W czwartek Kamil Stoch oddał dwa skoki na normalnym obiekcie w Pjongczangu. Na treningu osiągnął 102 metry, co dało mu piąte miejsce. Niedługo później, w rundzie kwalifikacyjnej, poprawił się o dwa metry i zajął drugą pozycję, tuż za Andreasem Wellingerem.
- Ten skok był na dobrym poziomie. Nieco spóźniony, ale technicznie bardzo dobry. Czuję, że wciąż mogę coś zrobić lepiej - powiedział dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi w rozmowie z reporterem Telewizji Polskiej.
Choć Stoch uznawany jest za ostoję spokoju, nie ukrywa, że udział w zimowych igrzyskach olimpijskich jest dla niego czymś szczególnym. - Nie jest tak, że jestem totalnie bez emocji. Czasami muszę z tym walczyć, czasami jest łatwiej, ale mam też gorsze momenty. Wiem, gdzie jestem, wiem, po co tutaj jestem i z takim poczuciem staram się robić to, co umiem najlepiej - skomentował.
W Pjongczangu liderowi Pucharu Świata towarzyszy żona, Ewa Bilan-Stoch. W jaki sposób wpływa to na kandydata do medalu? - Ja mam takie powiedzenie - tam twój dom, gdzie twoja żona. Lepiej się czuję ze świadomością, że moja najbliższa osoba jest niedaleko mnie - przyznał.
Piątek jest dla zawodników dniem wolnym od skoków. Konkurs o mistrzostwo olimpijskie na skoczni normalnej rozpocznie się w sobotę (10 lutego) o godzinie 13:30 czasu polskiego.
ZOBACZ WIDEO Nie tylko Stoch powalczy o medal. "Kubacki jest regularny, Hula spisuje się znakomicie"