Do zeszłego tygodnia nie wyglądało to dobrze. Handball Stal Mielec przegrywała jak leci, czasem w lepszym, innym razem w gorszym stylu, ale dorobek wciąż pozostawał bez zmian. Przełomowy był występ w Kaliszu, Stal otarła się o zwycięstwo, poległa dopiero po karnych, za to zyskała pierwszy punkt, który odblokował zespół. - Po meczu w Kaliszu zawodnicy nabrali wiary w siebie - przyznał trener Rafał Gliński (CZYTAJ).
Mielczanie dominowali od początku spotkania z Chrobrym. Mieli przy tym kilka przestojów, potrafili zupełnie pogubić się w ataku czy nawet pod własną bramką. Stal wyglądała jednak lepiej niż w ostatnich tygodniach, w końcu Miljan Ivanović regularnie zagrażał z dystansu, w bramce pomógł Damian Procho, a akurat do postawy golkiperów było w tym sezonie trochę zastrzeżeń.
Początek kariery trenerskiej Glińskiego nie wypadał okazale. Choć prezes Roman Kowalik zapewniał, że pozycja byłego reprezentanta nie jest zagrożona, to medalista MŚ 2009 przynajmniej odetchnął po nerwowym starcie w nowej roli.
- Daleko mi do hurraoptymizmu, wciąż musimy odbijać się od dna, ale każde takie zwycięstwo buduje. Oba zespoły falowały, cieszę się, że wytrzymaliśmy mecz mentalnie. Byliśmy stroną dominującą, m.in. dzięki Damianowi w bramce, odbijał piłki, których nie musiał. Samemu jednak meczu nie wygrał, pokazaliśmy, że jesteśmy zespołem - komentował Gliński na konferencji pomeczowej.
Stal przeskoczyła na przedostatnie miejsce w tabeli. W zasięgu mają teraz... Chrobrego. Głogowianie wpadli w dołek po niezłym początku sezonu, próbowali gonić rywali, ale w kluczowych momentach zatrzymywał ich Procho.- To drugi mecz, który przegraliśmy na własne życzenie. Oddajemy piłki w ataku i tracimy bramki po kontrach. Nie wykorzystaliśmy siedmiu sytuacji stuprocentowych, wystarczyła połowa z nich, by wygrać - podkreślił trener Chrobrego Witalij Nat.
ZOBACZ:
Co za pogoń w Lubinie
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego widoku zupełnie się nie spodziewała. "Co one robią?"