Nikola Grbić wyznaje, co mówi Polakom. "Toczę bój, który jest z góry skazany na porażkę"

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Nikola Grbić
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Nikola Grbić

- Będę tego wymagał od każdego zawodnika - mówi w wywiadzie dla WP SportoweFakty Nikola Grbić. Serbski trener zdradza, co próbuje wpoić siatkarzom i z czego jest szczególnie dumny.

[b]

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Która porażka boli bardziej. Ta niedzielna czy ta, gdy pan grał jeszcze jako zawodnik w finale MŚ w 1998 roku?
[/b]

Nikola Grbić, trener reprezentacji Polski: Oczywiście teraz jestem bardziej dojrzały, doświadczony niż wtedy, gdy grałem, miałem zaledwie 25 lat. Myślałem, że taka okazja już się więcej nie powtórzy i to była prawda, bo już nigdy nie zagrałem w finale MŚ. Wtedy to było druzgocące. Jako trener masz więcej szans, by jeszcze raz zagrać w finale. Dla zawodników jest ich mniej. Porażki są jednak bardzo podobne.

W obu przypadkach tytuł zdobyli Włosi i w obu ekipach był Ferdindando De Giorgi - wtedy jako zawodnik, teraz jako trener.

Nie grał wtedy, ale był w składzie. To już mój szósty raz, gdy pojechałem na mistrzostwa świata. Za każdym razem udało mi się wejść do czołowej czwórki. Cztery razy przegrywałem z Brazylią, nigdy nie wygrałem z nią półfinału. Nie myślę o takich statystykach, bo to mi nie pomaga.

W jednym z wywiadów wspomniał pan, że Brazylia to dla pana specjalny przeciwnik. Dlaczego?

Właśnie dlatego, że tyle razy mierzyłem się z nimi w półfinale, finale i zawsze byli lepsi. W Krakowie w 2016 roku w finale Ligi Światowej pierwszy raz ich pokonałem jako trener. Dla nich to dziewiąty raz, gdy grali w finałach MŚ, pierwszy raz w tym wieku nie zakwalifikowali się do niego. Gra z nimi to coś specjalnego, bo nawet, kiedy nie prezentują najlepszej siatkówki, to zawsze trudno ich pokonać. Wygrana z nimi w półfinale była ważna, ponieważ dla wielu zawodników to była pierwsza taka sytuacja.

ZOBACZ WIDEO: Polscy kibice pokazali klasę. "To potrafi deprymować"

Pomyślał pan sobie, "Wow, w końcu", gdy awansowaliście do finału?

Nie, bo to nie była nasza ostatnia przeszkoda w tym turnieju. Przez kilka minut cieszyłem się chwilą, ale później, gdy zebrałem swoich zawodników powiedziałem im: "Super, wielkie gratulacje, ale mamy jeszcze finał do zagrania". Już myślałem o meczu o złoto.

Dlaczego w nim nie wygraliśmy?

Włochy prezentowały świetną siatkówkę, lepszą od nas. Byli świeżsi, to także trzeba powiedzieć. Mieli czas na odpoczynek, są młodsi. Mieli także zdecydowanie łatwiejszy półfinał. Straciliśmy bardzo dużo energii dzień wcześniej. Można było zobaczyć, że nie mieliśmy tyle sił, co oni. Jakość ich obrony, zagrywki, przyjęcia, ataku, cierpliwość w trudnych momentach była ogromna. Postaramy się nauczyć, co powinniśmy zrobić lepiej i wyciągnąć lekcję na przyszłość.

Powiedział pan na konferencji, że nie spodziewał się przegranej w finale. Dlaczego?

Z powodu tego jak rośliśmy, jak graliśmy przed finałem, z powodu impetu, siły mentalnej, którą mieliśmy przed finałem. Z USA, Brazylią graliśmy bardzo wymagające spotkania. Były one inne, ale oba zakończyły się 15:12 w tie-breaku i byliśmy w stanie wygrywać ważne punkty, dzięki temu, że graliśmy dobrą siatkówkę, a nie, bo przeciwnicy dawali nam prezenty.

