Dominika Pawlik: Mistrzów świata już nie ma, ale tytuł pozostał (komentarz)

Wszyscy pamiętamy euforię po ostatniej piłce i niedowierzanie w trakcie meczu, że za chwilę możemy być świadkami historycznej chwili. Zagrywka Brazylijczyków, przyjęcie Miki w punkt i idealne dogranie Zagumnego do Wlazłego. Koniec!

W tym artykule dowiesz się o:

I wtedy Spodek odleciał, wtedy naprawdę można było tak mówić, powtarzany slogan w końcu się ziścił. Kibice świętowali pod halą, ale byli również ludzie przed telewizorami, a także w specjalnych strefach kibica. W tamtej chwili wszyscy byliśmy mistrzami świata.

Wzruszony Stephane Antiga wspominał jakiś czas później, że dopiero po fakcie zrozumiał, że wygrała nie tylko drużyna, ale i wszyscy ci, którzy jej kibicowali. - Nie wygraliśmy tych mistrzostw świata dla siebie samych i swojej satysfakcji, wygraliśmy je też dla Polski. Zrobiliśmy coś ważnego i cennego dla wszystkich Polaków. Codziennie podchodzą do mnie ludzie i oni nie mówią tylko "gratulacje", oni mówią też "dziękuję bardzo" - mówił.

Ci doświadczeni zawodnicy już wtedy zapowiedzieli koniec kariery reprezentacyjnej: Mariusz Wlazły, Krzysztof Ignaczak, a niedługo później Paweł Zagumny. Gra w kadrze jest nie tylko wielkim honorem, ale również poświęceniem. Nie wszyscy są w stanie wytrzymać fizycznie rok gry na najwyższych obrotach, organizm się buntuje. Efektem tego były kontuzje zawodników w kolejnych miesiącach, Michała Winiarskiego, Karola Kłosa czy później Mateusza Miki.

Nic więc dziwnego, że kolejne dwa lata nie obfitowały w sukcesy. Stephane Antiga i Philippe Blain musieli złożyć drużynę od nowa. I nawet jeśli w składzie występowali mistrzowie świata, np. Michał Kubiak, Rafał Buszek, Dawid Konarski, to nie zapominajmy, że oni głównie byli rezerwowymi podczas tej imprezy.

ZOBACZ WIDEO: Szymanik: za rok wrócimy do elity (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

"Mistrzów świata już nie ma" - jak mantrę powtarzali zawodnicy, ale chyba nikt im do końca nie uwierzył, bo kiedy przegrali cały sezon, to pojawiły się głosy, że od mistrzów można wymagać więcej.

Z tej perspektywy dwa lata wydają się być bardzo odległe. Kadra z tamtego czasu i aktualna - podobne, ale nie takie same.

Jeśli porównać wyjściowe szóstki z finału MŚ 2014 i ostatniego meczu igrzysk w Rio, to powtarzają się tylko trzy nazwiska: Mateusz Mika, Karol Kłos i Paweł Zatorski. Czy któryś z tych zawodników może w pojedynkę wygrać mecz? Nie. Przynajmniej aktualnie nie, bowiem przyjmujący po kontuzji nie wrócił do najwyższej dyspozycji.

Jestem dumna z tego zespołu, z tego wszystkiego co i w jaki sposób osiągnął w ostatnich dwóch latach. Przebywanie obok drużyny w tak trudnych momentach, jak w Berlinie czy Tokio, pozwoliło z bliska obserwować jej charakter i poszukiwanie kolektywu. Starali się czerpać doświadczenie z pamiętnego meczu finałowego w Spodku i stworzyć nowy kolektyw. Jak już wiemy, z różnym skutkiem.

Choć od tamtej pory nie mieliśmy takich powodów do radości, ciągle jesteśmy mistrzami świata. Będzie tak przynajmniej przez dwa lata i wcale nie jest powiedziane, że nie będziemy nimi jeszcze dłużej. Do tego jednak długa droga.

Dominika Pawlik

Źródło artykułu: