Zespół Kiwona Parka niespodziewanie prowadził z Canarinhos długi i zacięty bój, już w pierwszym secie sprawiając niespodziankę i wygrywając dość pewnie 25:21. To jednak nie był koniec zaskoczeń. W partii numer cztery Korea Południowa niemal zdeklasowała (!) najbardziej utytułowany zespół ostatniej dekady, zwyciężając do 17! - To było bardzo fajne spotkanie. Czujemy, że jesteśmy w dobrej formie fizycznej i cieszymy się, że udało się to potwierdzić w starciu z tak silnym rywalem - stwierdził po spotkaniu Park Chul-Woo. [ad=rectangle]
28-letni atakujący mógł wraz z kolegami liczyć w sobotę na olbrzymie wsparcie żywiołowej publiczności. Fani zgromadzeni tego wieczoru w Spodku od początku bardzo entuzjastycznie dopingowali drużynę, której przed spotkaniem z Brazylią nikt nie dawał najmniejszych szans na jakąkolwiek zdobycz punktową. - Kibice spisali się znakomicie. Wspierali nas od samego startu i do końca dodawali nam sił. Czuliśmy ich pomoc i płynącą z dopingu dodatkową siłę. Dzięki temu stać nas było na jeszcze więcej - przyznał w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl uśmiechnięty Koreańczyk.
Ambicją każdego sportowca, niezależnie od tego, z kim idzie mu toczyć bój, jest wygrywanie, dlatego po meczu z podopiecznymi Bernardo Rezendego w drużynie z Azji czuć pewien niedosyt, zwłaszcza że szansa na sensacyjny triumf była spora. - Na pewno cieszymy się, że nawiązaliśmy walkę z Brazylią i zdobyliśmy punkty, ale chyba, mimo wszystko dużo bardziej cieszyło nas pierwsze zwycięstwo w turnieju odniesione w meczu z Tunezją. W sobotę jednak przegraliśmy, więc powodów do zadowolenia było na pewno dużo mniej niż po pierwszym dniu zmagań - przyznał z rozbrajającą szczerością Park.
Po czterech seriach spotkań Korea Południowa zgromadziła na swoim koncie cztery punkty i ma już tylko iluzoryczne szanse na awans do kolejnej fazy turnieju. W niedzielę, na koniec zmagań w grupie B mundialu, zmierzy się z reprezentacją Niemiec.
Z Katowic da SportoweFakty.pl,
Marcin Olczyk