Tam, gdzie rosną olbrzymy. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle skarbem polskiej siatkówki [KOMENTARZ]

W Grupie Azoty ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle z największą przyjemnością patrzy się na to, jak jednego po drugim tworzy siatkarskich olbrzymów. W finale Ligi Mistrzów największym z nich był Kamil Semeniuk.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
siatkarze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle Newspix / Lukasz Laskowski / PressFocus / Na zdjęciu: siatkarze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle
- ZAKSA się bawi z Trentino - krzyczał Tomasz Swędrowski w końcówce drugiego seta, gdy mistrzowie Polski kolejny raz w tym spotkaniu pokazali, że grają w siatkówkę lepiej niż słynny włoski zespół. Taka zabawa nie trwała cały mecz, przez jego zdecydowaną większość siatkarze z Kędzierzyna-Koźla ciężko i metodycznie harowali.

Niezmiennie, od pierwszej do ostatniej akcji, była to harówka mądra i skuteczna. Włosi wychodzili ze skóry, żeby nie dać się pokonać ZAKSIE w drugim finale Ligi Mistrzów z rzędu, ale nie byli w stanie ugrać choćby jednego seta. Do samego końca nie chcieli pogodzić się z faktem, że polski zespół gra nowocześniejszą, lepiej poukładaną, wszechstronniejszą i cierpliwszą siatkówkę. Jednak kiedy Kamil Semeniuk skończył piłkę meczową w dramatycznej, zakończonej wynikiem 32:30 trzeciej partii, w końcu musieli to zrobić.

Ekipa z Kędzierzyna-Koźla wygrała Ligę Mistrzów po raz drugi z rzędu. W polskich realiach sportu klubowego to ewenement, osiągnięcie jakby z innego sportowego świata. W dyscyplinach zespołowych, w piłce nożnej czy koszykówce, polskie drużyny nieporadnie próbują podążać za trendami, które wyznaczają inni, a europejskie puchary zwykle są dla nich areną wstydu.

ZOBACZ WIDEO: W samym bikini na deskorolce. Od polskiej siatkarki trudno oderwać wzrok

W siatkówce to najsilniejsze zespoły z PlusLigi wyznaczają trendy. One, ZAKSA przede wszystkim, pokazują, że budowanie potęgi nie polega na zebraniu w jednym miejscu kilkunastu renomowanych zawodników, z nadreprezentacją takich, którzy skaczą pod sufit i biją z siłą młota pneumatycznego. Że żeby być najlepszym, wcale nie trzeba mieć największego budżetu, bo ważniejsze są zaufanie, cierpliwość, stabilność i pomysł na drużynę, które sprawiają, że nawet kiedy odchodzą trzy największe gwiazdy, drużyna jest w stanie utrzymać się na fali.

Tym, co w ostatnich latach jest w ZAKSIE najlepsze, wcale nie są tytuły i trofea, które zdobyła. Mi bardziej imponuje to, w jaki sposób w Kędzierzynie-Koźlu sami tworzą gwiazdy. Iluż to graczy, którzy w ostatnich latach trafili do zespołu z Opolszczyzny, rozwinęło się w nim w siatkarzy światowego formatu? Łukasz Kaczmarek, MVP finału Ligi Mistrzów z ubiegłego sezonu Aleksander Śliwka, Norbert Huber, Marcin Janusz. Żaden z nich nie przychodził do zespołu jako siatkarski olbrzym. Wszyscy stali się takimi już w ZAKSIE.

Największym z kędzierzyńskich olbrzymów był w niedzielny wieczór Kamil Semeniuk. To, co pochodzący z Kędzierzyna-Koźla wychowanek klubu zagrał w swoim prawdopodobnie ostatnim meczu w niebiesko-czerwono-białych barwach, przechodzi ludzkie pojęcie. Kiedy atakował, przeciwnicy mogli tylko bezradnie patrzeć, jak zdobywa kolejny punkt. Wcześniej tylko raz widziałem, żeby w trzech setach meczu na takim poziomie jeden zawodnik zdobył tak dużo punktów (27) i atakował z tak niesamowitą skutecznością (74 procent). W finale mistrzostw świata 2018 w Turynie, gdy Bartosz Kurek dał koncert i poprowadził Polskę do złotego medalu.

Mój kolega z WP SportoweFakty po takim występie z lubością dałby na stronie głównej tytuł: "Kamil, coś ty nawyrabiał?". Kaczmarek powiedział o nim "nadsiatkarz". Dziennikarz Polsatu Sport Jerzy Mielewski nazwał go "kosmitą, który dziś wylądował w Lublanie".

Sam Kamil o swoim występie mówił z dużą skromnością. Typową dla chłopaka, który długo stał w cieniu i zanim się wybił, przeszedł trudną, wyboistą drogę. - Taki dzień, że wszystko "żarło". Cała nasza drużyna zagrała kapitalne zawody - powiedział.

Nagroda dla MVP finału Ligi Mistrzów, którą Semeniuk po prostu musiał dostać, na pewno nie zawróci mu w głowie. - Dla mnie każda taka nagroda jest bodźcem do dalszej pracy. Myślę sobie: Ok, dostałeś wyróżnienie za pewien okres, ale teraz uważaj, żeby nie odbiła ci "sodówka", żebyś sobie nie myślał, że możesz odpuścić - mówił nam na początku tego roku, kiedy przyjechaliśmy do niego ze statuetką dla siatkarza roku. Dodał, że takie trofea przywołują miłe wspomnienia, ale też przypominają, że musi dalej ciężko pracować i stawać się coraz lepszym siatkarzem.

Mecz ZAKSY z Trentino dowodzi, że robi dokładnie to, o czym wtedy mówi. I to piekielnie skutecznie, bo z poziomu, który pokazał w Lublanie, do poprawy jest już niewiele. Ale Kamil na pewno nie zadowoli się tym występem i nie przestanie pracować. W tym roku ma jeszcze dużo do wygrania z reprezentacją Polski. Chyba wszystkim nam się marzy, żeby zagrał w tym roku jeszcze jeden taki finał, jak w Lublanie - w mistrzostwach świata, które Biało-Czerwoni zagrają w sierpniu i wrześniu przed własną publicznością.

Z nazwaniem Semeniuka skarbem polskiej siatkówki zaczekam właśnie do tych mistrzostw. ZAKSĘ mogę tak nazwać już dziś. Oby w kolejnych latach dalej pokazywała, jak mądrze budować drużynę, która gra najlepszą siatkówkę w Europie. Oby tworzyła nam kolejnych siatkarskich olbrzymów.

Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Dni Kamila Semeniuka w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle są policzone? Dosadne słowa zawodnika
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pisze historię! Posypały się gratulacje dla obrońców tytułu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×