Reprezentacja Polski w bojowych nastrojach pojechała na Słowację, gdzie będzie rywalizować w fazie grupowej mistrzostw Europy w piłce ręcznej. Dobre humory szybko zostały zniszczone, a to za sprawą pierwszych wyników testów na obecność koronawirusa.
Aż pięciu Polaków otrzymało pozytywny wynik. Jeżeli do tego dodamy dwójkę, która z powodu COVID-19 została w kraju, to mamy już łącznie siedmiu wykluczonych zawodników.
To niestety zrodziło kolejne problemy. Okazuje się, że Słowacy zaczęli dziwnie traktować Biało-Czerwonych.
- Wystosowaliśmy oficjalne pismo do organizatorów, opisując historię chaosu związanego z testami, ale też chaosu, który wkradł się po zdiagnozowaniu koronawirusa w zespole i podejścia do nas. Wczoraj wieczorem mogliśmy wyjść i zjeść kolację, a dziś rano zostaliśmy poczęstowani zimnym śniadaniem w hallu na naszym piętrze - mówi dyrektor sportowy Damian Drobik na oficjalnym kanale związku.
Polacy byli już testowani czterokrotnie, ale jeszcze nie znają wyników wszystkich testów. Kolejny problem to zakaz trenowania w hali. Podopieczni Patryka Rombla ćwiczyli więc w sali konferencyjnej.
- Zostaliśmy sprowadzeni do parteru. Ale szybko się podnosimy. Nie tracimy z oczu celu, po który tu przyjechaliśmy. (...) Mistrzostwa przed nami. Nie możemy tracić koncentracji. Liczymy na to, że to koniec przygód - dodaje Drobik.
Polscy szczypiorniści rozegrają pierwszy mecz 14 stycznia. Naszym przeciwnikiem będzie Austria.
Zakażeni Polacy mogą jeszcze zagrać na mistrzostwach Europy. Oto warunki >>
Afera przed mistrzostwami Europy. Uczestnicy boją się masowych zakażeń >>
ZOBACZ WIDEO: 17-latek stracił rękę. To, co zrobił, zszokowało cały świat