Europejska federacja nie dała Polakom szans na awans, nie wiedzieć czemu zakończyła eliminacje osiem miesięcy przed MŚ 2021, bez przedstawienia jakichkolwiek alternatyw. Biało-Czerwoni nie zdążyli zagrać ani w prekwalifikacjach z Litwinami, ani w głównej rundzie z Białorusinami. Jako że na ME 2020 zajęli dopiero 21. miejsce, nie mieli szans znaleźć się w gronie zespołów z awansem (od 14. pozycji w górę).
- Od miesiąca trwały dyskusje na ten temat. Tylko na moment pojawiła się nadzieja na korzystne rozwiązanie, ale ostatecznie zapadła decyzja o zakończeniu eliminacji. EHF zdecydował się na najprostsze wyjście. Musimy teraz liczyć na związek, na pewno władze zrobią co w ich mocy, chociaż trochę przypomina to chwytanie się brzytwy. Mam tutaj na myśli starania o dziką kartę. Od razu po decyzji w związku odbyło się jedno spotkanie, czekają nas kolejne - mówi trener Patryk Rombel.
- Najbardziej żal naszej 3,5-miesięcznej pracy. Nie będę oczywiście mówił, że mieliśmy awans w kieszeni, ale Litwini i Białorusini pozostawali w naszym zasięgu. Patrząc na nasze występy, powoli robiliśmy postępy, ale nie możemy się sprawdzić na tle innych, co w naszej sytuacji byłoby bardzo korzystne. Gdzieś musimy zbierać doświadczenie przed MŚ 2023 - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Wenta o sytuacji piłki ręcznej w obliczu koronawirusa. "Przesunięcie rozgrywek nie jest do końca sprawiedliwe"
Istnieje duże prawdopodobieństwo, ze kadrowicze nie rozegrają żadnego meczu do października i zaplanowanych na ten termin el. ME 2022. Oznaczać to może aż dziewięć miesięcy przerwy od ostatniego występu ze Szwedami podczas ME 2020.
- Od dłuższego czasu szykowaliśmy plan na ten trudny czas, w przyszłym tygodniu odbędą się kolejne rozmowy i zdecydujemy, jak mogą wyglądać najbliższe miesiące. Zostaliśmy wrzuceni do "zamrażarki" przez EHF, najprawdopodobniej czeka nas prawie rok bez grania i musimy jakoś pracować nad rozwojem grupy. Obecnie wiemy jedynie, że losowanie el. ME 2022 jest zaplanowane na 16 czerwca 2020 roku. Poza tym wszystko przypomina wróżenie z fusów. Nie wiemy, kiedy sporty halowe dostaną zgodę na powrót do treningów. Chcielibyśmy spotkać się na zgrupowaniu w czerwcu, może udałoby się zorganizować jakiś sparing, ale tak jak wspominałem, nie jest to zależne wyłącznie od nas - komentuje selekcjoner.
Idąc tropem ostatnich decyzji EHF, dzika karta wcale nie musi być marzeniem ściętej głowy. Przed MŚ 2019 otrzymali ją Japończycy, gospodarze igrzysk w 2020 roku. W najbliższych mistrzostwach los uśmiechnie się do Amerykanów, budujących zespół już na igrzyska w Los Angeles w 2028 roku. Pozostaje jedno wolne miejsce. Polacy nie stoją na straconej pozycji właśnie ze względu na MŚ 2023, organizowane razem ze Szwecją.
ZOBACZ: Nasz komentarz. "Decyzja EHF jest oburzająca"
ZOBACZ: Legenda trenerem w VIVE?