WP SportoweFakty: Jak to się stało, że postawił pan na sport? I to na pływanie, na wodę, która odebrała panu sprawność?
Jacek Czech: Nigdy nie sądziłem, że zostanę sportowcem. Myślałem o karierze informatyka. Wszystko się zmieniło 4 sierpnia 1994 roku. Miałem 18 lat, skoczyłem na główkę do jeziora. Ze zdrowego, pełnego energii chłopaka stałem się niepełnosprawny, z paraliżem rąk i nóg. Na początku było ze mną naprawdę źle. Byłem całkowicie sparaliżowany i całymi dniami patrzyłem w sufit. Nie wiedziałem, co zrobić ze swoim życiem. Później postanowiłem, że muszę walczyć, działać. Pracowałem godzinami, aby odzyskać sprawność i znów móc chodzić. Moje zaangażowanie i ambicja sprawiły, że pomimo niepełnosprawności bardzo się usamodzielniłem. Dzięki treningom w dużej mierze wróciła sprawność w rękach. Stałem się samodzielny. Mogłem poruszać się na wózku bez pomocy drugiej osoby, zacząłem prowadzić samochód i jednocześnie zacząłem studia na kierunku informatyka.
Dlaczego pływanie?
- Po wypadku nie obraziłem się na wodę. Pływanie pozwala mi poczuć się wolnym, uwolnić się od wózka. W wodzie poruszam się swobodnie, zapominam o problemach. Pływanie zaczęło mi wychodzić naprawdę dobrze i szybko pojawiły się pierwsze starty w zawodach. W międzyczasie ukończyłem dwa kierunki studiów i wtedy musiałem wybrać: kariera zawodowa czy sport. Mój promotor powiedział mi wtedy, że na pracę zawsze znajdę czas. Zacząłem pływać wyczynowo.
Ostatnie igrzyska paraolimpijskie w Londynie dobitnie pokazały, że sport niepełnosprawnych nie jest już tylko częścią rehabilitacji.
- Ekipy z Chin, Stanów Zjednoczonych, Rosji, ale też Ukrainy przyjeżdżały bardzo profesjonalnie przygotowane. Sport niepełnosprawnych pod względem profesjonalizmu nie różni się wiele od sportu osób pełnosprawnych. Decydują detale, a żeby osiągnąć sukces, musisz mieć sztab ludzi, który z tobą pracuje. Dziś, aby osiągnąć sukces w sporcie niepełnosprawnych, trzeba trenować dwa razy dziennie. Pod tym względem niczym się nie różnimy od sportowców pełnosprawnych.
Z igrzysk paraolimpijskich w Londynie reprezentacja Polski przywiozła 36 medali. To świetny wynik. Tym bardziej nie potrafię zrozumieć, dlaczego sportowcy niepełnosprawni, którzy tak jak każdy obywatel płacą podatki, nie są wspierani przez państwo. Chcielibyśmy być doceniani za nasz wysiłek i osiągnięcia sportowe.
Skąd podejście, że w Polsce sport niepełnosprawnych pozostaje sportem drugiej kategorii?
- Tak jest, ale zupełnie tego nie rozumiem. Wszystko zaczyna się od braku zaangażowania polityków i urzędników, którzy powinni nam pomagać. Trudno się dziwić, że nikt nie wie o naszych wynikach, ponieważ nawet na stronach ministerstwa sportu nie są one w żaden sposób pokazywane. Inna sprawa, że TVP, która ma przecież misję społeczną, kompletnie odcięła się od sportu paraolimpijskiego. Dowodem były igrzyska w Londynie. TVP była jedną z dwóch, obok Pakistanu lub Afganistanu, telewizji publicznych na świecie, które nie pokazały choćby otwarcia igrzysk paraolimpijskich, podczas gdy oglądalność na Zachodzie b yła rekordowa. Kraj, który aspiruje do bycia liderem w Europie Środkowo-Wschodniej, nie powinien dyskryminować i marginalizować sportu osób niepełnosprawnych.
Czyja to wina?
- Polityków i urzędników. Jestem jedną z osób, która najgłośniej mówi o problemach osób niepełnosprawnych uprawiających sport i o naszych sukcesach. Widać złą wolę polityków. My nie jesteśmy w stanie tego sami zmienić, potrzebna jest presja społeczna.
Cztery lata temu do Sejmu dostało się wielu byłych sportowców. Oni też nie chcieli pomóc?
- Zupełnie niezrozumiałe jest dla mnie podejście posłów, którzy jeszcze niedawno byli wybitnymi sportowcami. Doskonale wiedzą, ile wysiłku kosztuje osiągnięcie sukcesu w sporcie i jak ciężko jest wybić się w naszym kraju. Niestety, w momencie, kiedy takie osoby dostają ciepłe posadki, całkowicie zmienia się ich podejście.