W pierwszym secie meczu z Włochami przegrywaliśmy 17:21 i byliśmy w stanie go odwrócić na swoją korzyść. W drugim prowadziliśmy już 7:4 i 16:13, widziałem, że idziemy po zwycięstwo. Później rywale wrócili i od tego momentu wszystko się odwróciło.

W ćwierćfinale i półfinale świetnie zagrał Aleksander Śliwka, mimo że we wcześniejszych meczach nie zawsze prezentował się dobrze. Jest stworzony do gry w wielkich spotkaniach?

Nie można klasyfikować zawodników w ten sposób, że jeden jest odpowiedni na fazę grupową, a w fazie play-off nie jest dobry lub odwrotnie. To po prostu znakomity gracz. Jest mistrzem świata z 2018 roku, wygrał dwukrotnie Ligę Mistrzów, w jednym z tych spotkań został wybrany MVP. Ma wiele jakości nie tylko jako siatkarz, ale także jako członek grupy.

Na zdjęciu: Aleksander Śliwka
Na zdjęciu: Aleksander Śliwka

Nie była to dla mnie niespodzianka, że zagrał ważne mecze w taki sposób. Jestem z tego powodu szczęśliwy, bo wiem, jak bardzo martwił się komentarzami, tym, że wszyscy mówili, że nie powinien grać, mimo że wygrywaliśmy ze wszystkimi. Teraz wszyscy przestali mówić o Śliwce i Januszu. To coś, czego nie rozumiem, nie mówię, że wszyscy są perfekcyjni, grają dobrze, ale czasem sobie myślę, dlaczego trzeba zawsze szukać negatywnych rzeczy.

Kurek nie zagrał dobrych finałów i teraz powinno się go męczyć?! Dla mnie jakość moich graczy jest znakomita. To, jak zawodnicy byli w stanie wyzbyć się swojego ego, by być najlepszymi w określonej roli, daje mi nadzieję, że będą robili to samo w przyszłym roku.

Mateusz Poręba zdradził w jednym z wywiadów, że mówi pan zawodnikom, by nie patrzyli na to, co pisze się w mediach społecznościowych.

To niemożliwe.

Dlaczego?

Nawet jeśli tego nie robisz, to prędzej czy później jakiś krewny, przyjaciel wyśle ci linka z wiadomością "Widzisz, co o tobie piszą". To oni są zaniepokojeni, więc będą chcieli się tym z tobą podzielić. Zawsze jakoś to wszystko do nich dojdzie. Wielu z nich ma konta w mediach społecznościowych, czytają artykuły, więc nie jest to możliwe.

Żyjemy w takich czasach, że nawet jeśli tego nie chcesz, to jesteś bombardowany informacjami. Staram się im przekazać, by nie patrzyli, ale toczę bój, który jest z góry skazany na porażkę.

Pan nie jest aktywny w mediach społecznościowych. Właśnie z tego powodu, by odciąć się od komentarzy?

Jestem na Twitterze, ale obserwuję niektórych trenerów, psychologów, gazety, trochę polskiej siatkówki. Nigdy jednak nie komentuje, jestem tylko widzem. Czasem coś zwróci moją uwagę, bo ludzie, których obserwuję, obserwują też innych, więc widzę siłą rzeczy wpisy o zawodnikach. Nie jest jednak tak, że ich szukam specjalnie, nie czytam artykułów, gazet, ale od czasu to czasu czasem ktoś mi wyślę linka.

Nie mam czasu, by być aktywnym na Instagramie, Twitterze, by dodawać wpisy, mieć kontakt z fanami. To by wymagało ode mnie odpowiadania na niektóre komentarze, a ja nie mam na to czasu.

Czuje pan czasem presję, by założyć konto i coś odpowiedzieć? Może pojawiła się ona ze strony klubu czy jakieś reprezentacji?

