Skiathlon, czyli bieg łączony (7,5 kilometra stylem klasycznym, a następnie taki sam dystans stylem dowolnym) otwierał rywalizację o medale wśród biegaczek w Pjongczangu.
Najlepszą z Polek okazała się Justyna Kowalczyk (17. miejsce), a 30. była Sylwia Jaśkowiec. Tuż za nią uplasowała się Ewelina Marcisz, a 41. pozycję zajęła Martyna Galewicz.
Wszystkie reprezentantki były zadowolone ze swoich rezultatów. - Poprawiłam się w stosunku do pozycji startowej. Mam teraz pięć dni wolnego, bo nie startuję w sprintach. Będę przez pierwsze dwa dni odpoczywać, a potem przygotowywać do następnych startów - wyjaśniła Galewicz.
- Nie nastawiałam się na bieg łączony, zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie trudno. Wiedziałam, że będzie dla mnie aklimatyzacją przed kolejnymi startami, przede wszystkim przed sprintem, który będzie za trzy dni. Rezerwy jeszcze są i wyniki będą lepsze, a trzydziestka będzie osiągalna - zapewniła Marcisz.
Zgoda panowała również w ocenie tego, która część sobotniego biegu była lepsza. - Lepiej biegło mi się o dziwo klasykiem, bo jestem łyżwiarką. Na łyżwie biegłam z Kikkan Randall, ciągnęłyśmy się jedna z drugą, ale było w porządku - stwierdziła Galewicz. - Łyżwa to nie były moje warunki. Automatycznie zakwasza mi piszczel, współpracowałam z Sylwią Jaśkowiec, ciągnęłyśmy się nawzajem. Zajęłam 31. miejsce - ostatnio mam do niego szczęście, mam nadzieję, że wkrótce złamię tę passę - podkreśliła Marcisz.
To dopiero początek zmagań o medale w Pjongczangu, w piątek odbyła się ceremonia otwarcia, atmosfera dopiero robi się wyjątkowa. - Nie do końca jeszcze czuć. Jest trochę jak na Pucharze Świata: te same twarze i wszystko tak samo. Może motywacja była większa - zakończyła Galewicz.
ZOBACZ WIDEO Adam Małysz znowu na igrzyskach. "Będzie rozrywany"