Piotr Myszka bez medalu. Wiatr rozdał karty

Piotr Myszka zajął czwarte miejsce w olimpijskich zawodach klasy RS:X. Polaka na ostatniej prostej wyprzedził Francuz Pierre le Coq. - Wiatr rozdawał karty - przyznaje nasz zawodnik.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
PAP/EPA

Myszka przed startem finałowym miał dwa punkty przewagi nad Francuzem. Medalowy rejs otworzył dobrze, uciekając najgroźniejszym rywalom. Później dopadł go jednak pech.

- Wyścig zaczął się rewelacyjnie - podkreśla nasz olimpijczyk. - Start to był majstersztyk. Grek oraz Francuz się pogubili, więc ich "przyklepałem". Miałem ich pod kontrolą, wszystko wyglądało na poukładane. Niestety, na kursie z wiatrem zatrzymałem się między szkwałami. Tylko patrzyłem bezradnie, jak rywale odrabiają dwieście metrów straty i mnie wyprzedzają.

Le Coq wypracował sobie wówczas nad Polakiem kilkanaście sekund przewagi. - Walczyłem do końca, ale na drugiej halsówce byłem kontrolowany przez Francuza - wyjaśnia Myszka. - Była ona dość prosta, więc trudno było mi go wyprzedzić.

Jeszcze w piątek wydawało się, że nasz zawodnik medal ma w kieszeni. Wówczas trzy razy kończył jednak rejsy poza "dziesiątką", tracąc w klasyfikacji generalnej niemal całą przewagę. - Takie jest żeglarstwo - mówi 35-latek. - W piątek byłem zawiedziony. Żałuję, że straciłem wówczas kontakt z pierwszym i drugim miejscem, bo ci rywale byli w zasięgu. Nie przegrałem jednak z jakimiś leszczami, tylko z mistrzami olimpijskimi i świata.

ZOBACZ WIDEO Zofia Klepacka: szkoda mi Piotra Myszki. Należał mu się medal... (źródło TVP)
Polak podkreśla, że do rywalizacji w Rio był przygotowany znakomicie. - Razem z PZŻ opracowaliśmy porządny program, który umożliwiał walkę o medale. No i walczyłem, przegrałem minimalnie - mówi. - Przed igrzyskami byliśmy na tym trudnym akwenie siedem razy. Mamy świetny sztab szkoleniowy oraz świetnych zawodników, którzy zostawili tu kawał serca. Niestety, tym razem się nie udało.

Myszka podkreśla, że polskie żeglarstwo idzie w dobrym kierunku. - Dziękuję wszystkim za pomoc i wsparcie - zaznacza. - Przed startem wszystko było poukładane. Kiedyś każdy przygotowywał się sam. Kusznierewiczowi udało się, super. Ale to był wyjątek. Dopiero później zaczęliśmy budować teamowe trenowanie, co zaowocowało w Londynie. Gonimy czołówkę i w Tokio będzie jeszcze lepiej.

On sam nie wie, czy będzie walczył o udział w kolejnych igrzyskach olimpijskich. -  Muszę wrócić do domu, usiąść z żoną i się nad tym wszystkim zastanowić - przyznaje. - Mam rodzinę, dzieci, a ostatnie cztery lata był pełne wyjazdów. Przez kolejne cztery ja oczywiście dałbym sobie radę, ale nie wiem, jak żona. Zdecydujemy o tym razem.

Kamil Kołsut z Rio de Janeiro


Zobacz wszystkie korespondencje z Rio de Janeiro -->

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×