Rio 2016. Niebezpieczna trasa winą organizatorów, zakręty grozy zebrały żniwa. Majka przerażony

Wyścigi kolarskie ze startu wspólnego mężczyzn i kobiet podczas igrzysk olimpijskich w Rio odbyły się na niezwykle niebezpiecznej trasie. Eksperci byli zgodni - organizatorzy nie zadbali odpowiednio o bezpieczeństwo zawodników.

Aneta Szypnicka-Staniec
Aneta Szypnicka-Staniec
Getty Images / Mario Tama

Przebitki realizatorów z wyścigów kolarskich ze startu wspólnego kobiet i mężczyzn zostaną zapamiętane na długo. Trasę wyznaczono tak, by pokazać wszystko, co w Brazylii najpiękniejsze - co chwilę mogliśmy więc oglądać piaszczyste plaże, błękit oceanu i górujące nad nim porośnięte gęstymi lasami lub pokryte fawelami wzgórza. To nie fantastyczne widoki najbardziej zapadną jednak w pamięć, ale obrazy koszmarnych upadków i kraks. Tym bardziej, że to one pozbawiły złudzeń o zwycięstwie ludzi, którzy medale mieli na wyciągnięcie ręki.

- Nie wszystkim będzie dane ukończyć ten wyścig - przed startem mówił w wywiadzie dla Telewizji Polskiej Michał Gołaś. Zawodnik zwrócił uwagę na trudy techniczne trasy i przyznał, że jest ona niezwykle wyczerpująca, a to sprawia, że kolarstwo będzie w Rio najtrudniejszą dyscypliną. Jego opinię podzieliła Amerykanka Megan Guarnier - To najcięższa trasa, jaką kiedykolwiek widziałam na jednodniowym wyścigu.

- Jestem zaskoczony, że ktoś zatwierdził taką trasę. Rzuciło mnie to na kolana. To może zniszczyć rywalizację i nie przypuszczam, by wielu zawodników dotarło do mety. Będzie nerwowo, będą szaleńcze zjazdy i naprawdę, ale to naprawdę niebezpieczne miejsca. Przez całą drogę w dół na zakrętach są wysokie krawężniki. Śliskie drogi, plamy oleju, niebezpieczne zakręty. To wszystko może sprawić, że do domu wrócisz znacznie wcześniej niż myślałeś - przewidywał z kolei Nowozelandczyk George Bennett, chociaż twierdził, że on sam bardzo lubi ścigać się w takim chaosie. Sobotni wyścig zakończył na trzydziestej trzeciej pozycji. 

Strome podjazdy, piekielnie kręte zjazdy, bruk i kilometry równoległe z plażą, na których hulał wiatr. Warunki były trudne, ale przecież kolarze to ludzie, którzy są do tego przyzwyczajeni. W Rio zabrakło jednak odpowiedniego zabezpieczenia. O ile warunków pogodowych organizatorzy nie mogli kontrolować, o tyle wystarczyło przewidzieć, że zderzenie z wysokim krawężnikiem przy prędkości kilkudziesięciu kilometrów na godzinę może skończyć się tragedią. W studiu olimpijskiej Telewizji Polskiej trener i dyrektor sportowy PZKol Andrzej Piątek przyznał, że po swojej wizycie w Brazylii był pewny, iż krawężniki przy zjeździe na czas wyścigu zostaną wyjęte lub osłonięte.

ZOBACZ WIDEO koszmarny wypadek Annemiek Van Vleuten (źródło TVP)Kolarstwo – wyścig Elity kobiet: koszmarny wypadek Annemiek Van Vleuten

Tak się jednak nie stało, a to mogło doprowadzić do tragedii. Podczas sobotniego wyścigu najpierw z trasy wypadł Australijczyk Richie Porte - kraksę przypłacił złamaniem obojczyka i stracił szansę na udział w jeździe indywidualnej na czas. To jednak nie on miał największego pecha. Niedługo po nim na zjeździe przewrócili się będący w trzyosobowej ucieczce i zmierzający pewnie po medale - Sergio Henao i Vincenzo Nibali. Kolumbijczyk doznał złamania grzebienia kości biodrowej, Włoch tak jak Porte, roztrzaskał obojczyk i także musiał wycofać się ze środowej czasówki.

Henao i Nibali byli tuż przed Rafałem Majką, który cudem ominął leżących na drodze zawodników. - Na tych zjazdach szedł taki gaz, że byłem przerażony. To była torpeda! Prędkościowiec pokazał mi raz 95 km/h. Przed ostatnim zjazdem przeżegnałem się, bo wiedziałem, że będzie szybko. I myślę, że dlatego nie wywróciłem się w tej kraksie. Nie wiem jak ja to zrobiłem, że udało mi się wyhamować i ich ominąć. Zobaczyłem tylko rowery przed sobą, nad jednym chyba nawet przeskoczyłem - relacjonował w rozmowie z "Super Expressem" pierwszy polski medalista z Rio de Janeiro.

Najgroźniej wyglądał jednak wypadek, do którego doszło w niedzielę. Na około 10 kilometrów przed metą kolarskiego wyścigu ze startu wspólnego kobiet Annemiek Van Vleuten zaliczyła fatalnie wyglądający upadek. Holenderka wspinała się pod Vista Chinesa razem z Marą Abbott, ale na zjeździe szybko uzyskała kilka sekund przewagi nad Amerykanką. Na jednym z zakrętów zawodniczka straciła panowanie nad rowerem i uderzyła z dużym impetem w wysoki krawężnik. Początkowo sytuacja wyglądała dramatycznie, na szczęście szybko poinformowano, że Holenderka jest przytomna. Po przyjeździe do szpitala okazało się, że Van Vleuten ma pęknięte kręgi na odcinku lędźwiowym kręgosłupa i wstrząśnienie mózgu. Przebywa na oddziale intensywnej terapii i ma pozostać tam przez najbliższe 24 godziny.

Z niepokojem jej sytuację śledził mistrz olimpijski z 1992 roku z Bracelony Chris Boardman. - Bardzo trudno się skoncentrować, gdy widzi się wypadek jak ten. Właściwie, to jestem wściekły, bo widziałem te krawężniki i pomyślałem, że nikt nie może się tam rozbić i normalnie wstać. Przejazd był technicznych, był niebezpieczny, a to oznacza, że ludzie, którzy go zaprojektowali wiedzieli o tym i nic z tym nie zrobili - grzmiał w wywiadzie dla BBC One.

ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski: było ciężko, klepałem biedę i nie miałem na obiady

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×