W pierwszej fazie mistrzostw świata sporo jest meczów, których wynik z pozoru przewidzieć można niemal w stu procentach. Pod znakiem zapytania stoi głównie to, ilu rezerwowych pojawi się w szóstce faworytów i czy zdołają oni odpowiednio się skoncentrować i zmobilizować. W sobotę tego typu pojedynek do rozegrania mieli Bułgarzy, którzy w Gdańsku mierzyli się z Egiptem. Udowodnili oni jednak, że gdy gra się odpowiednio źle, każdy rywal może okazać się wyjątkowo wymagający.
[ad=rectangle]
Europejczycy potrzebowali kilku akcji, by dobrze wejść w pojedynek. Na pierwszej przerwie technicznej prowadzili Egipcjanie po serii udanych bloków na Danaile Miluszewie (5:8). Podopieczni trenera Konstantinowa szybko jednak wyrównali i w Ergo Arenie rozpoczęła się zacięta walka punkt za punkt. Ta sytuacja trwała do samej końcówki, w której faworyci wyraźnie podkręcili tempo. Przy stanie 20:17 Ibrahim Fakhreldin musiał poprosić o czas, ale natarcia przeciwników w ten sposób nie powstrzymał. Chwilę później Mirosław Gradinarow zakończył seta (25:22).
Wydawało się, że druga partia będzie miała podobny przebieg. Pierwsze piłki ponownie należały do reprezentacji Egiptu, ale Bułgarzy błyskawicznie odzyskali inicjatywę. Później kibice oglądali głównie wymianę własnych błędów i heroiczną walkę sędziów z systemem wideoweryfikacji. Na drugą przerwę techniczną zawodników sprowadził nieudany atak Saleha Youssefa (16:14). Po powrocie na boisko afrykański zespół niespodziewanie zdobył cztery oczka z rzędu i poirytowany Plamen Konstantinow musiał przywołać podopiecznych do siebie. Przy stanie 18:21 zwycięstwo Egipcjan wydawało się całkiem prawdopodobne, ale uniemożliwiła je świetna zmiana i mocne serwisy Todora Skrimowa. Po krótkiej walce na przewagi faworyci objęli prowadzenie 2:0 w meczu.
Niewykorzystana szansa wyraźnie podcięła siatkarzom z kraju faraonów skrzydła. Trzecią odsłonę rozpoczęli od czterech nieudanych akcji. Niedokładne wystawy Andreja Żekowa pomogły im jednak szybko wrócić do gry i doprowadzić do remisu 9:9. Wkrótce to Europejczycy mieli dwa oczka straty i pozostało im liczyć, że ponownie udowodnią swoją wyższość w końcówce. Tym razem jednak się przeliczyli. Pierwszą piłkę setową zdołał jeszcze wybronić Todor Aleksiew, ale drugą w aut z zagrywki posłał Swietosław Gocew i czwarta partia stał się faktem. Tym samym Bułgarzy dołączyli do Niemców i Rosjan, którzy również stracili sety ze znacznie słabszymi zespołami.
O ile jednak wspomniane ekipy porażka zmobilizowała do znacznie lepszej gry i zdeklasowania przeciwnika w czwartej odsłonie, to Bułgarzy nawet nie myśleli o "włączaniu drugiego biegu". Po przerwie nadal popełniali dużo błędów i nie widać było po nich wielkiego zaangażowania. Ahmed Abdelhay asem serwisowym doprowadził do stanu 11:14. Trener Konstantinow liczył, że odmieni sytuację zmianami i wprowadził na boisko Nikołaja Penczewa. Przyjmujący Resovii wiele jednak nie zdziałał. Egipcjanie perfekcyjnie wykorzystali marazm po stronie swoich przeciwników i doprowadzili do tie-breaka, zdobywając tym samym swój pierwszy punkt w grupie C.
Na tym wcale nie zamierzali poprzestać. Już przy stanie 1:4 szkoleniowiec Bułgarii musiał poprosić o przerwę. Pretensje i przekleństwa w końcu podziałały na europejską ekipę, która tuż przed zmianą stron wyszła na prowadzenie. Faworyci ostatecznie zdołali wymęczyć zwycięstwo po asie serwisowym Skrimowa. Wygrana ta chluby raczej im jednak nie przynosi, bo w sobotę zdecydowanie nie wyglądali jak zespół, który przyjechał do Polski, by walczyć o coś więcej niż uniknięcie kompromitacji.
Bułgaria - Egipt 3:2 (25:22, 26:24, 23:25, 20:25, 15:11)
Bułgaria: Żekow, Gocew, Miluszew, Gradinarow, Todorow, Aleksiew, Salparow (libero) oraz Skrimow, Dimitrow, Penczew, Sokołow.
Egipt: Youssef, Abdelhay, Abdelrehim, Thakil, Abdalla, Abou, Moawad (libero) oraz El Sayed, Elkotb, Abdelkader, Fathy.
Tabela grupy C:
Tak na marginesie, to nic, tylko się śmiać z Bułgarów.