Marcin Olczyk: Co dwie głowy, to nie jedna

Bez pochodzącego z Francji eksperymentalnego duetu trenerów o polskie złoto mistrzostw świata byłoby zdecydowanie trudniej. Czy Antiga i Blain mogą sięgnąć wspólnie po kolejne tytuły?

Mianowanie selekcjonerem reprezentacji Polski Stephane'a Antigi to nie tylko zwrot w kierunku zupełnie świeżego spojrzenia na sprawy szkoleniowe. To również kompletnie nowy model kierowania kadrą z niezwykle ważną instytucją "seniora", którym w sztabie byłego zawodnika PGE Skry Bełchatów jest oczywiście Philippe Blain. Wieloletni opiekun reprezentacji trójkolorowych początków w Polsce nie miał zbyt przyjemnych. Choć mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, pewna, na szczęście cicha, krytyka towarzyszyła mu od pierwszego dnia nominacji. Pojawiały się nawet krzywdzące opinie, sugerujące, że dzięki znajomości z Mirosławem Przedpełskim Francuz dostał wygodną i dobrze płatną posadę, nie musząc przy tym rezygnować z prowadzenia klubu Montpellier Volley, dzięki pierwszoplanowej przykrywce w postaci Antigi.  
[ad=rectangle]
Tym razem działacze polskiej centrali siatkarskiej wykazali się jednak niebywałą przemyślnością oraz zaskakująco trafną analizą potrzeb i możliwości reprezentacji Polski. Dziś stwierdzić można z dużą dozą pewności, że ani Anitiga bez Blaina, ani Blain bez Antigi, na tak eksponowanym i narażonym na tyle niebezpieczeństw stanowisku by sobie nie poradzili. Francuska mieszanka rutyny trenerskiej z osobowością prawdziwego boiskowego lidera i mentora, pozwoliła stworzyć duet, który w krótkim czasie znalazł lekarstwo na chyba wszystkie aktualne bolączki polskiej kadry.

Podczas gdy Antiga na kolejnych odprawach, a później meczach Skry, uczył się słabych punktów rywali (wśród nich potencjalnych reprezentantów), by jeszcze jako zawodnik ich pokonać, Blain mógł z boku przyglądać się im, analizując nie tylko te najsłabsze, ale też najmocniejsze strony. 38-letni siatkarz-selekcjoner miał na bieżąco kontakt z wieloma reprezentantami w Bełchatowie (wcześniej również z kilkoma w Bydgoszczy). Pozostałych znał z boiska, więc wnosił do sztabu bezcenną wiedzę dotyczącą pewnych zachowań w grupie czy szatni, które dla wyniku sportowego czasem mogą być ważniejsze niż umiejętności. Jego były opiekun w reprezentacji Francji, wprawnym i analitycznym okiem dokładnie mierzył boiskową przydatność kandydata. Przy tego typu dwutorowym podejściu, szansa na pomyłkę w ocenie potencjału i przydatności zawodnika wydaje się być dużo mniejsza niż zwykle.

Stephane Antiga w Polsce jest nie od dziś, dlatego musi doskonale znać plusligowe porzekadło: "Kto ma Wlazłego, ten wygrywa"
Stephane Antiga w Polsce jest nie od dziś, dlatego musi doskonale znać plusligowe porzekadło: "Kto ma Wlazłego, ten wygrywa"

Obaj szkoleniowcy pochwalić mogą się swoimi sukcesami na polu pozyskiwania wartościowych dla reprezentacji zawodników. W porównaniu do kadry Andrei Anastasiego w tym roku w drużynie narodowej szczególnie dwa nazwiska zasługują na osobny komentarz. Antiga dokonał niemal cudu, namawiając do gry Mariusza Wlazłego - wciąż zdecydowanie najlepszego polskiego atakującego, którego gwiazda na mundialu rozbłysła w najbardziej odpowiednim momencie, czyli na przełomie drugiej i trzeciej rundy turnieju, gdy ważyły się losy awansu do strefy medalowej. O ile sam atakujący podkreślał, że chce pomóc kadrze, ale liczy się z możliwością przegrania rywalizacji na swojej pozycji, selekcjoner reprezentacji Polski od początku był pewien, że to właśnie "Szampon" musi być wiodącą armatą w jego siatkarskiej machinie szykowanej na najważniejszą w historii polskiego volleya wojnę.