Nikt mnie o to nie prosił. Nie widzę moich znajomych trenerów aktywnych w mediach społecznościowych, bo po prostu nie mamy na to czasu. Mamy wiele okazji, by porozmawiać przed lub po meczu, można się mnie spytać o opinię, wywiad, ale dla mnie pozostawanie aktywnym w dyskusjach z ludźmi zabierałoby mi za dużo czasu.

Łatwiej zauważyć krytykę niż pochwały po dobrych meczach? Tak było nie tylko ze Śliwką, ale chociażby też Marcinem Januszem.

Co do Janusza, to dlaczego nie mówimy o tym, że jego gra przekroczyła wszystkie oczekiwania. Później w takiej sytuacji musisz utrzymać poziom i to dotyczy każdego zawodnika. Przez kilka miesięcy pracy zobaczyłem, jak się rozwinęli. Nie tylko indywidualnie, ale także jako drużyna. To jest najważniejsze dla mnie. Jako trener byłem w stanie im pomóc się rozwinąć technicznie, fizycznie, taktycznie, moralnie i to jest coś, z czego jestem dumny.

Jestem dumny ze sztabu, że byliśmy w stanie służyć zawodnikom, by uczynić ich lepszymi. Mam nadzieję, że ten trend będzie się utrzymywał. Będziemy pracować nad detalami, ale będzie trudno. Będziemy mieli naprzeciwko siebie Francję, USA, Brazylię, Włochy, także Rosję, kiedy wróci. Musimy też wspomnieć o tych, przeciwko którym musisz prezentować swoje maksimum, by wygrać: Słowenia, Iran, Serbia, Argentyna, Japonia, Bułgaria i jeszcze kilka zespołów.

Na zdjęciu: Nikola Grbić i Marcin Janusz
Na zdjęciu: Nikola Grbić i Marcin Janusz

Widział pan pierwszego seta z Brazylią, w którym piłki na milimetry w boisku mogą decydować albo wtedy, kiedy Śliwka zaatakował udanie po potrójnym bloku na 24:24, ale delikatnie dotknął siatki. Tak samo było w trzecim secie z Włochami. To, co próbuję przekazać, to że wiele rzeczy składa się na końcowy rezultat i dlatego musimy pracować nad detalami i mieć nadzieję, że szczęście będzie po naszej stronie.

Wracając jednak do twojego pytania, ludzie mają wielkie oczekiwania i później komentują, bo są czymś rozczarowani. Identyfikują się z zawodnikami i chcieliby być zwycięzcami. Gdy ich drużyna, sportowiec, nie wygrywa, to będą się skupiać tylko na negatywach. Tego się nie da zmienić. Z naszej strony musimy mieć świadomość tego, co było dobre, a co da się poprawić i być lepszymi następnym razem.

Jakim kapitanem jest Kurek?

Świetnym. Nie znałem go wcześniej osobiście, znałem jego jakość jako atakujący. Był świetny w tej roli, starał się pomóc każdemu i dawać przykład na każdym treningu. Był zaangażowany w 100 procentach, starał się, denerwował się, gdy coś mu nie wychodziło. Nigdy nie przechodził obojętnie, zawsze dawał z siebie wszystko, co stanowi dobry przykład dla młodych zawodników. Ci, jeśli zobaczą, że kapitan tak postępuje to myślą "Ja tak nie zrobię?". Jestem bardzo usatysfakcjonowany tym, jak interpretuje swoją rolę w drużynie.

Jest takim drugim trenerem?

Nie wiem, co mówi do zawodników w szatni i w momentach, w których nie jesteśmy razem. Miał jednak kilka "interwencji", jeśli chodzi o to, czego ja oczekiwałem od zespołu. Gdy rozmawialiśmy, to widziałem, że ma taką samą perspektywę, jak drużyna powinna działać i żyć razem. Cieszę się, że byliśmy po tej samej stronie.

Paweł Zatorski wspomniał, że grał w finale z kontuzją. Jak poważna ona była?

