"Obawiam się jedynie ćwierćfinału". Trener mentalny wspomina pracę z kadrą

- Wielu zawodników ma zakotwiczoną w głowach myśl, że od ćwierćfinału wszystko zależy. Niestety nieco za dużo o tym myślą i mówią o tym w wywiadach - mówi nam Jakub B. Bączek, trener mentalny.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
reprezentacja Polski WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: reprezentacja Polski
Jakub B. Bączek to były siatkarz, który po zakończeniu kariery został trenerem mentalnym i w tej roli pracował w sztabie Stephane'a Antigi do 2016 roku. Podczas rozgrywanych w Polsce mistrzostw świata w 2014, Biało-Czerwoni zdobyli pierwsze od 40 lat złoto w turnieju tej rangi. Na kolejnym mundialu siatkarze obronili mistrzostwo. Teraz powalczą o trzecie złoto z rzędu.

W piątek, 26 sierpnia, Polacy rozegrają pierwszy mecz podczas imprezy w Polsce i Słowenii. Ich rywalem będzie Bułgaria. Kolejni przeciwnicy w fazie grupowej to Meksyk i USA. 

Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Na jakim etapie wymiany pokoleniowej jest polska reprezentacja?

Jakub B. Bączek, trener mentalny gwiazd i sportowców: Myślę że już się dokonała, choć są pewne wyjątki. Ze starszej ekipy jest Bartek Kurek, choć on nadal jest w doskonałej formie. Patrząc na to, że w mistrzostwach nie zagrają Michał Kubiak, Fabian Drzyzga, Dawid Konarski i Wilfredo Leon, to można spodziewać się po Nikoli Grbiciu, że szykuje sobie zespół do igrzysk olimpijskich.

ZOBACZ WIDEO: #PODSIATKĄ - Vlog z kadry #15. Ostatnie godziny przed rozpoczęciem MŚ

To drużyna gotowa do walki o mistrzostwo świata?

Tak. Pamiętajmy, że przemiana pokoleń jest w każdej narodowej kadrze. Nie jest tak, że będziemy grali wyłącznie z wyjadaczami z USA, Brazylii, Włoch i Francji, bo tam też dokonują korekt. Tak jak my korygujemy drużynę pod względem wieku, tak samo robią nasi rywale.

Czy debata wokół braku powołania dla Leona nie wpływa źle na zespół?

Wydaje mi się, że czasami wzbudza on wokół kadry niezdrowe zainteresowanie. Nie został powołany ze względów zdrowotnych i wcale sytuacja przez to nie jest taka zła. Być może to dobrze, bo jego temat można odgrodzić grubą kreską i skupić się na wykorzystaniu potencjału siatkarzy obecnych w kadrze. Dla przyjmujących lewoskrzydłowych, którzy pojadą na mistrzostwa, to dobra informacja. Wiedzą, że jest duża szansa, by coś osiągnąć w turnieju. Gdyby Wilfredo dostał powołanie, ktoś z nich zostałby w domu.

To ich odblokuje?

Tak. Do tego wszyscy są zgrani, nie mają bariery językowej. A przez to, że grali razem podczas poprzednich spotkań, nawiązali relacje, wzmocnili zaufanie i mają swoje wewnętrzne żarty i hasełka. To zespół, który trudno byłoby rozdzielić na tym etapie i wprowadzać do niego nową osobę. Mogłoby to zaburzyć atmosferę. A ona teraz jest bardzo dobra.

Sam humor jest ważny, bo reguluje frustrację. Jeśli spędzamy w gronie tych samych ludzi wiele tygodni, to bez poczucia humoru frustracja może przerodzić się w wybuchy gniewu, złości, a nawet agresji. Humor pozwala nie zwariować, mimo że w niewielkim pokoju codziennie spotykam drugiego dwumetrowego gościa, który ma swoje skarpety, zapachy, nastroje i chce oglądać co innego w telewizji. W takim wypadku poczucie humoru jest na wagę złota.

W kontekście meczu o brąz padło hasło, że to zdany egzamin poprawkowy. Czy zgadza się pan z takim określeniem?

Powiedziałbym, że to próbna matura. A egzamin dojrzałości przyjdzie we wrześniu. Egzamin próbny zaliczony na piątkę i miejmy nadzieję, że na maturze będziemy mieli doskonały wynik.

Czego zabrakło siatkarzom do szóstki na próbnej maturze?

Nie czepiałbym się taktyki, techniki czy formy mentalnej. Zabrakło jedynie dyspozycji dnia. W półfinale trafiliśmy na rozpędzony zespół. Ale wcale nie było tak, że wynik nie mógłby być wtedy odwrotny. Warto zwrócić uwagę na to, że mimo porażki w półfinale, zespół był bardzo zaangażowany w walkę o medal w ostatnim meczu. Po Pawle Zatorskim widziałem, że energia rozsadzała go od początku spotkania. Chłopaki szybko ją podłapali, mieli też swoją. Było widać, że po porażce są zmotywowani, żeby przywieźć brązowy medal.

W jakiej mentalnej formie jest reprezentacja?

W dobrej. Przede wszystkim drużynie służą wygrane mecze. Znam przykłady drużyn, w których była kiepska atmosfera, ale przez to że wygrywali, to trzymali serię, bo napędzały ich same wyniki. Bywało tak w reprezentacji Iranu.

W przypadku Polaków obawiam się jedynie ćwierćfinału. Wielu zawodników ma zakotwiczoną w głowach myśl, że od niego wszystko zależy. Niestety nieco za dużo o tym myślą i mówią o tym w wywiadach. Pewnie przez igrzyska olimpijskie i kilka imprez z trenerem Vitalem Heynenem ćwierćfinały zapadły im w pamięć. To coś, z czym sugerowałbym popracować z zawodnikami. Co do reszty, jestem spokojny - jak dobrze się napędzą w grupie, będą w bardzo dobrej formie.

Jak zapomnieć o ćwierćfinale, kiedy gra się u siebie? Wydaje się, że im bliżej tej fazy turnieju, tym więcej będzie pytań i wspomnień przegranych ćwierćfinałów.

Na mistrzostwach świata w 2014 roku, kiedy trenerem był Stephane Antiga, przed każdym meczem podawaliśmy jego numer. Nie mówiliśmy "ćwierćfinał", tylko "mecz numer jedenaście". Za pomocą numeracji nie zwracaliśmy uwagi na fazę turnieju. To nie jest tak, że siatkarze o tym nie wiedzą, to przecież dorośli i świadomi ludzie, ale ściągaliśmy z nich presję, choćby w taki mały, językowy sposób.

- Panowie, przed nami mecz nr 13 - tak powiedzieliśmy z Antigą przed finałem. I zaraz po tym przeszliśmy do rozmowy o taktyce, nie dokładaliśmy przy tym wielu emocji, nie pompowaliśmy sztucznie. Po prostu wyszliśmy na 13. mecz i pokonaliśmy Brazylijczyków.

Z dużą sympatią wspominam tę historię. Wtedy zaczęło się mocniejsze zwracanie uwagi na słowa i to, w jaki sposób pobudzają pewne myśli w umysłach zawodników. Myślę, że ten proces dalej kontynuował Heynen i kontynuuje Grbić. Oni wiedzą, że słowa tworzą rzeczywistość. Mam nadzieję, że będą na to zwracać uwagę i zamiast straszenia ćwierćfinałem, po prostu wszyscy podejdą do kolejnego zadania.

Czy gra u siebie przy dużym dopingu, ale jednocześnie pod dużą presją, to bardziej atut czy kolejne wyzwanie do pokonania?

To kwestia indywidualna. Dla Bartka Kurka będzie to atut. On lubi i często podkreśla, że trybuna gra razem z nim. Dla debiutantów podczas mistrzostw świata może to być jednak odrobinę deprymujące, bo być może dla niektórych będzie to nowy czynnik w ich zawodzie. Jako siatkarze są bardzo doświadczeni, ale może się okazać, że gra z orzełkiem podczas tak dużej imprezy i przy ogromnym wsparciu polskich kibiców to coś, do czego będą musieli się przyzwyczaić. To nowy element i trudno przewidzieć, jak wpłynie on na psychikę. Intuicja mi podpowiada, że drużynie będzie to bardzo pomagało.

Siatkarze nie mierzą się ze zbyt dużymi oczekiwaniami?

Absolutnie tak. I wcale nie jest to dobre zjawisko. Ciekawie opowiadał mi o tym kiedyś Robert Lewandowski. Mówił, że w Niemczech spokojnie mógł wyjść na obiad bez obawy, że zablokuje go kolejka nastolatków z prośbą o selfie. W Warszawie jest to niemożliwe. Może gdybyśmy żyli w innym kraju, to kibice wspierając, daliby też luz zawodnikom, by po prostu działali. Nasza kultura dopingu siatkarskiego obejmuje dużą presję na wynik. Po cichu oczekujemy, że siatkarze zdobędą medal, najlepiej złoty, bo przecież dwa razy dostaliśmy je jako kibice i liczymy, że dostaniemy po raz trzeci. To nie zawsze służy. Dlatego zawsze doradzam swoim klientom, żeby podczas turnieju nie sprawdzali mediów społecznościowych. Część oczywiście nie słucha, ale niektórzy owszem i mówią "to była bardzo sensowna porada".

Jak bardzo zmieniła się siatkówka od 2014 roku?

Stała się bardziej rozrywkowa. Kiedy ja byłem zawodnikiem, to był po prostu sport. Dziś to forma rozrywki. Jest wiele dżingli, tablic ledowych z grafikami, materiałów nagrywanych z siatkarzami kamerą 360 stopni. Do tego kolory, światła, dymy, wygaszacze i reflektory punktowe oraz konferansjer, który prowadzi to trochę jak wydarzenie muzyczne. Pokolenie milenialsów odnajduje się w tym. Myślę, że takim ludziom jak Bartek Kwolek czy Tomek Fornal to służy. Oni są z tej generacji, w której wszystko staje się rozrywką i upodabnia się do mediów społecznościowych. Dla mnie to trochę disco-polowe (śmiech), ale młodym może to pasować.

Czy niektórych może to paraliżować?

Akurat w kadrze siatkarskiej nie mamy tak zwanych WWO, czyli wysoko wrażliwych osób. W innych dyscyplinach mam takich klientów. Dla nich stroboskopy, krzyki, muzyka i dżingle po akcjach to męczarnia. Dwa razy mocniej trawią w swoich umysłach i często są dużo bardziej zmęczeni po meczu niż ci, którzy nie mają takiej sensorycznej wrażliwości.

Czy podczas tak dużych imprez odżywają w panu siatkarskie emocje?

Zdecydowanie. Będę i w Spodku i pod telefonem, bo miałem takie sytuacje, że choć nie współpracuję z danym zawodnikiem, to dzwoni do mnie, żeby popracować, wymienić myśli czy umówić się na sesję przed konkretnym meczem. Serce na pewno będzie poruszone wspomnieniami. Będę stał z boku i kibicował, żeby siatkarze wykonali równie dobrą robotę co na treningach. Tyle wystarczy.

rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj też:
Grbić zdradza kulisy spotkania z Leonem
Wielki dylemat Nikoli Grbicia. Na kogo postawi w mistrzostwach świata?

Czy Polska zostanie mistrzem świata trzeci raz z rzędu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×