Za nami pierwsza runda Mistrzostw Europy. Polska zakończyła ją z dwoma zwycięstwami i jedną porażką. Jakie są pana odczucia po tych meczach?
- Cieszę się, że awansowaliśmy do drugiej fazy mistrzostw. Niby nikt nie brał pod uwagę innego scenariusza, ale w sporcie wszystko jest możliwe, więc dobrze, że nie skończyliśmy tej imprezy przedwcześnie.
Nie udało się jednak przejść tej fazy bez porażki
- Naszą ambicją oczywiście jest walka o medale, co mimo porażki z Holandią nadal jest w naszym zasięgu. Nikt po tym meczu szczęśliwy być nie może. Dwa pierwsze mecze udane, niestety trzeci już nie i wszyscy jesteśmy rozczarowani tym występem. Przed nami jednak 3 kolejne spotkania i na tym musimy się teraz skupić.
A co ze sferą mentalną zespołu? Porażka 0:3 i praktycznie nie nawiązanie walki z przeciwnikiem, może podłamać.
- Drużyna jest w dobrej formie psychicznej. Pracujemy ze sobą już długo i mimo, że nie mamy psychologów w sztabie, to wiemy co robić - po prostu to samo, co do tej pory. Żadnych cudów, ani kuglarstwa wprowadzać nie można po jednym przegranym meczu.
Co było główną przyczyną tak dotkliwej porażki z Holenderkami?
- Przede wszystkim nie funkcjonuje dobrze przyjęcie i tutaj cały czas myślimy nad tym jak to poprawić. W ataku jest nieźle - mały procent wynika bardziej z konsekwencji słabego przyjęcia i problemów w rozegraniu, bo to, co jest odpowiednio przyjęte, jest zazwyczaj kończone w ataku.
Zagrywką jak dotychczas również nie straszycie przeciwniczek.
- Tak, ten element jest w obecnej siatkówce niezwykle istotny. Dziewczyny mają w tym względzie potencjał, ale czasem go nie wykorzystują. Jedna z drugą już wielokrotnie pokazywały, że potrafią uderzyć, a tymczasem gdy rywalki osłabiają ich cechy wolicjonalne, to i na zagrywce następuje jakaś blokada. To są chyba jakieś mechanizmy obronne - przed chwilą zepsułam atak, to teraz nie mogę zepsuć zagrywki i grają bezpiecznie. Ja im jednak ciągle powtarzam, że trzeba zaryzykować, czasem nawet trochę po wariacku się zachować, ale tylko to może przynieść efekt.
Sporo mówi się już o środowym meczu z Rosją, ale pierwszym rywalem Polski w drugiej fazie jest Belgia. Co pan może powiedzieć o tym zespole?
- Z Belgią graliśmy w tym roku 2 razy i dwukrotnie było bardzo ciężko wygrać. Oba pojedynki kończyły się wynikami 3:2. Wiemy, jak mam z nimi grać, aby zwyciężyć, ale to jest mocny zespół. W niedzielę omal nie sprawiły sensacji w pojedynku z Rosją, także nie ma tutaj mowy, żeby to był dla nas łatwy rywal.
Kibice oglądający mecze naszej reprezentacji zauważyli, że stał się pan zdecydowanie spokojniejszy od kiedy prowadzi pan kadrę. Z czego to wynika?
- Jak obejmowałem reprezentację, to wszyscy się obawiali, że przyjdzie Matlak, nawrzeszczy na nie, zdeprymuje, opieprzy, a takiego trenera nie potrzeba. No i teraz człowiek próbuje się zrobić nieco kulturalniejszy, żeby uniknąć tych wszystkich zarzutów i może troszkę straciłem ze swojego temperamentu, swojego "ja", jakie zawsze miałem. Nie będę jednak ryczał jak Karpol, skakał do dziewczyn, obrażał ich.
A może właśnie w niektórych momentach by się przydał mocniejszy ton, żeby nieco obudzić zawodniczki?
- Rozmawiałem z dziewczynami, z innymi ludźmi, którzy znają ten zespół, te zawodniczki. Powiedziały, że im to przeszkadza, gdy ktoś za bardzo na nie krzyczy, gdy zbytnio ingeruje w ich grę w trakcie meczu, że je to deprymuje i ja to szanuję. Staram się znaleźć jakiś złoty środek. To nie jest tak, że coś, co robiłem przez całe życie było złe - po prostu trzeba znaleźć odpowiedni sposób do danej grupy zawodniczek.
W każdym meczu wspiera Was kilkanaście tysięcy głośno dopingującej publiczności. Czy to pomaga?
- Gra przy takiej publiczności to wielkie wydarzenie i wspaniała sprawa, a na pewno również pomoc dla zespołu.
Coś optymistycznego na zakończenie?
- Nie odkryję Ameryki, ale po prostu musimy teraz wygrać 3 mecze i awans do półfinału będzie wtedy sprawą otwartą.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)