Triumfator tegorocznej Ligi Światowej zagrał już dziesięć setów w dwóch meczach na mistrzostwach świata i ma na koncie trzy punkty, dwa za zwycięstwo z Belgią i jeden za porażkę z Iranem. - Z jednej strony spodziewałem się, że będziemy mieli więcej punktów po dwóch meczach, ale miałem też świadomość, że nasza grupa jest bardzo wymagająca, a Belgia będzie trudnym przeciwnikiem. Zagrali o wiele lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu i są bardzo zmotywowani. Widziałem też, że my sami nie prezentujemy takiego poziomu jak podczas Ligi Światowej, więc nie oczekiwałem fantastycznych wyników od początku rozgrywek. Turnieje rządzą się swoimi prawami, czasem nawet późniejsi zwycięzcy mają słaby start. W tym przypadku jest o tyle gorzej, że z powodu formuły mistrzostw ten mało udany start może rzutować na nasze dalsze osiągnięcia - mówił po meczu z Iranem John Speraw.
[ad=rectangle]
Persowie to przeciwnik dobrze znany Amerykanom, bowiem wygrali z nimi łatwo w półfinale LŚ we Florencji, a potem w trzech z czterech sparingów pod koniec sierpnia. Mimo to w meczu grupowym pierwszej rundy MŚ z nimi przegrali. - Iran obecnie prezentuje wyższy poziom niż w czasie Ligi Światowej, choć zawsze mieli fantastyczne rozegranie i bardzo dobre elementy ofensywne. Ale patrząc na nich teraz widać ogrom pracy włożony w sierpniu w poprawienie defensywy czyli przyjęcia i obrony w polu. Dzięki temu stali się o wiele groźniejszym zespołem. W meczu z nimi my mieliśmy przewagę na siatce, ale oni to nadrabiali fantastyczną grą w obronie - chwalił rywala trener.
Matthew Anderson w klubie gra na przyjęciu, natomiast w tym sezonie reprezentacyjnym od początku pełni rolę atakującego. Tak Amerykanie zaczęli również mecz z Iranem, ale po przegraniu dwóch setów trener przesunął go na przyjęcie, a na atak wystawił Carsona Clarka. To odmieniło grę samego Andersona i całego zespołu, który wygrał dwa następne sety, a w tie breaku przegrał dopiero na przewagi. - To nie jest tak, że Matt jest u mnie na stałe przypisany do prawego skrzydła i pozycji atakującego, ja przed każdym meczem, a nawet setem rozważam inne opcje. Wybieram taką, która wydaje mi się w danym momencie optymalna dla zespołu. Wiem, że Matt czuje się znacznie lepiej na pozycji przyjmującego, na której gra w klubie i to widać także na boisku. Zresztą nieraz o tym rozmawialiśmy. Ustawienie z Mattem na ataku bardzo się nam sprawdzało w lecie, kiedy jednym z przyjmujących był Sean Rooney. Jego kontuzja wszystko nam zaburzyła, bo może nie był on graczem wybitnym w ofensywie, to jednak bardzo skutecznym w przyjęciu i obronie. Dawał także ogromnie dużo zespołowi swoją szybującą zagrywką - tłumaczył szkoleniowiec.
Niska skuteczność Matta Andersona na prawym skrzydle ma też jego zdaniem inne przyczyny. - Teraz widzę duży kłopot w komunikacji między Micah (Christensonem, rozgrywającym - przyp. red.) a Mattem, bo po próbach przyspieszenia wystawy do prawego skrzydła nastąpiło znaczne pogorszenie zamiast poprawy. Nadal uważam, że te wystawy trzeba przyspieszyć, ale wyraźnie widać, że na tym turnieju musimy to odpuścić, bo przynosi to nam więcej złego niż dobrego. To na pewno bardzo frustruje Matta i nie poprawia jego skuteczności. Dodatkowo jeszcze kilka tygodni temu Carson był w bardzo złej formie i jego występ na ataku byłby bezsensowny, teraz natomiast radzi sobie o wiele lepiej, co też zmienia całą sytuację. Z tych wszystkich powodów każdorazowe składanie pierwszej szóstki to jedno wielkie puzzle i wiele czynników muszę wziąć pod uwagę. Kto i w jakim ustawieniu zagra z Portoryko zadecyduję dopiero w dniu meczu - zakończył John Speraw.