Grając z Norweżkami, trudno nie wyjść na boisko z respektem dla rywalek. Wielokrotne mistrzynie olimpijskie i Europy, gwiazdy czołowych klubów Europy, znowu przyjechały po złoto wielkiej imprezy. Polki - jak podkreślał sam trener Arne Senstad - bardziej po naukę (CZYTAJ). Norweski szkoleniowiec, dla którego to pierwsza impreza z Biało-Czerwonymi, docelowo szykuje zespół na igrzyska w Paryżu w 2024 roku. Wszystko co po drodze, to na jego (i reprezentantek) korzyść.
Nie dość, że los przydzielił Polkom bardzo mocny zestaw przeciwniczek, to jeszcze na dwa miesiące przed turniejem Senstadowi posypał się pomysł na granie. Kontuzjowane Karolina Kudłacz-Gloc i Monika Kobylińska, czyli motory napędowe reprezentacji. Wliczona nieobecność świeżo upieczonej mamy Kingi Achruk. To wszystko sprawiło, że Norweg właściwie musiał stawiać kadrę od podstaw, choć z wieloma dobrze znanymi sobie zawodniczkami. I to bez możliwości testowania, jedyne przedturniejowe sparingi odwołano z powodu koronawirusa.
Jak na takie okoliczności, to do przerwy gra Polek wyglądała przyzwoicie, choć w oczy rzucała się bojaźliwość. Pogromu nie było, a przecież nikogo nie zdziwiłoby, gdyby Norweżki przejechały się po rywalkach jak walec. W rolę liderki wcieliła się Marta Gęga, Natalia Nosek potrafiła tak wypalić z daleka, że z miejsca powinna znaleźć się w notesach prezesów zagranicznych klubów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bójka podczas meczu piłki ręcznej. Kobiet!
Tych niezłych momentów było jednak mało, znacznie mniej niż prostych pomyłek w wyprowadzaniu akcji. Szczególnie po przerwie, kiedy Polki cierpiały w ataku.
Norweżki kontrolowały mecz, świetnie wyglądały po względem motorycznym. Veronica Kristiansen, Stine Oftedal, Nora Mork tak rozdzielały piłki, że finalizacja akcji była przyjemnością. 3-4 interwencje Weroniki Gawlik będą tylko ładnie wyglądać w skrótach, bo korzyści niestety nie przyniosły. Polki biły w norweski mur, pudłowały nawet do pustej bramki. Pierwszego gola po przerwie rzuciły dopiero w 40. minucie. Mecz zaczął wyglądać dokładnie tak jak można było się spodziewać. Jak lekcja od faworytek.
Różnica 10-11 bramek odzwierciedlała różnicy klas. Na dowód, przy podwójnym osłabieniu Henny Reistad potrafiła w pojedynkę wywieźć obronę w pole. W ostatnim kwadransie Arne Senstad mógł cieszyć się tylko z wybranych akcji.
Przed Polkami jeszcze mecze z Rumunkami i Niemkami. Do II rundy awansują trzy zespoły.
Norwegia - Polska 35:22 (17:13)
Norwegia: Granlund, Sando - Reistad 6, Larsen Aune 5, Herrem 5, Mork 6, Oftedal 3, Dale 2, Kristiansen 2, Jacobsen 1, Skogrand 2, Artntzen 1, Breistol, Frafjord, Loke 1
Karne: -
Kary: 10 min. (Reistad, Dale, Skogrand, Breistol, Frafjord - po 2 min.)
Polska: Płaczek, Gawlik - Gęga 6, Rosiak 3, Nocuń 3, Zych 2, Nosek 2, Drabik 2, Górna 2, Kochaniak 1, Grzyb 1, Łabuda, Roszak, Wołoszyk, Szarawaga, Świerżewska
Karne: -
Kary: 12 min. (Gęga, Świerżewska - po 4 min., Zych, Wołoszyk - po 2 min.)
ZOBACZ:
Historycznie wynik Barcelony