Nie można było tego zobaczyć, więc nie było tak źle. Jeśli wpłynęła na jego występ, to może w psychologiczny sposób. Jeśli masz problem z ciałem, to może wywołać to pewien niepokój, dekoncentrację. Nie widziałem jednak, by miał problemy w poruszaniu się, więc problem nie był z poważny.

To co w takim razie pańskim zdaniem można poprawić?

Możemy radzić sobie z trudnymi sytuacji z większą cierpliwością w ataku. Finał był świetnym przykładem tego. Włosi wtedy wywierali na nas presję, nie robiąc przy tym błędów. Mieli pięć błędów i pięć zablokowanych ataków w czterech setach. Powtarzali wiele razy akcje, by w końcu mogli zdobyć punkt. W którymś z setów na początku musieli atakować kilka razy z rzędu, by wygrać akcję, ale na końcu im się to udawało. Nie spieszyli się, czekali cierpliwie na swoje szanse. W tym możemy być lepsi. Do tego powinniśmy być bardziej precyzyjni w przyjęciu.

A co przegrana z Włochami daje w kontekście igrzysk w Paryżu w 2024 roku?

To, na co zwracałem uwagę już wcześniej. Cierpliwość w radzeniu sobie z trudnymi piłkami, kiedy przeciwnik wywiera presję w polu serwisowym, to ważne, by nie oddawać przeciwnikom punktu, lecz by utrzymać ją w grze, wykorzystać blok rywali czy próbować zapunktować, jeśli piłka dograna jest dobrze. To wielka lekcja, jak można poprawić radzenie sobie z takimi sytuacjami.

Z kolei dla pana jako trenera wyzwaniem może być wprowadzenie Leona i Hubera do drużyny. Gdyby byli zdrowi, najpewniej braliby udział w MŚ.

Tego nie wie pan na 100 proc. Ta grupa chłopaków jest znakomita, grali zespołowo i mam nadzieję, że ta dwójka, lub też nowi młodzi zawodnicy będą kontynuować podążanie tą ścieżką, jaką wypracowaliśmy sobie tego lata. Będę tego wymagał od każdego zawodnika drużyny, by tak się zachowywał i dawał wszystko, co może reprezentacji. Oczywiście część rzeczy będziemy zmieniać, reorganizować, zwłaszcza w przyjęciu.

Bardziej chodzi o to, że ta grupa wypracowała wiele rozwiązań systemowych i teraz trzeba będzie ją mocno przebudować.

Część rzeczy trzeba będzie zaadaptować. Leon nie jest najlepszym przyjmującym, więc trzeba go będzie trochę kryć, tak jak robiliśmy w Perugii czy wcześniej w kadrze. Trzeba będzie coś zmienić, ale doda od siebie wiele w mocy ataku i zagrywce. Jest jednym z najlepszych graczy na świecie i musimy go włączyć w zespół, który funkcjonuje bardzo dobrze.

Zrobiłby pan coś inaczej, znając finał tego sezonu?

Nie, każda rzecz, którą wykonaliśmy, była motywowana tym, co myśleliśmy, że w danej chwili będzie najlepsze dla drużyny. Nie można zmienić wyniku ćwierćfinału, półfinału, energii, którą wydaliśmy, także tej emocjonalnej w meczu z Brazylią. Musieliśmy dać z siebie wszystko, by w tym finale zagrać. Teraz mogę analizować, co powinienem zrobić w poszczególnych sytuacjach i tym się zajmiemy.

Teraz w końcu czekają pana wakacje?

Nie mam wakacji, bo najpierw wracam do Serbii, a później do Włoch. Dzieci zaczynają szkołę i będę robił za taksówkarza i odwoził ich na zajęcia, treningi. Odetchnę trochę od siatkówki, ale później zanalizujemy wszystko i zobaczymy, jakie będą następne kroki. Będzie wystarczająco dużo czasu, by być się dobrze przygotować na następną Ligę Narodów.

Czytaj więcej:
Trener Włochów przemówił po finale MŚ siatkarzy. Wskazał kluczowy moment
Po finale Polak wpadł w objęcia Włochów. Powód?

Źródło artykułu: