Aneta Szypnicka z Kolonii
Telekom Veszprem - najbardziej niespełniony zespół w Europie. W finale Ligi Mistrzów grał już dwa razy, w samym Final Four cztery. Do pięciu razy sztuka? O tym marzyły tysiące kibiców, które ściągnęły z całego kontynentu, by w walce o trofeum kibicować najlepszej węgierskiej drużynie.
Trzy lata po najbardziej druzgocącej porażce w historii klubu - przegraniu meczu, gdy w wielu domach już strzelały korki od szampanów - szczypiorniści z Veszprem pragnęli napisać nową, tym razem zwycięską, historię.
Na ich drodze stanął jednak zespół, który nie miał nic do stracenia. Vardar - z problemami finansowymi, zdrowotnymi, grający ostatkiem sił w okrojonym składzie sprawił ogromną sensację, gdy w półfinale odrobił siedem bramek straty i wyeliminował wielkiego faworyta - Barcę Lassę. Dla Macedończyków niedzielny pojedynek był ostatnią szansą na zwycięstwo w Lidze Mistrzów - po sezonie drużyna po prostu się rozpadnie. Najlepsi zawodnicy już znaleźli miejsca w innych europejskich ekipach, ze sponsorowania klubu wycofał się rosyjski magnat - Siergiej Samsonenko, nad Skopje nadciągają ciemne chmury.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZPS o kontrowersyjnych słowach Michała Kubiaka. "Zostało wszczęte dochodzenie"
Tysiące osób zgromadzone w Lanxess Arenie nie dopuszczały do siebie myśli, że Vardar może zwyciężyć. Dwie osoby szczególnie mocno marzyły jednak o wygranej Telekomu Veszprem - Momir Ilić i Laszlo Nagy. Gwiazdy, ikony, twarze piłki ręcznej w Kolonii rozgrywały ostatnie starcie w karierze. To miał być ich mecz. Nie był.
Macedończycy - naród waleczny, o ogromnych sercach i jeszcze większym harcie ducha - pokazali, że nie dla nich rzeczy niemożliwych. Mieli zostać pożarci, a tymczasem walczyli z mocno zaciśniętymi zębami. I to przyniosło efekt. Szczypiorniści z Veszprem nie wiedzieli, co w nich uderzyło, a skopijczycy konsekwentnie grali swoje. W 25. minucie prowadzili już pięcioma trafieniami, a o pierwszy czas poprosił David Davis. Przerwa w grze nie pomogła jednak Węgrom, wciąż mieli problemy ze skutecznością, zawodziły największe strzelby, nie istniała druga linia.
Vardar tymczasem zabijał rywali szybkością, błyszczeli też kołowi, którzy w pierwszej połowie wykorzystali wszystkie sytuacje, jakie im się przytrafiły.
Na początku drugiej części meczu w bramce pojawił się król Sterbik, a to jakby dodało defensywie Węgrów trzy razy więcej pewności. Hiszpana nie powinno być nawet na boisku. W półfinale z PGE VIVE doznał kontuzji i już w 21. minucie musiał opuścić parkiet. Mówiło się, że mogło nawet dojść do złamania kości w stopie, a jednak chociaż 39-latek ledwie chodził, pomógł swojej drużynie w niedzielę. Na dwadzieścia minut przed końcem spotkania zmniejszył straty Veszprem do zaledwie jednej bramki, ale Madziarzy nie poszli za ciosem.
Im więcej czasu mijało, tym Węgrzy bardziej naciskali. Skopijczycy bronili się jednak jak lwy, a duet Kristopans-Cupić dorzucał kolejne trafienia, po których kibice z Macedonii wpadali w ekstazę.
Sen się spełnił. Marzenie stało się faktem. Vardar Skopje drugi raz zwyciężył w Lidze Mistrzów!
Liga Mistrzów, finał:
Vardar Skopje - Telekom Veszprem 27:24 (16:11)
Vardar: Milosavljev, Ghedbane - Stoiłow , Popowski, Kristopans 4, Moraes Ferreira 6, Dissinger, Karacić 3, Skube 3, Kalarasz, Cupić 5, Dibirow 3, Gorbok, Sziszkarjew 1, Vojvodić
Karne: 4/4
Kary: 4 min. (Stoiłow, Kristopnas - po 2 min.)
Telekom: Mikler, Sterbik - Manskow, Ilić 1, Tonnesen, Gajić 1, Nilsson
2, Nagy 1, Marguc, Strlek, Terzić 1, Blagotinsek 1, Nenadić 3, Mahe 6, Mackovsek , Lekai 2
Karne: 6/6
Kary: 10 min. (Ilić, Blagotinsek, Mackovsek - po 2 min., Terzić 4 min.)
Zobacz też: Tałant Dujszebajew na celowniku FC Barca Lassa. Bertus Servaas: Kontakt był, trener zostaje