Ekspresywność nie zawsze pożądana
Każdy przeciętny obserwator siatkówki niejednokrotnie widział Bernardinho skaczącego z wściekłości, bądź wyrywającego sobie słuchawkę z ucha, podczas prowadzenia spotkań zza linii bocznej. Emocje, jakie udzielają się Brazylijczykowi w każdym meczu, mają korzenie w jego wczesnym dzieciństwie. Tą stronę swojego oblicza po raz pierwszy ujawnił w wieku 7 lat, podczas mistrzostw Rio de Janeiro w judo. Młodzian zajął w tych zawodach 2. miejsce, prezentując bardzo agresywny styl walki. Działał z tak wielkim impetem, że w pewnym momencie otrzymał napomnienie ze strony swojego ojca: - Synu, celem jest pokonanie przeciwnika, a nie zabicie go.
Zaangażowanie emocjonalne, prezentowane przez Rezende w czasie sportowej rywalizacji, do dnia dzisiejszego jest jego znakiem rozpoznawczym. - Ważne jest, by lider był szczery i aby drużyna zrozumiała, że to jest mój sposób na wyrażanie emocji. Zawodnicy mogą poddać w wątpliwość sposób, w jaki coś wykonuję, ale nigdy moje intencje - tłumaczył szkoleniowiec. Preferowany przez niego styl czasami potrafi wywołać jednak niezdrowe emocje, czego po raz ostatni mogliśmy doświadczyć podczas Final Six Ligi Światowej 2013 w Mar del Placie. Po zakończeniu meczu fazy grupowej, w którym Brazylia uległa Rosji 2:3, szkoleniowiec dolał oliwy do ognia, w mocnych słowach odnosząc się do postawy jednego z rywali, Aleksieja Spiridonowa.
Przyjmujący Sbornej niemal przez cały pojedynek zaczepiał graczy Canarinhos, za co w końcówce czwartego seta został ukarany czerwoną kartką. - Dziewiątka w reprezentacji Rosji jest szalona, jest chora psychicznie. Prowokował moich podopiecznych niemal przez cały czas, a sędziowie na to pozwalali. On naprawdę potrzebuje leczenia, nie jest zwykłym człowiekiem - powiedział wówczas Bernardinho. Na odpowiedź ze strony krewkiego Rosjanina nie trzeba było długo czekać. - Słowa Bernardo Rezende? Na starszych ludzi chorych na schizofrenię się nie obrażam - wypalił Spiridonow. Kilka dni później, gdy opadły już emocje, zawodnik zadeklarował brak chęci kontynuowania wywołanego zamieszania. - Jeśli chodzi o brazylijskiego trenera drużyny narodowej, nie chcę, aby ten konflikt był kontynuowany. Nie zamierzam się więcej w tej sprawie wypowiadać - uciął zdecydowanie. Spór został zażegnany, ale cała historia na stałe zapisała się w historii światowej siatkówki.
Głębokie przeżywanie wszystkiego, co wiąże się z siatkówką, sprawiło, że w 2006 roku Rezende ujawnił swoje problemy z bezsennością. - Czasem nie mogę spać, nie potrafię odciąć się od siatkówki. Ciągle się uczę, oglądam wideo, szukam nowych rozwiązań. Próbowałem brać tabletki, ale unikam ich, bo nie zawsze one pomagały. Jedyną czynnością, jaka potrafi odciągnąć moją uwagę od pracy w czasie turniejów, jest czytanie - opowiadał trener.
