27-letni Michał Brzuś już dziś jako programista mógłby zarabiać w Iowa City przynajmniej 7,5 tysiąca dolarów miesięcznie. Były pływak nie zamierza jednak iść na skróty, a zamiast dużych zarobków wybrał karierę naukową i skromne stypendium. W USA wynosi ono zaledwie 2,1 tysięcy dolarów, co z trudem wystarczy na wynajem mieszkania i podstawowe potrzeby. Polak się tym jednak nie przejmuje. Jeszcze w tym roku ma jednak szansę zostać doktorem, a jego projekty niedługo mogą znaleźć się w powszechnym użyciu i zupełnie zrewolucjonizować światową radiologię.
- Już dziś dysponujemy technologiami, które w jedną noc pozwalają wykonać pracę, na którą zespół radiologów potrzebowałby więcej niż roku. Mamy rozwiązania na coraz więcej problemów. Wierzę, że już niedługo uda nam się skrócić czas oczekiwania pacjentów na diagnozę, a przede wszystkim na wizytę u specjalisty. Widzę jak szybko, dzięki zaangażowaniu sztucznej inteligencji, udaje nam się robić postępy, a to sprawia, że jestem pełen optymizmu - mówi Michał Brzuś, który w 2017 roku ruszył w podróż w nieznane z nadzieją, by w USA pogodzić karierę pływacką i naukową.
Początkowo wydawało się, że zawodnik trafi do Sun Devil Athletics z Arizony, której głównym szkoleniowcem był Bob Bowman, były trener Michaela Phelpsa. Zresztą najwybitniejszy olimpijczyk w historii sam udzielał się w tym zespole pływackim i zdarzało się, że asystował trenerowi podczas zajęć. Ostatecznie jednak Brzuś nie miał okazji spotkać Phelpsa, bo uczelnia... zgubiła jego dokumentację. Zamiast do Arizony trafił więc do stanu Iowa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód
Szybko skończył karierę
Jego kariera pływacka nie potrwała zbyt długo, a wszystko przez problemy z barkami, które pojawiały się już w trakcie treningów w Polsce. Już po pierwszym roku w Iowa musiał przejść operację barku. Po następnym roku wypełnionym komplikacjami zdrowotnymi stanął przed dylematem - podjąć się kolejnej operacji i próbować dalej w sporcie, czy definitywnie zakończyć profesjonalne pływanie i zająć się karierą naukową. Postawił na to drugie, a dziś nie żałuje.
- Obecnie zajmuję się wykorzystaniem sztucznej inteligencji do obrazowania medycznego w rezonansie magnetycznym. Opracowaliśmy już wiele algorytmów, jak choćby taki, który w zaledwie sekundę potrafi na zdjęciu oddzielić kluczową część mózgu od pozostałych części czaszki. Taka segmentacja zajmuje człowiekowi około godziny i musi być wykonywana przy każdym opisie rezonansu. Nie muszę więc wyjaśniać o jak gigantycznym postępie rozmawiamy - dodaje Polak.
To zresztą nie koniec, bo młodzi naukowcy w Uniwersytecie Iowa "uczą" sztuczną inteligencję wykrywać na zdjęciach rezonansu raka mózgu, analizować postępującą atrofię, a nawet błyskawicznie sprawdzić skutki działania nowych leków. Brzuś jest jednym z autorów takich aplikacji. Co ciekawe, do testów używają świń, których mózg jest większy od używanych do tej pory myszy, a poza tym strukturą najlepiej przypomina mózg ludzi.
Potrzebuje kilku milionów dolarów
Już niedługo jego projekt przejdzie z fazy akademickiej, na komercyjną, a były pływak rozpocznie poszukiwania inwestorów, którzy wyłożyliby pieniądze potrzebne na rozwój technologii i przejście przez proces certyfikacji, który często trwa wiele lat i kosztuje miliony dolarów.
Każde z nowoczesnych rozwiązań, zanim zostanie wprowadzone do użycia, musi przejść dokładne badania pod kątem skuteczności. Czuwa nad tym Food and Drug Administration - gigantyczna organizacja zatrudniająca 18 tysięcy pracowników i dysponująca rocznym budżetem w wysokości 6,5 miliarda dolarów. To właśnie od wyników jej testów zależy ewentualne wprowadzenie projektu do kolejnego etapu prac.
Projekt akademicki może mieć duże znaczenie dla ludzkości. A władze uczelni podchodzą do nich niezwykle poważnie. Informatycy pracują nad zmianami razem z młodymi lekarzami ze szpitala klinicznego zlokalizowanego na terenie uniwersytetu. Jedni skupiają się na funkcjonalności przyjętych rozwiązań, a ci drudzy nad znalezieniem odpowiedniego zastosowania. Efekty współpracy najzdolniejszych informatyków z ambitnymi lekarzami są zadziwiające.
