ME 2020: pokonały własny kryzys i gospodynie. Faworytki turnieju w wielkim finale

PAP/EPA / Bo Amstrup  / Na zdjęciu: Mie Enggrob Hoejlund (w środku) oraz Kari Brattset Dale i Marit Malm Frafjord
PAP/EPA / Bo Amstrup / Na zdjęciu: Mie Enggrob Hoejlund (w środku) oraz Kari Brattset Dale i Marit Malm Frafjord

Takich problemów, jak przeciwko Danii, Norweżki jeszcze w turnieju mistrzostw Europy nie miały. Gospodynie prowadziły do przerwy 13:10, a przegrały 24:27. Wielki finał znów nie dla nich.

Reprezentacja Norwegii do walki o tegoroczny finał mistrzostw Europy przystępowała jako jedyna drużyna, która do tej pory wygrywała dosłownie wszystko, co było możliwe. Jedynie Francja mogła się jeszcze pochwalić tym, że nie poznała smaku porażki (ale raz zremisowała po 28 z Rosją). Za to jako pierwsza, po ograniu niesamowitych Chorwatek, powalczy o końcowy sukces w turnieju (więcej o tym meczu tutaj).

Oba zespoły wyraźnie odczuwały już trudy tego turnieju. Świadczyły o tym choćby liczne błędy, które mocno wpływały na skuteczność pod bramką i jednych, i drugich. Ataki po stronie ekipy z północy europejskiego kontynentu mogły napawać dużym niepokojem trenera Thorira Hergeirssona. Celność rzutów na poziomie zaledwie 36 procent po 30 minutach mówiła sama za siebie, a niewiele przed końcem wynosiła nieco ponad 30. Tak utytułowanej drużynie nie przystało tak grać. Jedynie do Nory Mork nie można było mieć zastrzeżeń. Po każdej z jej 5 prób duńskie bramkarki wyjmowały piłkę z siatki. 3 z nich wpadały po rzutach karnych. Niby nic, ale i "siódemkę" trzeba umieć trafić.

Dunki agresywniej broniły, co wychwytywały rumuńskie sędzie. Już po 20 minutach zagrożona czerwoną kartką była Mette Tranborg. Na poprawę dorobku nie wpływała postawa norweskich golkiperek. Ani Katrine Lunde, ani też Silje Solberg nie miały najlepszego dnia. Znacznie lepiej prezentowała się za to Sandra Toft. Na tamten czas to wystarczało.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa w wersji retro. Fani są zachwyceni

Norweżki bardzo dobrze odrobiły lekcję w szatni. Instrukcje przekazane podczas przerwy zdziałały przysłowiowe cuda. Już w 39. za sprawą rzutu Stine Oftedal odzyskały prowadzenie w tych zawodach (16:15). Nie można było jednak powiedzieć, że zaczęły w pełni kontrolować boiskowe wydarzenia. Nadal podania, kierowane choćby do obrotowej, nie były tak precyzyjne i kończyły się stratami. Zawodzić zaczęła Mork. Ale mogła sobie na to pozwolić. Jej koleżanki zaczęły ją wyręczać. Choćby Henny Reistad, czy Kari Dale - późniejsza MVP meczu.

Im bliżej końca spotkania, tym Dunkom jakby bardziej trzęsły się ręce. Coraz częściej celowały w Lunde. Obijały słupki, poprzeczkę. Dwukrotnie w krótkim czasie wstrząsnąć zespołem próbował Jesper Jensen. Daremnie. Każda kolejna nieudana próba odbierała im nadzieję na finał, a u rywalek podnosiła morale. Koleżanki z ławki z niedowierzaniem spoglądały na zegar z czasem. Na 4 minuty przed końcem było już 26:22. Kryzys został zażegnany. O złoto powalczą jednak Norweżki.

Mistrzostwa Europy Kobiet, 2. półfinał:

Norwegia - Dania 27:24 (10:13)

Norwegia: Solberg, Lunde - Reistad 3, Arntzen, Kristiansen 2, Frafjord 1, Loke, Skogrand 2, Mork 6 (3/3), Oftedal 4, Larsen 1, Dale 4, Jacobsen, Herrem 2, Solberg-Isaksen 2, Breistol.
Karne: 3/3.
Kary: 2 min. (Reistad - 2 min.).

Dania: Toft, Reinhardt - Pederesen 2, M. Hansen, A. Hansen 2 (0/1), Heidahl 2, Haugsted 3, Tranborg, Lund, A. U. Hansen, Joergensen 1, Bidstrup 7 (1/1), Jensen Ostergaard 3, Burgaard 1, Hojlund 1, Iversen 2.
Karne: 1/2.
Kary: 6 min. (Tranborg - 4 min., Haugsted - 2 min.)

Sędziowie: Cristina Nastase, Raluca Simona Stancu (obie z Rumunii).
Widzów: bez udziału publiczności.

Czytaj także:
--> Możny sponsor będzie wspierał polską piłkę ręczną

Źródło artykułu: