Środa na Rajdzie Dakar przebiegała pod znakiem wjazdu do Chile przez niebotyczne przełęcze oraz pierwszego odcinka specjalnego na potężnych wydmach pustyni Atakama. Po tym, jak organizatorzy nałożyli karę 15 minut, Rafał Sonik ruszył na trasę jako czwarty quadowiec. Wysokości sięgające niemal 5000 m n.p.m. oraz 600 kilometrów dojazdówki, nie zrobiły na nim wielkiego wrażenia. - Zdążyłem się zregenerować fizycznie przed startem, ale byłem kompletnie rozbity psychicznie śmiercią Michała Hernika... Startowaliśmy razem w Maroku i w Abu Zabi. Dziesiątki razy widzieliśmy się na trasie… - powiedział, zawieszając głos.
[ad=rectangle]
Obok dużego obciążenia psychicznego, z którym na czwarty etap zmagań wyjechali wszyscy Polacy, Rafał Sonik musiał też jednak zmagać się ze skrajnym zmęczeniem w końcowej partii odcinka specjalnego. - Ostatnie 140 km jechałem bez kropli wody, bo zablokował mi się zawór w kamelbaku. Na dodatek właśnie wtedy wjechaliśmy na najgorsze, przerośnięte gęstą trawą wydmy. To była makabra - relacjonował.
"SuperSonik" przewodził stawce od samego początku oesu, powoli powiększając swoją przewagę i nie miał pojęcia co działo się za jego plecami. Był nieco rozgoryczony, kiedy dowiedział się, że przez chwilę miał siedem minut przewagi nad Ignacio Casale. - Byłem już piekielnie zmęczony i prosiłem Boga, żeby ten etap się już kończył. Byłem wysuszony i opadałem z sił. Nie dziwię się, że na tym fragmencie Ignacio odrobił do mnie te kilka minut. Wjechał teraz na swój teren, więc to było do przewidzenia, że przyspieszy. Na pewno w najbliższych dniach będzie starał się nadrobić straty - tłumaczył quadowiec.
Rafałowi Sonikowi na trasie czwartego etapu nie brakowało też małych radości. - Wyprzedziłem Halperna, który się pogubił. Mówił mi przed startem, że jest specjalistą od nawigacji, więc z przyjemnością zostawiłem go w tyle - zakończył krakowianin z przewrotnym uśmiechem.
W czwartek zaplanowano kolejny bardzo długi odcinek specjalny. Na trasie liczącej 458 km ma być sporo zdradliwego fesz feszu, w którym trzeba być wyjątkowo ostrożnym. Dodatkowo do pokonania będzie 240 km dojazdówki.