Miguel Sánchez-Migallón: Z Polską mieliśmy gorszy dzień [WYWIAD]

Getty Images / Kolektiff Images/DeFodi Images  / Na zdjęciu: Miguel Sanchez Migallón
Getty Images / Kolektiff Images/DeFodi Images / Na zdjęciu: Miguel Sanchez Migallón

- Nasz wynik jest niespodzianką - mówi Miguel Sánchez-Migallón, srebrny medalista ME 2022. Gracz Łomża Vive Kielce wyjaśnia również, na czym polega hiszpańska obrona, zdradza swoje sztuczki oraz wiedzę nabytą podczas studiów psychologii sportowej.

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Spodziewaliście się, że wrócicie z mistrzostw Europy z medalem? Hiszpania na Węgry i Słowację jechała bez dotychczasowych liderów, czyli kontuzjowanego Alexa Dujshebaeva oraz Raula Entrerriosa, który zakończył karierę reprezentacyjną.

Miguel Sanchez Migallón, zawodnik Łomża Vive Kielce oraz reprezentacji Hiszpanii: Przed mistrzostwami nie myśleliśmy o medalu czy obronie tytułu. Naprawdę. Chcieliśmy po prostu wygrywać każde kolejne spotkanie i jesteśmy bardzo szczęśliwi, że nasza metoda przyniosła sukces (śmiech). Zgadzam się, że nasze srebro jest niespodzianką, ale najbardziej dla ludzi z zewnątrz. Były wątpliwości odnośnie naszej drużyny, bo mieliśmy w składzie wielu nowych graczy. Przed mistrzostwami, podczas treningów we własnym gronie, czuliśmy jednak, że jesteśmy naprawdę mocni.

W jaki sposób odwróciliście losy półfinału przeciwko Duńczykom (29:25)? W trakcie pierwszej połowy przegrywaliście już czterema bramkami.

Uważam, że był to nasz najważniejszy mecz w turnieju. To oni byli faworytami, ale od początku graliśmy dobrze. W pierwszych minutach bardzo dobrze bronił Niklas Landin, odbijał prawie każdy nasz rzut. Dlatego rywale trochę nam odskoczyli. Wtedy czas wziął nasz trener. Powiedział nam właśnie, że gramy dobrze, tylko musimy być cierpliwi, poprawić skuteczność i jeszcze lepiej współpracować w obronie. Zrobiliśmy to, dzięki czemu dogoniliśmy i pokonaliśmy Danię, ale nie ma w tym żadnej magii.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo na lotnisku. "Zaniemówiłem"



W finale ze Szwedami zadecydowała ostatnia akcja rzut karny po upływie regulaminowego czasu gry, podyktowany przy remisie (26:26) za faul na Albinie Lagergrenie. Czy był zasłużony?


Myślę, że tak. Szwecja zagrała świetny turniej i świetny mecz w finale, czym zasłużyła na tytuł. Problem w tym, że my też. To był bardzo dobry finał, emocjonujący. Obie ekipy zasłużyły na wygraną, ale zwycięzca mógł być tylko jeden.

A co powiesz o meczu z Polakami (28:27)? Męczyliście się z nami okrutnie.

My zagraliśmy słabo, a Polacy dobrze. Wiedzieliśmy, że choć rywale odpadli już z rozgrywek, na pewno będą walczyć do końca i to się sprawdziło. Podczas analizy wideo zwracaliśmy uwagę, że w obronie koncentrujecie się na zawężaniu gry środka, a w ataku decyduje duet Szymon Sićko i Michał Olejniczak. Mocnym punktem jest też współpraca leworęcznych Arkadiusza Moryto i Michała Daszka z obrotowymi. Nasza analiza straciła jednak trochę sensu, gdy kilku zawodników nie mogło u was zagrać. Wiemy jednak, że Polacy się rozwijają, są coraz wyżej w turniejach i jeśli mają dobry dzień, mogą wygrać z każdym.

Dołączasz do grona tych, którzy mówią o organizacyjnych "mistrzostwach absurdu"?

Rozumiem, że wiele reprezentacji narzekało. Wiem, że niektórzy trafili do hoteli z innymi gośćmi z zewnątrz, inni natomiast do hoteli tylko dla uczestników turnieju. Z naszej perspektywy najgorsze były testy. Gracze dostawali sprzeczne wyniki, wszyscy bardzo stresowaliśmy się, czy będziemy mogli zagrać w kolejnym spotkaniu. Było i tak, że dwie godziny przed meczem nie byliśmy pewni własnego składu. Oprócz tego, w obu krajach, na Węgrzech i Słowacji, obowiązywały inne zasady. Można się było w tym pogubić. Całym zamieszaniem nie jestem jednak zdziwiony. Chyba każdy wiedział, że zorganizowanie turnieju w trakcie pandemii będzie bardzo trudne.

To wróćmy do sportu. Eksperci często podkreślali, że główną siłą Hiszpanii była obrona, której często dowodziłeś. Funkcjonuje ona w podobnym systemie, co kielecka. Jakie są jej główne założenia?

Nasza gra opiera się na szczegółowej analizie rywala, dużej mobilności, ścisłej współpracy z kolegami i ciągłym wypychaniu rywala poza dziewiąty metr. Powiedzmy, że to inteligentna defensywa. Podczas gdy w innych systemach obrońcy rzadko wychodzą poza strefę tylko szukają bloku, my chcemy więcej się ruszać, kraść piłki oraz prowokować.

Do czego?