Ale wspomnieć trzeba również o Mateuszu Mice, który nie był w stanie zaistnieć na plusligowym polu ani w Asseco Resovii Rzeszów, ani w Lotosie Treflu Gdańsk. Nic więc dziwnego, że dobre opinie napływające z Francji wielu obserwatorów traktowało z przymrużeniem oka, zwłaszcza że osiągane przez Montpellier wyniki sugerowały, że tamtym kierunkiem głowy w ogóle nie warto sobie zawracać. Tymczasem Mika pokazał się znakomicie już w Lidze Światowej, ale dopiero finał mistrzostw świata siatkarzy ujawnił pełnię jego możliwości. Warto zaznaczyć w tym miejscu, że zawodnik ten we wcześniejszych fazach często był zmieniany, ale opiekunowie kadry nie tracili wiary w niego, za co ten odpłacił profesorską grą (w opinii wielu zdecydowany MVP ostatniego meczu) w decydującym o złocie starciu z potężną Brazylią. Blain nie tylko odkrył go na nowo dla polskiej kadry, ale przede wszystkim umiał dotrzeć do niego jako zawodnika, dzięki czemu roczny pobyt zagranicą pod okiem Francuza okazał się dla zawodnika przepustką do naprawdę wielkiej siatkówki.

I to właśnie zaufanie, a nawet szerzej, podejście do człowieka, wydaje się być jednym z głównych przyczynków do sukcesu tego niepowtarzalnego duetu eksportowego rodem z Francji. W kadrze Antigi i Blaina nie było jakiegokolwiek podziału na pierwszy zespół i rezerwowych. Rządni sensacji dziennikarze na próżno czekali na informacje o sporach czy kłótniach. Wieloletni kapitan Marcin Możdżonek po stracie opaski cierpliwie czekał na swoje szanse i wchodząc na boisko dawał z siebie chyba nawet więcej niż sto procent. Cały zespół w każdym momencie ciągnął reprezentacyjny "wózek" w jedną stronę. Znakomitym przykładem jest tu współpraca Pawła Zagumnego z Fabianem Drzyzgą.

Szkoleniowcy, mając odpowiednią wiedzę i własne obserwacje, potrafili też cierpliwie czekać na powrót charyzmatycznego Michała Kubiaka i konsekwentnie stawiać na wspomnianego Mikę (według Blaina najlepszy obok Michała Winiarskiego polski przyjmujący) czy Piotra Nowakowskiego (przez większość mundialu słabego w bloku i beznadziejnego na zagrywce, jednak przydatnego w ataku, co podkreślał w rozmowie z dziennikarzami Blain), ale też ściągać ich z boiska, gdy sytuacja tego wymagała. I choć wielu miało im za złe zbyt długie przetrzymywanie na parkiecie niektórych zawodników, to właśnie ci najbardziej krytykowani w finale przechylili na polską stronę szalę zwycięstwa.

Trenerski duet doskonały?
Trenerski duet doskonały?

Dwuosobowość, dwa odmienne z powodu doświadczenia, wieku, ale też charakteru, spojrzenia, dają obecnemu sztabowi reprezentacji Polski tak potrzebny dystans i zupełnie inny horyzont działania niż w przypadku chociażby wspomnianego już Anastasiego. Włoch, podobnie jak wcześniej Daniel Castellani czy Raul Lozano, był jednowładcą. W takiej sytuacji chwała i gloria smakują wyjątkowo, ale w obliczu poważnego problemu człowiek zostaje sam, zwłaszcza, gdy jest obcokrajowcem w kraju kochającym dyscyplinę sportu, w której on właśnie zaczyna przegrywać. Zdać może się jedynie na swojego nosa, przeczucia i doświadczenia, co jest o tyle trudniejsze, że po serii zwycięstw czy sukcesów jego postrzeganie świata może być mocno zaburzone. Człowiek, który dopiero był na szczycie, nie będzie przecież słuchać byle asystenta, który w końcu dlatego jest tylko pomocnikiem, bo jest naturalnie gorszy. W parze Antiga - Blain układ wydaje się być zupełnie inny. Choć ostatecznie tym pierwszym jest były siatkarz Skry, to jednak od początku projekt, który firmuje swoim nazwiskiem, jest wspólnym dziełem jego i Blaina, a młodszy trener sam często szuka rady i potrzebuje pomocy seniora.

I żeby była jasność, cały ten wywód w żadnym wypadku nie służy umniejszaniu roli Stephane'a Antigi, który mimo oczywistych braków okazał się selekcjonerem nie tylko rozważnym, ale też odważnym (sprawa Kurka). Zresztą do osiągnięcia sukcesu na jego stanowisku niezbędne okazały się na pewno lata wylewania potu na parkietach PlusLigi, dzięki którym Antiga zdobył nie tylko niezbędną wiedzę, ale też szacunek i uznanie wszystkich boiskowych kompanów oraz, co równie ważne, przeciwników. Warto jednak zaznaczyć, że znakomity sukces, jaki odnieśli właśnie nasi siatkarze, to efekt eksperymentu, na który w siatkarskim świecie na tak wysokim poziomie nikt się jeszcze chyba nie odważył. Ryzyko było olbrzymie, podobnie jak szansa na znienawidzenie przez prawie czterdziestomilionowy naród takich nazwisk, jak: Przedpełski, Antiga czy Blain. Przez to dziś sukces odniesiony przez reprezentację Polski smakuje jeszcze bardziej. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia...

Marcin Olczyk

Źródło artykułu: