Po mistrzostwach Europy Anita Włodarczyk nie ma czasu na odpoczynek. W drodze do Kielc, gdzie jest ambasadorką jednej z imprez, przybyła do krakowskiego studia "Dzień Dobry TVN".
Zabrała ze sobą wszystkie najcenniejsze krążki, które wywalczyła na arenie międzynarodowej. - Nie liczyłam, ile ważą, ale to 12 medali. Śmieję się, że jestem największą przemytniczką złota w naszym kraju - zażartowała. - Całe szczęście, że jesteśmy w strefie Schengen, mogłam jechać autokarem i uniknęłam kontroli.
Lekkoatletka nie wracała tak, jak reszta Polaków, czyli samolotem. Nie miało to jednak drugiego dna. - Wiedziałam, że jedzie ekipa najbliższych mi kibicować, ale nie wiedziałam jak to ma wyglądać, zupełnie się tego nie spodziewałam. Jak zobaczyłam specjalny, złoty autokar, to od razu postanowiłam wracać z nimi autobusem - wyjaśniła.
Dwa dni po triumfie w Berlinie Włodarczyk dowiedziała się, że za swój występ na igrzyskach olimpijskich w Londynie otrzyma złoty medal. - Podejrzewaliśmy wtedy z trenerem, że Łysenko może być na dopingu, ale czekaliśmy na oficjalną decyzję. Warto być cierpliwym. Na pewno jest żal, to było wielkie oszustwo - skomentowała Włodarczyk.
O tym, że Tatiana Łysenko zażywała niedozwolone substancje, wiadomo było już od jakiegoś czasu. Teraz MKOl podjął decyzję o odebraniu jej złota z Londynu. Trafi ono do Polki, która była druga. - Jak smakuje to złoto? Wypowiem się po ceremonii. Do 2 września muszę podać decyzję, w jakich okolicznościach chcę odebrać ten medal, dostałam cztery propozycje. Jedna z nich to igrzyska, które odbędą się w Tokio za dwa lata. Pozostałe to terminy w ciągu najbliższego roku - wyjawiła.
Przed Włodarczyk jeszcze start na początku września w Ostrawie. Polka nie wystąpi w nadchodzącym Memoriale Kamili Skolimowskiej w Chorzowie.
ZOBACZ WIDEO Barcelona zaczęła od zwycięstwa, Messi od dubletu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]