Chcemy ciągle stwarzać rywalom dylematy, wciągać ich w pułapki. Czasem świadomie pozwalamy rywalowi na rzut z nieprzygotowanej pozycji, licząc, że nasz bramkarz łatwo go obroni. Innym razem dajemy możliwość podania do obrotowego, ale tylko po to, żeby przejąć lecącą piłkę, bo doskonale wiemy, gdzie ona trafi.

To znamy już zalety. Jakie są zagrożenia?

Zostawiamy więcej przestrzeni dla rywali, bo odległości między obrońcami są większe. Dlatego ważny jest balans. Weźmy na przykład mecz z Rosjanami, których gra w ataku opiera się na dwóch zawodnikach. Wtedy zagramy trochę ciaśniej, nie pozwalając, by któryś mógł ciągle grać jeden na jeden. Ale kiedy grasz z Danią, gdzie groźny jest każdy zawodnik, lepiej wyjść wyżej i przeszkadzać każdemu z nich w taki sam sposób.

Masz swoje sztuczki?

Dla mnie najważniejsze są pierwsze minuty i to, żeby ukraść rywalom piłkę raz czy dwa. Jeśli w ekipie przeciwnej jest wyróżniający się gracz, trzeba go szybko powstrzymać. Jeśli wymusimy jego błąd, jest duża szansa, że straci pewność siebie i kolejne jego ataki będą słabsze. To trochę wojna psychologiczna. Oprócz tego oglądam bardzo dużo materiałów wideo. Lubię samemu analizować grę innych zespołów i zawodników. Szukam schematów, powtarzalnych zagrań, by móc potem uniemożliwić ich wykonanie. Kiedy byłem młody, dużo podpatrywałem i uczyłem się od Virana Morrosa, w Ciudad Real trenowałem też z Didierem Dinartem czy Mariuszem Jurkiewiczem. Teraz zwracam uwagę na Thiagusa Petrusa z Barcelony.

Rozumiem. Idziemy w kierunku psychologii sportowej, co w sumie nie dziwi, bo to kierunek twoich studiów.

W zeszłym roku skończyłem studia licencjackie, a obecnie jestem w trakcie studiów magisterskich. Uczę się na odległość na hiszpańskim uniwersytecie. Zawsze chciałem zostać piłkarzem ręcznym, ale gdy skończę grać, chcę pozostać przy sporcie w jakiś sposób. Może zrobię jeszcze kurs trenerski.

O czym pisałeś pracę licencjacką?


Trudny temat (śmiech)! Moja praca traktowała o punktowym skupieniu uwagi wizualnej. Dla przykładu, chodzi o to, że grając w obronie, patrzę na zawodnika z piłką i widzę go wyraźnie, ale reszta obrazu jest trochę zamazana. Sprawdziłem więc czy da się wytrenować tę umiejętność, by patrzeć szerzej i widzieć więcej. Nie uzyskałem jednoznacznej odpowiedzi, ale wydaje mi się, że tak.

Czy wiedzę zdobytą w trakcie zajęć jesteś w stanie wykorzystać w trakcie meczów?

Jasne! W psychologii sportowej wyróżnia się cztery główne obszary, które decydują o wyniku. Są to: koncentracja, motywacja, zarządzanie stresem oraz zarządzanie emocjami. W trakcie zajęć poznałem wiele przydatnych ćwiczeń. Na przykład przed każdym meczem wykonuję wizualizację. Chodzi o to, żeby wyobrazić sobie kilka akcji przeciwników, a potem przygotować swoją reakcję. Na treningach trenujemy ciało, by reagowało automatycznie, ale według mnie świetnym uzupełnieniem jest trening mentalny.

Możemy zatem rozprawić się z pewnym mitem. "Każdy kolejny mecz jest najważniejszy" to psychologiczny wytrych czy coś za tym faktycznie stoi?

To naprawdę działa. Nauczyłem się, że przed sezonem warto zaplanować długofalowe cele, określić na przykład jaką umiejętność chcę poprawić, na jakich rozgrywkach się skupiam, żeby mieć to zakodowane w głowie, ale gdy już zaczniemy rozgrywki, idziemy punktowo, krok po kroku, mecz za meczem. To daje najlepsze efekty.

Wizualizujesz już sobie drugą część sezonu w wykonaniu drużyny Łomża Vive Kielce?

(śmiech) Nasze cele są niezmienne: chcemy wygrać Mistrzostwo oraz Puchar Polski oraz awansować do Final4 Ligi Mistrzów. Za nami bardzo dobra pierwsza część rozgrywek, ale teraz musimy zagrać jeszcze lepiej. Mamy młody zespół, który szybko się uczy i ma jeszcze duże rezerwy.

W grudniu przedłużyłeś kontrakt z klubem do 2024 roku. Po twojej stronie nie było chyba żadnych wątpliwości?

Oczywiście. Jestem bardzo zadowolony, bo mam duże chęci, by dalej się rozwijać, poprawiać swoją grę i zdobyć w Kielcach wiele trofeów. Klub imponuje mi przede wszystkim podejściem, które zbiega się z moim. Ciągle są rzeczy, które można poprawić, zawsze trzeba szukać czegoś nowego. My, w Łomża Vive Kielce, zawsze chcemy więcej i nigdy nie jesteśmy w pełni zadowoleni ze swojej gry.

Nie minął jeszcze pełen sezon odkąd dołączyłeś do Łomża Vive Kielce, a twoje CV wzbogaciło się już o brązowy medal igrzysk olimpijskich w Tokio oraz teraz srebrny medal EHF EURO. Strach pomyśleć, co dalej.

Dobrze, że zostało jeszcze dużo do wygrania!

Obserwuj autora na Twitterze i czytaj jego pozostałe teksty!

Czytaj także:
Niespodzianki w Pucharze Polski
Pech duńskiej gwiazdy

Źródło artykułu: