Skoro naprzeciwko siebie stanęli pretendenci do pozycji nr 3 w Polsce, to należało spodziewać się wymiany ciosów. Azoty grały jednak falami, momentami bez pomysłu, innym razem zbyt indywidualnie. W zabrzańskiej maszynie tryby zacinały się zdecydowanie rzadziej.
Bardzo dobrze wyglądała zwłaszcza współpraca z obrotowymi albo z wbiegającym na koło Bartłomiejem Tomczakiem. Adrian Kondratiuk i jego koledzy z linii rozegrania tak rozprowadzali akcje, że Markowi Daćce pozostawało tylko dokonać egzekucji. Byłego reprezentanta Polski czasem zatrzymywali golkiperzy Azotów, ale na Tomczaka w ogóle nie znaleźli sposobu, doświadczony skrzydłowy w ciemno wbiegał na pozycję i zgarniał piłki.
ZOBACZ: Korzystne rozstrzygnięcie dla Wisły
Kondratiuk zasłużył na tytuł cichego bohatera - sam rzucił dwie bramki, wypracował jednak mnóstwo pozycji, m.in. Iso Sluijtersowi. Przed Holendrem otwierała się trzypasmowa autostrada do bramki, i to taka z godzin nocnych. Wprost nie wypadało nie skorzystać z przestrzeni. Jan Czuwara błyskawicznie ruszał do kontr, zostawiał za sobą tylko kurz. Dobrze wyglądała obrona, przygotowana na warianty rywali.
ZOBACZ WIDEO: Peter Schmeichel i jego "Brudna robota". "Powiedziałem im, że tego nie zrobię"
Azoty wypadły blado. Puławianie wiele razy gubili się, przypominali w ataku dzieci we mgle. Michał Szyba, Antoni Łangowski i Rafał Przybylski zbyt rzadko dawali o sobie znać. Skrzydłowi znowu mieli puste przebiegi, większość akcji kierowano środkiem. Nie wiadomo do końca czemu, ale po założeniu koszulki Azotów rozgrywający nagle zapominają o narożnikach, pomimo że w innych klubach nie stronili od bardziej wymyślnych rozwiązań niż pchanie się przez środek.
Tylko raz Górnicy byli na poważnie zagrożeni. Seria bramek przed przerwą dała im prowadzenie 17:12. Po powrocie Walentyn Koszowy na kilka minut zaczarował bramkę i Azoty zmniejszyły stratę do dwóch goli (17:15). Reprymenda od Marcina Lijewskiego przyniosła efekt, Krzysztof Łyżwa umiejętnie rozdzielał piłki, Jakub Skrzyniarz rozgrzał kibiców interwencjami.
Pod względem emocji hit rozczarował, mniej więcej od 50. minuty spotkanie było rozstrzygnięte. Górnik awansował na trzecie miejsce w tabeli i obnażył Azoty, celujące przecież w powrót na podium. Czasu na poprawki nie zostało wiele, za tydzień pierwsze starcie o fazę grupową Pucharu EHF z Gwardią Opole.
NMC Górnik Zabrze - KS Azoty Puławy 32:25 (17:12)
Górnik: Galia (2/10 - 20 proc.), Skrzyniarz (8/24 - 33 proc.) - Tomczak 6/2, Sluijters 6, Daćko 6, Czuwara 4, Łyżwa 3, Kondratiuk 2, Sićko 2, Buszkow 1, Bis 1, Bondzior 1, Tatarincew, Gogola, Pawelec
Karne: 2/2
Kary: 10 min. (Sićko - 4 min., Bis, Gogola, Daćko - po 2 min.)
Azoty: Bogdanow (6/23 - 26 proc.), Koszowy (5/19 - 26 proc.) - Jarosiewcz 5/1, Szyba 4, Łangowski 3, Kowalczyk 3, Dawydzik 3, Seroka 3, Rogulski 2, Adamczuk 1, Przybylski 1, Moryń 1, Mchawrab, Skwierawski
Karne: 1/2
Kary: 8 min. (Szyba, Dawydzik, Rogulski, Moryń - po 2 min.)