PGNiG Superliga. Dawno nie mieli tak trudno. Tytuł jak na wyciągnięcie ręki

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: szczypiorniści Barlinek Industrii Kielce
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: szczypiorniści Barlinek Industrii Kielce

Łomża Vive dawno nie miała tak trudno w PGNiG Superlidze Mężczyzn. Kielczanie do samego końca musieli pilnować wyniku z Azotami Puławy. Ostatecznie wygrali, ale tylko 30:29.

Podopieczni Tałanta Dujszebajewa stanęli przed szansą, by właściwie zapewnić sobie kolejny tytuł mistrzowski. Owszem, na koniec sezonu czeka ich jeszcze "święta wojna", ale po ograniu brązowych medalistów, mogą być niemal pewni końcowego triumfu. Zwycięstwo kielczan nad Stalą Mielec, z całym szacunkiem dla tych drugich, wydaje się być jedynie formalnością.

Od początku widać było dużą łatwość gospodarzy w dochodzeniu do pozycji rzutowych. Było to o tyle prostsze, że puławianie tracili piłki choćby przy próbie prostego podania (w sumie zanotowali aż 7 strat). Doszło do tego, że przez blisko 6 minut Andreas Wolff nie wyjął piłki z siatki. Z drugiej jednak strony bardzo dobrze spisywała się kielecka defensywa. Jeszcze przed kwadransem Nicolas Tournat czy Sigvaldi Gudjonsson wychodzili z linii obrony w okolice nawet 9-10. metra.

Azoty miałyby jeszcze większe problemy, gdyby nie Wadim Bogdanow. Bramkarz puławian nie potrafił znaleźć sposobu na bomby z dystansu w wykonaniu Władisława Kulesza. Rosjanina oszukiwał także niezawodny Alex Dujshebaev. Trener Robert Lis próbował reagować, ale niewiele mógł zdziałać. 50-procentowa skuteczność u gości nie powalała. Wyróżniał się głównie Michał Jurecki (4/5).

ZOBACZ WIDEO: Michał Listkiewicz podsumowuje sezon w wykonaniu Legii Warszawa. "Przewaga nad rywalami była bardzo zdecydowana"

Wynik do przerwy pozwalał jednak przypuszczać, że to nie koniec emocji. I rzeczywiście. W niespełna 5 minut po zmianie stron obie drużyny raz po raz podwyższały swój dorobek. Było i efektownie, i efektywnie. Kapitalną zmianę między słupkami dał Mateusz Kornecki (5/12 - 42 proc. skutecznych obron). Aż trudno wyjaśnić sytuację, w której ze stanu 20:15 w ciągu raptem 2 minut Azoty doprowadziły do wyniku 20:18. Zaczęła się prawdziwa wymiana ciosów.

Duże zagrożenie stanowili dwaj boczni rozgrywający puławian. Z jednej strony świetnie dysponowany był Rafał Przybylski (to był jego chyba najlepszy mecz w sezonie), na drugiej flance rządził Antoni Łangowski. Gospodarze potrafili jednak kapitalnie odpowiedzieć i, mimo wszystko, mieli kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Wykorzystywali m.in. niezbyt dobry powrót rywali do defensywy i tak nadrabiali straty.

Trzeba jednak przyznać, że Łomża Vive dawno nie napotkała takiego oporu ze strony przeciwnika. Zdecydowały indywidualne umiejętności takich zawodników jak Alex czy Gudjonsson. Ten drugi rzucił z prawego skrzydła w taki sposób, że można było tylko przyklasnąć. Zabrakło niewiele, by urwać choćby punkt gospodarzom.

PGNiG Superliga Mężczyzn, 24. kolejka:

Łomża Vive Kielce - KS Azoty Puławy 30:29 (13:10)

Łomża Vive: Kornecki, Wolff - Olejniczak, Sićko 6, Dujshebaev 6 (1/1), Tournat 4, Karacić 1, Lijewski, Kulesz 3, Moryto 1, Surgiel, Fernandez Perez 2 (0/1), Karalek 2, Gudjonsson 5 (2/3).
Karne: 3/5.
Kary: 10 min. (Tournat, Karalek - 4 min., Karacić - 2 min.).

KS Azoty: Bogdanow - Akimienko 5 (1/2), Łangowski 4, Podsiadło, Przybylski 8, Jurecki 5, Szyba, Kowalczyk, Dawydzik 4, Seroka, Jarosiewicz 3.
Karne: 1/2.
Kary: 8 min. (Łangowski, Podsiadło, Przybylski, Dawydzik - 2 min.).
Czerwona kartka: Paweł Podsiadło w 46. minucie meczu za faul.

Sędziowie: Fabryczny, Rawicki.
Widzów: bez udziału publiczności.

Czytaj więcej:
--> Przyszłość MMTS-u pod dużym znakiem zapytania
--> Ogromna niespodzianka. Faworyt za burtą w europejskich pucharach

Źródło artykułu: