Terminarz PGNiG Superligi zafundował kibicom wielkie emocje w ostatniej serii gier. Dopiero w ostatniej kolejce, w bezpośrednim starciu, rozstrzygnąć miał się los brązowego medalu Mistrzostw Polski. Z jednej strony Górnik Zabrze, trzecia drużyna ubiegłego sezonu, z drugiej zaś strony KS Azoty Puławy, które ostatni krążek zdobyły jeszcze w 2018 roku i od dwóch lat nie mogą powrócić na ligowe podium.
Puławianom pod opieką Roberta Lisa do osiągnięcia celu wystarczył remis, po 25. kolejkach Azoty wypracowały sobie bowiem jedno “oczko” przewagi nad zabrzanami. Podopieczni Marcina Lijewskiego musieli natomiast iść na całość, dla nich liczyło się tylko zwycięstwo.
Stawka spotkania szybko przełożyła się na wydarzenia na parkiecie. Od pierwszej minuty obserwowaliśmy bardzo twardą walkę, często na pograniczu faulu, a obie ekipy w pierwszej kolejności skupiły się na scementowaniu swojej defensywy. Dopiero w 4. minucie worek z bramkami dla Azotów rozwiązał Łukasz Rogulski, ale po chwili konto zabrzan otworzył jego imiennik - Łukasz Gogola. Zespoły ani na krok nie odstępowały się aż do końca pierwszego kwadransa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szalona końcówka meczu WNBA. Rzut rozpaczy i... zwycięstwo!
Kilka świetnych interwencji Martina Galii w połączeniu z bramkami Iso Sluijtersa pozwoliły gospodarzom na serię trzech trafień i pierwsze w meczu prowadzenie z zaliczką większą niż jeden gol (7:4). Górnik miał nawet szansę na powiększenie różnicy, ale Rafała Glińskiego w kontrataku zatrzymał Wadim Bogdanow, który dosłownie kilka sekund wcześniej zmienił w bramce Mateusza Zembrzyckiego.
Interwencja Rosjanina była wyraźnym impulsem, który dodał nieco animuszu jego kolegom w ataku. Z minuty na minutę coraz odważniej poczynał sobie Bartosz Kowalczyk, kilka piłek dotarło również na linię szóstego metra, gdzie Łukasz Rogulski doskonale wiedział już, co z nimi zrobić. Efektem tego, 90 sekund przed końcem pierwszej partii Azoty doprowadziły do wyrównania (12:12). W pojedynku egzekutorów rzutów karnych tuż przed przerwą lepszy od Wojciecha Gumińskiego okazał się jednak Bartłomiej Tomczak, więc do szatni gospodarze schodzili prowadząc jednym golem.
Po powrocie do gry Azoty na dobre przejęły inicjatywę i to właśnie do przyjezdnych należały pierwsze trzy bramki po zmianie stron (15:13). Drużyny zamieniły się rolami i teraz w roli uciekających występowali goście. Różnica jednak znów nie należała do największych. Podobnie jak Górnik w trackie pierwszego pół godziny, długimi fragmentami Azoty utrzymywały rywali na dystans jednej czy dwóch bramek.
Przełom nastąpił dziesięć minut przed końcem meczu. Rozgrywający bardzo dobry mecz Rogulski wyprowadził Azoty na prowadzenie trzema trafieniami (22:19), a po chwili wynik podwyższyli kolejno Antoni Łangowski oraz dwukrotnie Dawid Dawydzik. Gracze Roberta Lisa rzucili łącznie pięć bramek z rzędu i byli już bardzo blisko brązowego medalu osiem minut przed końcem meczu (25:19).
Do ostatniego gwizdka arbitrów nic się już nie zmieniło. Najskuteczniejszymi graczami na parkiecie okazał się duet świeżo upieczonych brązowych medalistów, czyli Bartosz Kowalczyk i Łukasz Rogulski (obaj po sześć bramek). Kilkadziesiąt sekund przed końcem meczu czerwoną kartkę obejrzał także Michał Adamuszek, ale najważniejsza informacja to zwycięstwo Azotów (28:22) i brązowy medal dla puławian.
Górnik Zabrze - KS Azoty Puławy 22:28 (13:12)
Górnik Zabrze: Skrzyniarz (5/18 - 28%), Galia (5/17 - 29%) - Daćko 5, Tomczak 4, Sluijters 4, Gogola 4, Czuwara 2, Buszkow 1, Łyżwa 1, Dudkowski 1, Kondratiuk, Bis, Bondzior, Adamuszek, Krawczyk, Gliński
Azoty Puławy: Bogdanow (3/14 - 21%), Zembrzycki (1/11 - 9%), Borucki (1/2 - 50%) - Kowalczyk 6, Rogulski 6, Akimenko 4, Łangowski 3, Dawydzik 3, Jurecki 2, Przybylski 2, Jarosiewicz 1, Gumiński 1, Baranowski, Seroka, Szyba, Podsiadło
Czytaj także:
Znamy spadkowicza z PGNiG Superligi!
Zagłębie Lubin w podwójnej koronie