Polska - Szwecja: co za mecz, co za emocje

WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Przemysław Krajewski
WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Przemysław Krajewski

Do 45. minuty był to jeden z najlepszych występów kadry ostatnich lat. Polscy szczypiorniści wyciągnęli wnioski z niedawnego lania i poważnie zagrozili mistrzom Europy Szwedom.

W tym artykule dowiesz się o:

Dwa miesiące temu podczas ME 2022 Polacy tylko przyglądali się, kiedy Szwedzi wyprowadzali serię kontr i wręcz znokautowali ich 28:18. Selekcjoner Patryk Rombel dostał duży materiał do analizy i starannie nakreślił plan na mecz, który tym razem został (prawie) wykonany.

Przede wszystkim Polacy długo unikali tak dużej liczby błędów, która - jak nazwał to selekcjoner - była sportowym samobójstwem z rywalem tej klasy co mistrzowie Europy. Przez pierwsze 30 minut Biało-Czerwoni właściwie nie zostali skarceni kontrą. Nieźle funkcjonowała obrona, liderzy Szwedów nie zdążyli się rozkręcić, bo w razie czego w bramce stał kapitalnie dysponowany Adam Morawski. Bohater Orlen Areny czuł się jak ryba w wodzie, odbił przed przerwą dwa karne, poza tym zatrzymał jeszcze siedem rzutów. Nie robiło mu różnicy, czy leżał na boisku po poprzedniej interwencji, czy akurat pomogła mu trochę obrona. To była wybitna połowa golkipera Wisły.

Żeby nie było zbyt kolorowo, to Polakom sporo zajęło zanim zyskali pewność. Pierwszą bramkę rzucili dopiero w ósmej minucie, kilka razy odbili się od Petera Johannessona, ale potem było już o niebo lepiej. Piłka docierała na koło, po niemrawym początku rozpędził się Szymon Działakiewicz. Jego obserwowaliśmy ze szczególną uwagą, bo po kontuzjach Rafała Przybylskiego i Michała Daszka zdawał swój egzamin dojrzałości w kadrze. Z czasem zaczął dynamicznie przedzierać się przez defensywę i otwierał kołowym drogę do bramki.

ZOBACZ WIDEO: Była gwiazda sportu próbuje sił w tanecznym show. Tak sobie radzi

Jeśli po pierwszej połowie wynik wyglądał obiecująco, to koło 40. minut zrobił się rewelacyjny. Jakub Skrzyniarz w świetnym stylu wszedł do bramki, złamał takiego wybitnego egzekutora jak Hampus Wanne, a z przodu Polacy wykorzystywali prawie każdą okazję, m.in. za sprawą niezawodnego Arkadiusza Moryty. Czasem dopisywało szczęście jak przy rzucie Michała Olejniczaka, ale prowadzenie 18:14 podsyciło wiarę w wielki sukces.

Choć Polacy rozgrywali momentami świetne zawody, to w końcu dopadły ich demony. Trzecią świetną sytuację z koła zmarnował Dawid Dawydzik (wkrótce później czwartą), pudłowali też skrzydłowi, po drodze przytrafiła się jeszcze kara za błąd zmiany. Szwedzi z takimi asami jak Jim Gottfridsson odbudowali się w ataku i na 10 minut przed końcem mecz zaczął się jakby od nowa (20:20). Hampusa Wannego nie wybiły z rytmu dwa zepsute rzuty karne, zawodnik Flensburga czerpał garściami z podań Gottfridssona.

Mistrzowie Europy pokazali klasę w końcówce i jak przystało na zimnokrwistych Szwedów wyprowadzili zabójcze ciosy. Niclas Ekberg i Jonathan Carlsbogard odarli ze złudzeń, choć występ był naprawdę dobry i przy lepszej skuteczności Polaków w końcówce faworyci byli pod ścianą.

Warte odnotowania krótkie epizody dwóch 19-latków z SMS-u. Jakub Będzikowski i Andrzej Widomski do tej pory nie wystawili głowy poza I ligę, a bez kompleksów wyszli na debiutanckie spotkanie z mistrzami Europy.

Polska - Szwecja 24:27 (12:11)

Polska: Morawski, Skrzyniarz - Olejniczak 2, Walczak 2, Moryto 8, Krajewski 2, Działakiewicz 4, Dawydzik 1, Sićko 3, Czuwara 1, Syprzak 1, Będzikowski, Chrapkowski, Fedeńczak, Pietrasik, Widomski.

Szwecja: Johannesson, Norsten - Ekberg 6, Carlsbogard 1, Gottfridsson 3, Lagergren 1, Wanne 9, Bergendahl, D. Pettersson 1, Wallinius 3, Moeller 1, Claar 1, Mellegard, Stenmalm, Sandell 1.

Źródło artykułu: