MŚ w ciężarach: Brawa dla kibiców z Korei Północnej

Gdyby przyznawać medale za najlepsze kibicowanie podczas rozgrywanych we Wrocławiu mistrzostw świata w podnoszeniu ciężarów, jednymi z głównych kandydatów do tego trofeum byliby Koreańczycy z Północy.

Właśnie ich najbardziej widać na trybunach Hali Stulecia, są najgłośniejsi, gdy na pomost wychodzi zawodnik lub zawodniczka z ich kraju, dopingują, klaszczą, cieszą się z każdego podejścia. Nawet wtedy, gdy po spalonej próbie na tablicy świetlnej zapalają się trzy czerwone lampki.

To kibice specyficzni, można przypuszczać, że wielu z nich po raz pierwszy w życiu ogląda zawody. W grupie są bowiem 10-12 letnie dziewczynki w strojach narodowych, niewiele starsi chłopcy, wszyscy także tak samo ubrani. Młodzież jest non-stop pod baczną opieką starszych, przez cały czas rozgrywania konkurencji nie ruszają się nawet na krok z trybuny.

Grupa jest stale pod nadzorem kilku starszych wiekiem kibiców, mężczyzn w ciemnych garniturach. Gdy w dzień po zdobyciu przez Yun Chol Oma złotego medalu w kategorii 56 kg, kontuzjowany zawodnik z ręką na temblaku pojawił się na trybunach i kilku dziennikarzy chciało sobie z nim zrobić pamiątkowe zdjęcie, kibice w garniturach natychmiast pojawili się w pobliżu i byli bardzo zainteresowani tym, co się dzieje.

Dopiero po wyjaśnieniu, że chodzi wyłącznie o zdjęcia z mistrzem, wrócili do swoich stałych zajęć.

Druga nacja kandydująca do medalu za kibicowanie, to Ukraińcy. Oni nie są tak dobrze zorganizowani jak Koreańczycy, ale gdy startuje ich zawodnik, w hali robi się także bardzo głośno.

Gdy we wtorek Joanna Łochowska zajęła w kategorii 58 kg szóste miejsce, na trybunach do walki zagrzewała ją tylko grupa fanów z rodzinnej Zielonej Góry. Na razie kibiców w biało-czerwonych w czapkach, szalikach i koszulkach w barwach narodowych – we Wrocławiu jest jak na lekarstwo.

Komentarze (0)