Targany wątpliwościami, co do wyboru pierwszej szóstki trener USA John Speraw, w premierowe partii posłał do boju Paula Lotmana. Jankesi zaczęli mecz od atomowego uderzenia, jednak już po chwili legendarny Hector Soto zminimalizował straty swojej ekipy do rywali. Po pierwszej przerwie technicznej opór Portorykańczyków nieco zelżał i Amerykanie bez problemu zdobywali kolejne punkty. W miarę upływu czasu przewaga Matthew Andersona i spółki rosła coraz szybciej. Portorykańczycy nie byli w stanie zatrzymać "profesorskiej" krótkiej Davida Lee oraz pipe'a Taylora Sandera. Seta zakończył efektownym atakiem Maxwell Holt.
[ad=rectangle]
Początek drugiej części meczu to koszmar w przyjęciu zespołu z Ameryki Środkowej. Podopieczni Davida Alemana po zagrywce środkowego Dynama Moskwa przegrywali aż siedmioma oczkami. Wcześniej serią sześciu serwisów z rzędu popisał się skrzydłowy rzeszowskiej Resovii, Lotman. Gracze z Portoryko byli rozbici, a jedyne punkty jakie zdobywali były po błędach siatkarzy z USA. Sporadyczne ataki w wykonaniu Maurice'a Torresa nie mogły zagrozić ekipie Sperawa. Na drugiej przerwie technicznej przewaga Stanów Zjednoczonych wyniosła dziesięć punktów. Deklasację przeciwnika zakończył w tym secie Lee, blokując portorykańskiego środkowego.
Dziesięciominutowa przerwa musiała być ciężką przeprawą dla outsiderów grupy D. Trener Aleman dał odpocząć Soto, a jego młodsi partnerzy za wszelką ceną starali się ugrać więcej punktów niż w poprzednim secie. Gracze z USA zaczęli nieco rozprężeni i po błędzie Micaha Christensona na tablicy pojawił się remis, a as Edgardo Goasa wyprowadził Portoryko na prowadzenie. Portorykańczycy poszli za ciosem i nie ustępowali pola zwycięzcom Ligi Światowej. Po drugiej przerwie technicznej set nabrał rumieńców, ale końcówka należała już do Amerykanów.
Portoryko - USA 0:3 (15:25, 8:25, 20:25)
Portoryko: Goas, Torres, Soto, Roman, Cruz, Muniz, Del Valle (libero) oraz Ortiz, Morales, Jose Rivera, Jackson Rivera
USA: Anderson, Christenson, Sander, Holt, Lee, Lotman, Shoji E. (libero)