Spotkanie pomiędzy Argentyńczykami i Amerykanami było jednym z trzech kluczowych meczów, które miały decydować o ostatecznej klasyfikacji grupy E po drugiej fazie mistrzostw. Żeby nie oglądać się na inne drużyny, Jankesi musieli pokonać Allbicelestes. Podopieczni Julio Velasco, rozpędzeni po ograniu Włochów w poprzednim spotkaniu, zamierzali kontynuować swoją dobrą passę. Ostatnia kolejka zmagań zapowiadała się naprawdę ciekawie zwłaszcza, że o dwa wolne miejsca w kolejnej rundzie walczyły aż trzy ekipy: Polska, Iran i USA.
[ad=rectangle]
Spotkanie rozpoczęło się co najmniej niespodziewanie. Od razu do głosu doszedł Facundo Conte, który zdobył pierwsze cztery oczka dla swojego zespołu (4:2). Do tego dołożył znakomitą zagrywkę, która pozwoliła Argentyńczykom osiągnąć aż pięciopunktową przewagę (7:2). Potrafił również szarpnąć w obronie i zaraz potem znaleźć się w ataku z szóstej strefy. Amerykanie oszołomieni takim przebiegiem poszczególnych akcji, długo nie mogli złapać właściwego rytmu gry. Udało im się zniwelować nieco straty, ale przez dłuższy czas Albiceles utrzymywali trzy oczka różnicy (14:11) do momentu, kiedy na zagrywce spustoszenia narobił Maxwell Holt (15:17), w którego ślady szybko udał się Micah Christenson (16:20), serwując dwa asy pod rząd. Jankesi całkowicie przejęli kontrolę na boisku i zwyciężyli inauguracyjną odsłonę 19:25.
Zupełnie inny scenariusz miał początek drugiej partii, gdzie Amerykanie już na samym początku odskoczyli od swoich rywali na bezpieczną przewagę po pojedynczym bloku Davida Lee (3:7). Kolejno tracone punkty podcięły skrzydła siatkarzom z Ameryki Południowej, którzy zaczęli się mylić w ataku (4:9), nie mówiąc o błędach pojawiających się na zagrywce (9:14). Tempo spotkania zdecydowanie spadło, gdyż Argentyńczycy zostali odrzuceni od siatki dzięki mocnemu serwisowi Amerykanów, którzy ze swej strony wrócili do gry kombinacyjnej (11:16). Nie wiedzieć czemu, Jankesi nagle się rozluźnili i zaczęli tracić punkty w serii, popełniając bardzo proste błędy dotknięcia taśmy w ataku czy przełożenia rąk na drugą stronę siatki (16:18). Do końca tej partii trwała zażarta walka, co rusz to jeden, to drugi zespół wychodził na prowadzenie, jednak ostatecznie korzystny wynik obronili podopieczni Julio Velasco (28:26).
Uskrzydleni Argentyńczycy nie zwalniali tempa ani na chwilę. Szybko rozegrany kontratak do Sebastiana Sole pozwolił Albicelestes zejść na pierwszą przerwę techniczną przy wysokim prowadzeniu 8:4, którego Amerykanie nie potrafili zniwelować. Lider argentyńskiego zespołu natomiast nie zamierzał wstrzymywać ręki. As serwisowy poprzedzony przez dynamiczny atak Conte powiększyły przewagę Argentyny do pięciu oczek (12:7). Amerykański kolektyw nieco się posypał, a Albicelestes spokojnie kroczyli do wygranej w trzeciej partii (19:14). Dopingowani przez wypełnioną bydgoską halę, dzielnie bili się o każdą piłkę (22:17). Wprowadzenie świeżego zawodnika, Davida Smitha, wprowadziło pewne ożywienie w grze Amerykanów (23:20), jednak as serwisowy Jose Luisa Gonzaleza pozbawił ich marzeń o wygranej w tej partii (25:20).
Czwarty set zaczął się od niewielkiego prowadzenia podopiecznych Johna Sperawa (1:4) wypracowanym po potrójnym bloku na Javierze Filardim. Argentyńczycy chyba postanowili sobie za punkt honoru pokonanie Jankesów, gdyż szybko udało im się odrobić całe straty (7:7). Kolejne długie i wyrównane akcje należały już jednak do Amerykanów, a po ataku z lewego skrzydła Taylora Sandera na tablicy wyników widniał już rezultat (10:15). Kiedy wydawało się, że Amerykanie kontrolują sytuację, w polu zagrywki przycisnęli Albicelestes, niwelując przewagę do dwóch oczek (15:17). Po raz kolejny wydawało się, że nic nie jest w stanie wydarzyć się w tym secie (15:20), jednak Argentyńczy złapali kontakt (22:23). Nieudana zagrywka Filardiego doprowadziła do piątego seta (23:25).
Tie-break zaczął się od minimalnej przewagi Amerykanów (1:3). Szybko gra się wyrównała za sprawą skutecznych bloków Argentyńczyków, które pozwoliły im wyjść na prowadzenie 6:5. Długo toczyła się wyrównana walka, jednak minimalnie z przodu znajdowali się Albicelestes. Autowy atak Matthew Andersona dał Argentyńczykom dwupunktową przewagę (10:8), ale dyskusje po tym punkcie rozgorzały. W kolejnych akcjach podziwialiśmy podwójny blok biało-niebieskich i zbicie Conte z szóstej strefy, które przybliżyły ich jeszcze bardziej do wyeliminowania Amerykanów z mistrzostw świata (12:8). Amerykanie nie zdołali odrobić strat, więc po ostatnim gwizdku sędziego mogli się pożegnać z polskim turniejem.
Dzięki zwycięstwu Argentyńczyków nad Amerykanami znamy już drużyny, które awansują do kolejnej fazy mistrzostw. Są to Francja, Iran i Polska, która nawet w przypadku przegranej będzie wyżej w tabeli, gdyż ma wyższe ratio setowe niż Amerykanie.
Argentyna - USA 3:2 (19:25, 28:26, 25:20, 23:25, 15:11)
Argentyna: Filardi, Conte, Gonzalez, Sole, De Cecco, Ramos, Closter (libero) oraz Uriarte, Darraidou, Crer, Porporatto.
USA: Anderson, Sander, Lee, Lotman, Christenson, Holt, Shoji (libero) oraz Smith.