W każdym sporcie, także w siatkówce, która jest dyscypliną ogromnie uzależnioną od taktyki, przychodzi taki moment, że liczby oraz schematy trzeba odsunąć na bok. Oczywiście należy robić to z głową, biorąc pod uwagę to, co dzieje się na boisku. Kiedy podejmujesz ryzyko i wyłamujesz się z ustalonego zagrania, narażasz się na burę od trenera i kolegów, którzy daną akcję przygotowali. No chyba, że jednak ci się powiedzie. Inaczej jest, gdy zagrasz coś ponad oczekiwania.
Wracamy do pierwszego seta półfinału z Brazylią przy stanie 24:23 dla Canarinhos i fantastycznej obrony Kamila Semeniuka, który wyratował piłkę - wydawałoby się - straconą. Tę akcję Polacy wygrywają po tym, jak Aleksander Śliwka obił blok rywali atakując z piłki sytuacyjnej.
To był pierwszy moment w tym spotkaniu, kiedy wszyscy w katowickim Spodku - od rezerwowych, przez sztab, dziennikarzy, kibiców i nawet zaproszonych gości (tych kibicujących Polakom) wyskoczyli w górę z radości lub wydali z siebie jakiś okrzyk radości. Wszak odrobiliśmy trzy punkty (ze stanu 21:24) w ostatnim możliwym momencie. Niestety, później wideoweryfikacja wykazała, że dotknął siatki zanim piłka dotknęła podłoża i zamiast 24:24 zrobiło się 25:23 dla Brazylijczyków.
ZOBACZ WIDEO: Rywale Polaków nie będą zachwyceni tymi słowami Nikoli Grbicia | #PODSIATKĄ - VLOG Z KADRY #26
Takich momentów, gdzie decydowały drobne detaliki, było naprawdę dużo. Przypomnijmy sobie atak Ricardo Lucarellego po bardzo ciasnym skosie na 19:15 dla Canarinhos, także z pierwszej partii. Ludzkie oko raczej by zawiodło i oceniło to zagranie jako aut, ale na challenge'u widzieliśmy, że jednak o milimetry piłka zahaczyła o linię.
- Takie są reguły. Nie zmienimy tego. A może ten przegrany set też podziałał na nas, bo dwa kolejne wygraliśmy i lepiej się prezentowaliśmy? - zastanawiał się Mateusz Bieniek. Polacy nie protestowali po tej akcji, bo wszystko było widać jak na dłoni. Inna sprawa, czy to jest decyzja zgodna z "duchem gry"
Pomijamy już akcje, w których przyznawaliśmy się lub nie do dotknięcia piłki w bloku, czy minimalne pomyłki na zagrywce na dystansie całego spotkania. Lecz dopiero wtedy, gdy dochodzi aspekt awansu lub jego braku, czyli dalszej walki o marzenia lub nie, wraca do nas świadomość, ile może znaczyć każda taka piłka. Jeśli jest wygrana, czujesz, że cel jest na wyciągnięcie ręki, jeśli zaś jest przegrana, czujesz, jak oddalasz się od marzeń.
A dodatkowo siatkówka to taki sport, w którym wszystko to można zebrać do kupy, bić się przez dwie i pół godziny, a i tak kończy się na tym, że jest 2:2 i 12:12 w tie-breaku.
- Taktyka pomaga skupić się na każdej następnej akcji. Taktyką można zająć sobie głowę, żeby nie myśleć o tym, co zdarzy się za pół godziny. Tak właśnie robiliśmy. O te dwie piłki byliśmy od nich lepsi i nagrodziliśmy sami siebie awansem do finału - powiedział nam po meczu Jakub Kochanowski. Więcej TUTAJ.
Kiedy trenerzy na treningach czy meczach, nawet na tym poziomie młodzieżowym, podkreślają, że "nie ma straconych piłek", to mają właśnie sytuacje takie jak te. Oczywiście jest inny poziom, inna sala, czasem też inny poziom zaangażowania. Ale właśnie dlatego akcje z takich meczów powinno się pokazywać młodym pokoleniom siatkarzy i siatkarek, żeby przypomnieć, co tak naprawdę znaczy jedna - być może przypadkowa lub nie - obroniona, zaserwowana czy zaatakowana piłka w odpowiednim momencie. Raz jest to akcja na zajęciach wychowania fizycznego w szkole, a innym razem piłka na wagę wygranej w secie w półfinale mistrzostw świata.
Polscy siatkarze to zespół już tak doświadczony i tak zaprawiony w bojach, że niewiele rzeczy jest w stanie zrobić na nich wrażenie. Większość z nich ma już na koncie przynajmniej kilkadziesiąt meczów na poziomie międzynarodowym. A jednak zobaczmy, jak Biało-Czerwonych cieszyła właśnie każda taka akcja po obronie i kontrze. To w siatkówce się nie zmienia.
Od 2006 roku tylko raz na mistrzostwach świata nie zagraliśmy w finale. Właśnie dociera do nas fakt, że zgarniemy czwarty medal (być może trzeci z rzędu złoty!) w XXI wieku na tej imprezie. To jest jak sen, z którego nie chcemy się wybudzać. I choć rok 2021 był rozczarowujący, nowe rozdanie dało tej kadrze nową siłę. Już wiemy, że rok 2022 zapadnie nam w pamięć jako wspaniały, niezależnie od tego czy nasi siatkarze będą złoci czy srebrni. Pamiętajmy tylko o jednym: chcielibyśmy jako "wspaniały", fantastyczny" lub "cudowny" zakwalifikować rok 2024.
Z Katowic - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj też: Rozbrajająca szczerość Kamila Semeniuka po półfinale MŚ. "Co ja się będę przejmował?"
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)