Jedna absencja, koniec panowania
Ilość tytułów i medali wywalczonych przez Rezende może przyprawić o zawrót głowy. Najbardziej spektakularnym sukcesem Brazylijczyka w karierze zawodniczej było zdobycie srebrnego medalu na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles w 1984 roku, gdzie pełnił rolę drugiego rozgrywającego. Zdecydowanie najwięcej osiągnął jednak jako trener męskiej reprezentacji Brazylii, którą objął po Igrzyskach Olimpijskich w Sydney, w listopadzie 2000 roku. Na owoce jego pracy nie trzeba było w Kraju Kawy długo czekać. Pierwsze sukcesy błyskawicznie pociągnęły za sobą falę następnych. Lata 2001-2007 okazały się okresem absolutnej hegemonii Kanarkowych w męskiej siatkówce. Andre Nascimento, Andre Heller, Giba, Dante, Gustavo, Sergio oraz genialny rozgrywający Ricardo - skład tej "żelaznej siódemki" siał popłoch w szeregach każdego przeciwnika. Bilans ich osiągnięć we wspomnianym czasie przedstawia się imponująco: 6 triumfów w Lidze Światowej (2001, 2003, 2004, 2005, 2006, 2007), 2 złote medale mistrzostw świata (2002, 2006), 2 złote medale Pucharu Świata (2003, 2007) oraz złoto olimpijskie (2007).
Dominacja Canarinhos mogła trwać jeszcze dłużej, jednakże w 2007 roku nastąpiło wydarzenie, które pozostawiło duży ślad na postawie drużyny w kilku kolejnych latach. Zupełnie niespodziewanie dla całego siatkarskiego środowiska, Bernardinho podjął wówczas decyzję o wyrzuceniu z kadry Ricardo, kreatora gry, przewyższającego wtedy wszystkich rozgrywających na świecie o kilka klas.
- Ricardinho to mózg drużyny, potrafiący doskonale łączyć emocje ze zdolnością szybkiego myślenia. Od strony mentalnej byłem podobny do niego, ale nie potrafiłem nawet 1/10 tego, co on. Decyzja o jego usunięciu była bardzo ciężka. Był częścią rodziny, ale popełnił błędy i powinien wziąć za nie odpowiedzialność. W tym wypadku trzeba było poświęcić jednostkę, pewną indywidualność, żeby zachować grupę - wyjaśniał powody takiej decyzji Rezende. Skreślony gracz zareagował na tą wieść bardzo emocjonalnie, publicznie oznajmiając, że trener jest dla niego martwy oraz na długi czas zrywając jakikolwiek kontakt z kolegami z zespołu narodowego. - Nie żałuję żadnej decyzji, jaką podjąłem w moim życiu gracza - relacjonował później Ricardo.
[nextpage]Palmę pierwszeństwa na rozegraniu przejęli kolejno Marcelo Elgarten oraz syn szkoleniowca, Bruno Rezende. Marcelinho prowadził grę drużyny na igrzyskach olimpijskich w Pekinie, zakończonych przez Brazylię na 2. miejscu, po porażce w finale ze Stanami Zjednoczonymi 1:3. Pomimo zdobycia medalu, na doświadczonego rozgrywającego spadła spora fala krytyki. Niedługo później zakończył on, podobnie jak większość członków "złotego pokolenia", międzynarodową karierę. Nowa generacja, dowodzona na parkiecie przez Bruninho, osiągnęła parę sukcesów, ale do klasy prezentowanej przez poprzedników brakowało im sporo. Pomimo tego, Brazylijczycy zdobyli mistrzostwo świata w 2010 roku oraz dwukrotnie zwyciężyli w Lidze Światowej (2009, 2010). Najważniejszym celem nowo formowanej ekipy było jednak odzyskanie złota olimpijskiego w Londynie.
Tuż przed najważniejszą misją czterolecia, Ricardo oraz Bernardinho zdołali znaleźć ze sobą wspólny język, co zaowocowało ponownym powołaniem dla utytułowanego rozgrywającego. - To zmęczenie sobą zdecydowało, że rozstaliśmy się z trenerem, chociaż między nami nie było żadnej wojny. Szkoda tych pięciu lat, ale dobrze że wróciłem - przyznawał siatkarz. W drużynie występującej w stolicy Wielkiej Brytanii, nie był jednak pierwszym wyborem Rezende. Gdy pojawiał się na boisku w roli zmiennika, było wyraźnie widać, że czasy świetności już dawno za nim. Jego następca, Bruno, wykonywał swoją pracę bardzo dobrze, ale Brazylia nie osiągnęła założonego celu, przegrywając w finale z Rosją 2:3.