Zostaliśmy pozbawieni nagród i stypendiów przez błędne zapisy, które wydało ministerstwo sportu w 2012 roku za panowania Joanny Muchy. Rozporządzenie mówi, że aby dostać stypendium lub nagrodę finansową, należy spełnić wymóg: w danej konkurencji musi wziąć udział 12 zawodników z 8 państw. Jeśli przykładowo jeden z moich rywali się wycofa lub dozna kontuzji i na starcie stanie 11 zawodników, to nawet jeśli zdobyłbym medal, nie mam szans na stypendium. Przez 3,5 roku ten problem nie został rozwiązany. Nasze postulaty na sejmowych komisjach nie zostały uwzględnione przez ministerstwo. Brakuje chęci działania. Politycy szumnie ogłaszają, że chcą pomóc wszystkim Polakom, ale nie potrafią pomóc nawet niewielkiej grupie osób. Nie może być tak, że publiczne pieniądze się rozmywają, że są fundusze na premie dla polityków, odprawy, wyjazdy integracyjne, czy kolacje za kilka tysięcy złotych.
Jak obecnie wygląda pomoc państwa sportowcom niepełnosprawnym?
- W 2014 roku na cały rok przygotowań do mistrzostw Europy w Eindhoven otrzymałem 22,5 tys. zł. Z czego 10 tys. na wyjazd i start w zawodach. Zostaje 12,5 tys. na treningi. Za te pieniądze niewiele można zrobić. Wynajęcie toru na basenie kosztuje 300 zł/h. Co by było, gdyby takie pieniądze na przygotowania dostała Justyna Kowalczyk, czy Adam Małysz? Czy daliby radę opłacić trenerów, wyjazdy na zgrupowania i sprzęt? Nikt nie żąda milionów. Godnie reprezentujemy nasz kraj i chcemy być godnie traktowani. Jak mam przekonać młodego, niepełnosprawnego człowieka, aby odstawił komputer i wyszedł z domu, żeby spróbował się realizować w sporcie skoro nie może liczyć na podstawową pomoc państwa?
Na szczęście dzięki bezinteresownej pomocy wielu ludzi dobrej woli udaje mi się trenować na takim poziomie, że mogę walczyć z najlepszymi na świecie. Jestem bardzo wdzięczny tym nielicznym sponsorom, którzy zdecydowali się mi zaufać. Dzięki temu utrzymuję się w światowej czołówce. Cieszę się, że pomimo trudności nie zrezygnowałem ze sportu.
Zawodnicy z innych krajów mają lepsze warunki?
- Niestety nasi zagraniczni koledzy mają o wiele lepsze warunki. Zaplecze medyczne, odnowa biologiczna, sprzęt – w tym wszystkim wiele reprezentacji jest daleko przed nami. Australia, Stany Zjednoczone, Anglia, Holandia, Rosja, Chiny, ale i Ukraina, czyli kraj objęty wojną i bardzo niskim dochodem na mieszkańca. Niepełnosprawnym sportowcom z tych krajów nic nie brakuje, mogą się skupić tylko na trenowaniu. Często ćwiczą w najnowocześniejszych ośrodkach razem z kadrami sportowców pełnosprawnych.
Nie mogę sobie pozwolić na skoncentrowaniu się tylko na pasji. Staram się nie utonąć w gąszczu biurokracji, przepisów, problemów, aby móc dalej pływać. W Polsce niepełnosprawny sportowiec musi być marketingowcem, prezesem, agentem, czasami działaczem, a dopiero na końcu zawodnikiem. Marzy mi się mieć takie same szanse, jak moi koledzy za granicą. Nie tracę nadziei, że sytuacja zacznie zmieniać się na lepsze.
Pomimo trudnej sytuacji, z sezonu na sezon udaje się panu poprawiać wyniki i bić rekordy.
- W tym sezonie pięciokrotnie poprawiłem swoje życiówki oraz rekordy Polski. W ciągu trzech lat od igrzysk paraolimpijskich w Londynie o 4 sek. poprawiłem swój rekord na 50 metrów stylem grzbietowym. Na tym dystansie chcę ustanowić rekord świata, aby pokazać, że można pokonywać własne ograniczenia i wszelkie trudności. Mam 39 lat. Bardzo mało zawodników w tym wieku jest w stanie robić takie postępy na takim poziomie rywalizacji. Jestem z tego dumny. Mam jeszcze rezerwy i robię wszystko, aby być coraz lepszym.
Jest szansa na medal w przyszłorocznych igrzyskach paraolimpijskich w Rio?
- O medal w Rio będzie trudno. Ostatnie trzy lata to lata zaniedbań naszych przygotowań do igrzysk. Ja i inni zawodnicy na pewno dadzą z siebie wszystko. To mogę obiecać. Nie wiem, czy po Rio nadal będę uprawiał sport. Zdrowie i predyspozycje mam, ale walka z biurokracją jest coraz cięższa. Nie jestem w stanie wypełniać stosów papierów, aby udowadniać, że zasługuję na to, co mi się należy. Sportowcy niepełnosprawni oczekują jedynie szacunku i normalności.
Jacek Czech: 39-letni zawodnik Kadry Polski w Pływaniu Osób Niepełnosprawnych. Wielokrotny medalista mistrzostw świata, Europy i Polski. Paraolimpijczyk z Londynu. Absolwent Politechniki Rzeszowskiej oraz Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych.
Rozmawiał Maciej Rowiński