Kuba Piątek: Cieszyłem się, że nie muszę już jechać w tym piekle

Wykończony, ale szczęśliwy wrócił do Polski Kuba Piątek, motocyklista ORLEN Team, który zajął bardzo dobre 20. miejsce w Rajdzie Dakar. Piątek udowodnił, że pomimo młodego wieku już teraz stać go na walkę z najlepszymi motocyklistami świata.

W tym artykule dowiesz się o:

Dla Kuby Piątka był to drugi start w Rajdzie Dakar. Rok temu musiał się wycofać z powodu awarii motocykla, w tegorocznej edycji również miał wiele przygód na trasie, ale ukończył rajd na świetnym 20. miejscu. - Cały czas jestem w szoku, mam nadzieję, że teraz emocje trochę opadną. Dopiero zaczyna do mnie dochodzić, że pojechałem naprawdę dobrze. Rajd był dramatycznie ciężki, szczególnie dla nas, dla motocyklistów. Trasy niekiedy były wręcz za trudne i organizator musiał je odwoływać albo skracać. Swoje dołożyła też pogoda. Raz jechaliśmy w ulewę, przy padającym śniegu, by następnego dnia ścigać się przy temperaturze dochodzącej do 55 stopni Celsjusza. To był koszmar, ale ogromnie cieszę się z tego, co pokazałem - powiedział Piątek w rozmowie z WP SportoweFakty po powrocie do Polski.

25-latek z Lublina na trasie Dakaru musiał bronić motocykla przed rwącą rzeką oraz zaliczył groźny wypadek przy próbie wyprzedzania jednego z rywali. Z obu tych opresji na szczęście wyszedł obronną ręką.

- Film kibica, na którym rzeka porwała mi motocykl bije chyba rekordy na youtubie. Sam nie mogłem utrzymać maszyny, całe szczęście, że pomogli mi kibice. Razem, przy pomocy pasów udało się wyciągnąć motocykl na brzeg - opowiada Piątek. - Miałem też jeden dosyć niebezpieczny wypadek. Jechałem w kurzu motocyklisty, pędzącego przede mną. Praktycznie nic nie widziałem i robiłem, co mogłem, aby go wyprzedzić. Na prostej jechaliśmy z prędkością 130 km/h i wtedy zaliczyłem upadek. Na szczęście nie przeleciałem przez kierownicę, tylko upadłem bokiem. Trochę siniaków się pojawiło, ale podniosłem się, otrzepałem i pojechałem dalej - dodaje.

Polski motocyklista przyznaje również, że dziewiąty etap, który został skrócony przez organizatorów ze względów bezpieczeństwa, był prawdziwą drogą przez mękę. - Jechaliśmy w niewyobrażalnym upale. Zawodnicy mdleli, nie mieli wody, potrzebowali pomocy. W użyciu były wszystkie wozy medyczne i helikoptery ratunkowe, więc nie było już komu pomagać kolejnym uczestnikom. Organizator nie miał wyboru i skrócił etap. Kiedy dowiedziałem się, że nie muszę już jechać w tym piekle to kamień spadł mi z serca - wspomina Piątek.

Zobacz także: Jakub Przygoński: Motocyklista na Dakarze ma jednak najtrudniej, ale myślałem, że w samochodzie będzie lżej

Komentarze (0)