Uznanie wśród kobiet
- Największy problem po pierwszych sukcesach polega na przezwyciężeniu zmieniającej się otoczki wokół drużyn. Jeśli gracz zmieniają swój stosunek do pracy, nie utrzymają koniecznej dyscypliny, wtedy zwycięska passa błyskawicznie znika - mówił Rezende. Aspekt ten udało mu się przezwyciężyć praktycznie na każdym trenerskim froncie. Od 1997 roku prowadzi żeńską drużynę Unilever Rio De Janeiro (obecnie Rio de Janeiro Volley Clube), z którą dotąd aż 9 razy wywalczył mistrzostwo Brazylii, po raz ostatni w sezonie 2013/2014. - Bernardinho chce wyciągnąć z każdego sportowca to, co najlepsze. Wie również, w jakim aspekcie dana osoba może się poprawić - komentowała Sheilla, która występowała pod skrzydłami trenera w latach 2009-2012. - Opiekuje się wszystkimi zawodniczkami tak, jakby były jego dziećmi - dodawała rozgrywająca Roberta Ratzke, do dziś grająca w ekipie z Rio. Rezende osiągnął równie wielkie sukcesy podczas 6-letniej pracy z żeńską reprezentacją Canarinhos (1994-2000). Na 28 rozegranych z nią turniejów, aż w 27 doprowadził ją przynajmniej do brązowego medalu.
- Trenowanie to sztuka partnerstwa, polegająca na uwolnieniu ludzkiego potencjału, w celu jego maksymalnego wykorzystania - opisywał selekcjoner. Jak sam podkreślał, największej radości wcale nie sprawiają mu dni triumfu, lecz takie, w których czuje, że jednostki treningowe zostały wykonane zgodnie z założeniami. Planowanie jest bowiem rzeczą, do której 55-latek przywiązuje niezmiernie dużą uwagę. - Nic nie działa poprawnie bez planu, w skład którego wchodzą takie elementy jak przywództwa, etyka pracy czy zaangażowanie. Ważne jest wyznaczanie celów ambitnych, ale zarazem możliwych do osiągnięcia. Fundamentalną sprawą jest jednak zaplanowanie krok po kroku sposobu ich osiągnięcia. Tuż po zakończeniu jednego ważnego turnieju, od razu zaczynam myśleć o przyszłości - wyznawał Rezende.
"Nie" dla próżności i egoizmu
Jako absolwent ekonomii na Uniwersytecie Katolickim w Rio de Janeiro, zawsze stara się w maksymalnie owocny sposób zagospodarować posiadany czas. Do ciekawej sytuacji doszło w 2004 roku, kiedy to wraz z męską reprezentacją miał oczekiwać pięć godzin na interesujące ich połączenie lotnicze. Uznał, że tak długa bezczynność jest dla jego podopiecznych niedopuszczalna, wynajął dwa vany i zabrał swój zespół na trening.
Nadrzędną, niepoddawaną dyskusji wartością dla Bernardinho, jest umiejętność pracy w grupie. - Nieważne, jak wielki masz talent. Jeśli nie potrafisz stać się częścią grupy, stawiając siebie ponad zespołem, jesteś skazany na niepowodzenie. Kiedy byłem młodym trenerem, myślałem, że potrafię zmotywować każdego. To niemożliwe. Mobilizuję tylko tych, u których widać "ogień". Motywacja jest wówczas jak tlen, mogący zwiększyć płomień. Jeśli ognia brak, wtedy ciężko go rozpalić - wyjaśniał swoją filozofię szkoleniowiec.
Przez blisko 14 lat pracy z męską reprezentacją Canarinhos ani na moment nie pozwolił, by ognisko całkowicie wygasło, bądź nawet niebezpiecznie zbliżyło się do takiego stanu. Takie zagrożenie pojawi się dopiero w roku 2016, podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, rodzinnym mieście Bernardo. Każde inne rozstrzygnięcie niż zdobycie złotego medalu zostanie w ojczyźnie uznane za rozczarowanie. - Wiem jak poprowadzić kadrę, by w Rio de Janeiro odnieść sukces - zapewniał w sierpniu 2012 roku. Ponad 200 milionom jego rodaków nie pozostaje nic innego, jak tylko uwierzyć w te słowa i czekać.