- Obecnie pracujemy nad systemem automatycznego przewidywania powikłań po udarze. Na podstawie analizy tysięcy przypadków potrafimy już dość dokładnie przewidzieć, czy w danym przypadku skutkiem udaru będzie zapadnięcie się części twarzy, utrata umiejętności mówienia, a może ograniczona ruchomość kończyn. System w zaledwie kilka minut może przewidzieć konsekwencje, a taka wiedza będzie wykorzystana do szybkiego przeciwdziałania konsekwencjom zdrowotnym. Dzięki temu uratujemy miliony ludzi przed poważnymi uszczerbkami na zdrowiu - wyjaśnia Brzuś.
Sztuczna inteligencja ma dużo wad
Nowe rozwiązania poza szybkością i dokładnością mają jeszcze jedną zaletę - odpowiadają na gigantyczny kryzys w światowej radiologii. Specjalistów w tej dziedzinie jest coraz mniej, a potrzeby są coraz większe. To wszystko sprawia, że radiolodzy są przepracowani, wypaleni i często rezygnują. Jednym z powodów jest także coraz większe narażenie na procesy sądowe w przypadku błędów. W przeciwieństwie do innych specjalizacji, radiologom dość łatwo udowodnić błąd czy zwykłe przeoczenie. Wystarczy dysponować zdjęciem rezonansu magnetycznego. Połączenie ryzyka z tym, jak żmudna to praca, sprawia, że trudno spodziewać się nagłego wzrostu popularności tej dziedziny medycyny.
Choć były pływak bardzo entuzjastycznie podchodzi do zbliżającej się rewolucji związanej z wykorzystaniem sztucznej inteligencji w medycynie, to jednak widzi także słabe strony przedsięwzięcia.
Obecnie skuteczność nowoczesnych aplikacji opracowywanych na uniwersytecie Iowa to około 90 procent. To lepszy wynik niż przeciętnego lekarza i wystarczająco dużo, by nawet bardzo doświadczeni radiolodzy zaczęli przekonywać się do nowoczesnych rozwiązań. Jednocześnie wciąż boją się, że dane podawane przez sztuczną inteligencję z czasem mogą być traktowane bezrefleksyjnie i przyjmowane jako pewnik. AI wciąż popełnia wiele błędów, a "ucząc się" na podstawie przestarzałych danych, może podążać często w niewłaściwym kierunku.
- W naszym środowisku powszechnie przekazywana jest historia o aplikacji, która analizowała tysiące wniosków o kredyt z przeszłości. W końcu sama stała się rasistą i negatywnie opiniowała wnioski osób czarnoskórych. Okazało się, że wiele lat temu kolor skóry był jednym z podstawowych kryteriów, a niestety sztuczna inteligencja przejęła te fatalne wzorce na podstawie analizy wcześniejszych decyzji - przyznaje.
Zresztą to nie jedyna głośna wpadka sztucznej inteligencji, bo jeszcze nie tak dawno, w 2015 roku, Google wypuściło na rynek aplikację Google Photos, która klasyfikowała zdjęcia osób czarnoskórych jako goryli. Nawet tak duża korporacja nie była w stanie ustrzec się błędów i nie zadbała o odpowiedni dobór danych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania systemu.
Podobne badania, co w radiologii, dotyczą obecnie praktycznie każdej gałęzi medycyny. Amerykanie zastanawiają się także nad wprowadzaniem systemu nagrywającego wizyty lekarskie, co pozwoliłoby zaoszczędzić czas lekarzy na wypisywanie szczegółowej dokumentacji. Badania wykazały, że takie obowiązki często zabierają im nawet połowę czasu pracy, który można byłoby wykorzystać na konsultację kolejnych pacjentów. W tym przypadku mowa jednak o etycznych wątpliwościach, bo wrażliwe dane o naszych chorobach raz wprowadzone do systemu, pozostawałyby w nim na zawsze i mogły stać się ofiarą ataków hakerów.
- Na razie technologia na pewno nie zastąpi człowieka, ale może mu bardzo pomóc, a przede wszystkim ułatwić pracę. Jestem przekonany, że jesteśmy naprawdę blisko wprowadzenia części z naszych wynalazków do powszechnego użycia - dodaje.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Poprawił mi swoim nazwiskiem humor :)
I to nieprawda, że nie należy się wyśmiewać z nazwisk. KAŻDY dorosły Polak może sobie zmienić ośmieszające nazwisko.
Także... sorry Win Czytaj całość