negatywnie – o centralnych ośrodkach szkolenia, o szkołach sportowych, o lidze... Powiedziałem wprost, że za naprawę nie powinni zabierać się ludzie, którzy robili to dotychczas. Tymczasem moderujący dyskusję profesor Czerwiński zauważył – owszem - że system szkolenia nie funkcjonuje, de facto nie mamy go w Polsce, ale on o tym nie wiedział... A przecież on od tylu lat widział i wiedział wszystko, a teraz zasłania się niewiedzą! Kozłem ofiarnym został więc jeden dyrektor sportowy – reszta nagle się obudziła, że jest źle?
- Eliaszowi należała się dymisja, bo wiele zepsuł – jeżeli nie ma wyników w kategoriach młodzieżowych, zarówno żeńskich jak i męskich, to znaczy, że gdzieś jest błąd, który trzeba zweryfikować i poprawić. Wprowadzić takie zasady naboru i szkolenia, które będą skuteczne. Proste. A więc błąd tkwi u podstaw?
- Czego pan nie dotknie, znajdzie pan argumenty, żeby aktualny stan rzeczy jak najszybciej zmieniać. Ale wyrywkowe dotknięcie jednego problemu nic nie daje. Trzeba przewrócić cały system. Podam jeden przykład: jeżeli będzie zły nabór dzieci, bez potencjału, to oczywiście - one mogą sobie biegać, grać, być szkolone, ale z tego i tak nie będzie zadowalających sportowych efektów. Z drugiej strony – źle wykształcony trener, nawet jeżeli otrzyma dobry „materiał”, to również nie będzie w stanie osiągnąć wyników na wysokim poziomie. Może trzeba sięgnąć do gotowych i sprawdzonych wzorców systemu szkolenia – jak w siatkówce?
- To jest kolejne uproszczenie. To inna gra, inne zasady, dyscyplina inaczej funkcjonuje. To samo z zagranicą – jeżeli odtworzy pan podobny model do tych we Francji czy Niemczech, ale wrzuci w to źle wyszkolonych zawodników i nieprzygotowanych trenerów, to system i tak nie będzie funkcjonował. I odwrotnie – nawet jeżeli bardzo dobry trener obejmie reprezentację młodzieżową, ale otrzyma kiepski materiał ludzki, to nie będzie mógł się wykazać swoimi umiejętnościami i nie osiągnie znaczącego wyniku. Trzeba stworzyć system, który będzie efektywny u nas, w Polsce. Ale przecież związek chwali się, że w całym kraju jak grzyby po deszczu powstały szkolne ośrodki szkolenia piłki ręcznej...
- Organizacyjnie to dobry pomysł, niestety merytorycznie do niczego dobrego nie prowadzi. Życie bowiem wygląda tak: trener organizuje klasę sportową, do której nadaje się ledwie trzech-czterech chłopców, ale regulaminy oświatowe nakazują, by w klasie było 12-15. Więc dobiera się dziesięciu innych, którzy może i chcą, ale nie mają predyspozycji. Powstaje więc fikcja wymuszona przez bzdurne przepisy - za siedem i pół miliona rocznie... Ale może jeżeli z każdej takiej klasy wybije się choć jedna utalentowana „perełka”, to już coś?
- Też nie. Bo jeżeli znajdzie się w klasie, w której szkolenie będzie ukierunkowane pod słabszą większość, która jest w niej przypadkowo, to przechodząc do kategorii starszej, ten talent już będzie miał podstawowe braki i w konsekwencji „zginie”. Oczywiście, mocne jednostki zawsze gdzieś się przebiją, ale to za mało. To są błędy widoczne jak na tacy. Jak więc to zmienić?
- Jednym zdaniem nie da się problemu rozwiązać. Na pewno trzeba usiąść, rozwinąć temat, zastanowić się w gronie fachowców, ale nie tylko tych, którzy pracowali dotąd źle. Takich tematów jest z dziesięć, piętnaście – począwszy od naboru i selekcji, przez szkolenie, edukację trenerów, system rozgrywek, i tak dalej. A może po prostu młodzież nie chce grać w piłkę ręczną – woli nożną, siatkówkę, tenis...?
- Może w takich ośrodkach, jak Katowice czy Gdańsk, gdzie konkurencja innych dyscyplin jest duża, to faktycznie problem. Ale jest wiele takich środowisk w Polsce, gdzie sportu w ogóle nie ma i można zaszczepić i wyłonić duże talenty. Można podać wiele przykładów z historii – najwybitniejsi polscy piłkarze ręczni, jak Bogdan Wenta, Karol Bielecki, Sławek Szmal, bracia Jureccy, Marek Panas pochodziło z małych klubów i środowisk. Poprzez skauting, penetrację można ich wyszukać. Ale trzeba do tego sprawnie funkcjonującego systemu. Tymczasem pojawia się kolejne niebezpieczeństwo... Może być jeszcze gorzej?!
- Chcę powiedzieć, że brak wizji, programu naprawczego i szybkich efektów może sprawić, że związek straci umowy sponsorskie, m.in. z PGNiG, i telewizyjne. Dotychczasowy zarząd odejdzie po kolejnych wyborach, a nowi ludzie zostaną z pustką szkoleniową i finansową. A tutaj huczne obchody stulecia – bal na Titanicu?
- Dosłownie! Będąc szefem związku, chyba tak hucznie bym tego jubileuszu nie obchodził, bo naprawdę nie ma powodów do świętowania. Rozmawiał
Tomasz Mucha Czytaj całość
byłem na wspaniałej gali.
Wielu tu pozamieszczali,
mnie wzorowo wręcz olali...Mowa o wydaniu w kształcie cegły którym cenzura związkowa nie pozwoliła zamieścić wielu nazwisk ludzi zasłużonych dla polskiej piłki ręcznej. Czytaj całość