- Pozamiatała pani - usłyszała od dziennikarzy Włodarczyk. - No, tak - zaśmiała się mistrzyni olimpijska. - Ponad sześć metrów przewagi nad drugą rywalką - podkreśliła.
Zawody na Stadionie Olimpijskim w Rio de Janeiro ułożyły się dla polskiej młociarki idealnie. W pierwszej próbie wyszła na prowadzenie, w drugiej poprawiła rekord olimpijski, a w trzeciej - rekord świata.
- W eliminacjach nie czułam jeszcze, że mogę pobić rekord. Tam rzucałam na zaliczenie, podobnie w pierwszej próbie konkursowej. Po rzucie na 76,35 wiedziałam, że będę miała medal. Od drugiej kolejki walczyłam już o rekord świata. Już po drugiej próbie na 80,40 była eksplozja radości, przez którą straciłam sporo sił. Dlatego cieszę się, że udało mi się jeszcze znaleźć energię, by rzucić 82,29 - relacjonowała Polka.
Przed trzecim rzutem miała przeczucie, że będzie dobrze. - Czułam, że to jest ten moment. Już jak wchodziłam do koła słyszałam świetny doping kibiców. Zrobiłam wielki show na stadionie, a z trybun wspierali mnie też rodzice, mój sztab, zawodnicy z reprezentacji Polski. Przyjechało dużo Polaków, co widać nie tylko na lekkiej atletyce. Świetnie, że są tu na drugim końcu świata i w takim momencie byli ze mną - dziękowała.
ZOBACZ WIDEO Niesamowita Włodarczyk! Pobiła rekord świata!
{"id":"","title":""}
W tym momencie w całym kraju zapanowała ogromna radość, cieszyła się też oczywiście Anita Włodarczyk. Wyznała jednak, że myślała o tym, by nie oddawać już więcej prób.
- Zastanawiałam się, czy w ogóle dalej rzucać. Pomyślałam, że oddam jeszcze jeden rzut, ale po czwartej próbie powiedziałam do siebie, że nie warto rezygnować, bo to chyba mam "dzień konia" a nie wiadomo, czy drugi taki dzień jeszcze w mojej karierze nastąpi. Walczyłam o poprawę wyniku. Nie udało się, ale to był mój konkurs życia. Coś niesamowitego, co ja dziś zrobiłam na stadionie olimpijskim. Taki wynik na igrzyskach olimpijskich - bomba - opowiadała złota medalistka.
Polka bardzo chciała poprawić najlepszy wynik na świecie, bo bardzo ciężko na to pracowała. - Najbardziej cieszę się z rekordu świata. Wierzyłam w złoto, widziałam, co dzieje się na treningach. Warto było wyciskać siódme poty - zaznaczyła Włodarczyk.
Finał rzutu młotem rozpoczął się przed południem czasu lokalnego. Na stadionie panowały mało sprzyjające warunki. Temperatura przekraczała 30 stopni.
- Upał zdecydowanie przeszkadzał. W takich warunkach to ja trenuję na zgrupowaniach w RPA. Fajnie, że potrafiłam się zmobilizować, wytrzymać. W trakcie zawodów polewałam sobie lodowatą wodą nogi i szyję, żeby chociaż trochę się schłodzić. W takim skwarze osiągnąć taki wynik to coś fantastycznego - powiedziała rekordzistka świata w rzucie młotem.
W strefie mieszanej Włodarczyk była wycieńczona. Organizatorzy podstawili jej nawet krzesełko, bo trudno było jej się utrzymać na nogach. - Chyba nigdy w życiu nie byłam bardziej zmęczona. Ledwo chodzę, dobiłam się jeszcze rundą honorową, ale jestem cała i zdrowa. Ten upał mnie wykończył. Jak wrócę tylko do wioski, od razu idę do kubła z lodem. Po rekordzie świata pojawiła się łezka w oku. To były największe emocje. Teraz nie płaczę, ale wieczorem na dekoracji na pewno popłyną łzy - nie ukrywała mistrzyni olimpijska.
Włodarczyk opowiadała też dziennikarzom, co się działo przed konkursem. Nie mogło zabraknąć pytania o liczbę zjedzonych jajek. - Nie było ośmiu jajek. Jak weszłam na stołówkę powiedziałam: "kurczę, znowu to samo". Były jajka, zjadłam pięć, mnóstwo owoców, jedną kanapkę i moje słynne batony energetyczne - powiedziała.
Wszyscy chcą wiedzieć, czy najsłynniejsza polska sportsmenka dotrwa do kolejnych igrzysk olimpijskich. - Nie chcę nic obiecywać. Na pewno wystartuję w przyszłym roku na mistrzostwach świata w Londynie - oświadczyła mistrzyni i podziękowała swojemu sztabowi. - To, że jestem zdrowa, że zrobiłam taki wynik, to tylko i wyłącznie zasługa mojego sztabu, dla doktora Śmigielskiego, który objął mnie opieką od 2009 roku, kiedy operował moją kostkę, skręconą po rekordzie świata na MŚ w Berlinie. Dla fizjoterapeuty Darka Staszewskiego, który jest magikiem jeśli chodzi o plecy, dla pani fizjolog Ewy Zieman, no i dla Doriana Łomży, trenera przygotowania motorycznego, który wzmocnił moje plecy.
Włodarczyk nie ukrywała, że jej zdaniem mogłaby rzucać jeszcze dalej. - Rezerwy są, bo treningi cięższymi młotami pokazały, że w teorii powinnam jeszcze dalej rzucić niż dzisiaj. Według przeliczeń, powinno być ok. 83-84 metrów. To jest w zasięgu. Cięższymi młotami pobiłam wszystkie rekordy życiowe. W Cetniewie rzucałam 89,80 na treningu, ale młotem kilogram lżejszym. Śmieję się, że teraz chyba będą musieli drzewa wykosić na rzutni, bo młot lądował pod drzewami - opowiadała.
Może jej się to uda jeszcze w tym sezonie. - Mam jeszcze w tym roku na pewno dwa starty, najbliższy na Memoriale Kamili Skolimowskiej na Stadionie Narodowym w Warszawie i chciałabym się jeszcze pokazać z dobrej strony. Chciałam nawiązać do Kamili Skolimowskiej, tak jak co roku na dużej imprezie, rzucałam w jej rękawicy, na każdych zawodach jest ze mną i tu też była - dodała.
Świeżo upieczona rekordzistka świata opowiedziała też dziennikarzom o swojej rozmowie z Piotrem Małachowskim. - Rozmawiałam z nim dzień wcześniej. Pytałam się go, czy jak poprawię rekord świata, to rzucać dalej. On mi powiedział: "rzucaj dalej, nie ma co odpuszczać". Ciekawe ile lat ten rekord świata zostanie. Piotrek uważa, że nikt się do tego nie zbliży.
Grzegorz Wojnarowski z Rio de Janeiro
[b]ZOBACZ WIDEO Radość w boksie Włodarczyk. "Anita, jeszcze bioderka"
{"id":"","title":""}
[/b]