Tak dobrze nie grał od kilku lat. Polski mistrz świata wyjaśnia, co w sobie zmienił

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Artur Szalpuk
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Artur Szalpuk

- Uważam, że jest znacząca różnica między "Szalupą" sprzed trzech lat, a dziś - mówi Artur Szalpuk. Siatkarz Projektu Warszawa, który rozgrywa świetny sezon, tłumaczy, co dała mu praca nad swoim mentalnym podejściem do życia i sportu.

W tym artykule dowiesz się o:

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Z wielu stron słychać głosy, że w takiej formie, jak w ostatnich kilku tygodniach, jesteś pewniakiem do gry w reprezentacji. Co sobie myślisz, gdy słyszysz takie opinie?

Artur Szalpuk, siatkarz Projektu Warszawa, mistrz świata z 2018 roku: Szczerze mówiąc, to ich nie słyszę, bo nie poszukuję opinii na swój temat. O kadrze teraz nie myślę. Skupiam się na "tu i teraz", na tym, żeby grać jak najlepiej w barwach Projektu Warszawa i pomagać mojemu zespołowi w wygrywaniu. Jeśli po sezonie ligowym dostanę powołanie, będę bardzo szczęśliwy. Jeśli nie, pojadę na fajne wakacje i też będę zadowolony.

Czujesz, że wróciłeś do dyspozycji, którą prezentowałeś w najlepszych latach swojej kariery?

Czuję, że jestem zdrowy, że moja fizyczna i mentalna forma jest wysoka. A czy wróciłem? Zawsze uważałem siebie za bardzo dobrego siatkarza. Może po prostu teraz jestem bardziej świadomy swoich umiejętności.

ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy gest. Pojawiły się łzy wzruszenia

Mam wrażenie, że długo pracowałeś nad tym, żeby zmienić swoje podejście mentalne.

To się zgadza. Uważam, że praca nad sobą jest bardzo ważna. Trzeba się nauczyć być swoim najlepszym kumplem, akceptować siebie i dostrzegać swoje dobre strony. Cieszę się, że w pewnym momencie wpadłem na pomysł, żeby tę pracę wykonać, bo ona bardzo pomaga nie tylko w sporcie, ale i w życiu codziennym.

Jak w twoim przypadku wyglądała praca nad sobą?

Korzystałem z pomocy psychologów, trenerów mentalnych, czytałem książki o rozwoju osobistym. I nastawiłem się na długotrwały proces. Z dnia na dzień nie zobaczysz efektów, ale po kilku miesiącach zaczynasz je dostrzegać. Uważam, że jest znacząca różnica między "Szalupą" sprzed trzech lat, a dziś. Wiem, że nawet jeśli grałbym teraz gorzej, a mojemu zespołowi nie szło by tak dobrze, potrafiłbym się cieszyć grą w siatkówkę i życiem. Wcześniej nie do końca tak było.

Kiedy ostatnio miałeś tyle radości z grania, co w tym sezonie?

Pięć lat temu, kiedy grałem w Gdańsku.

Twoja drużyna miała słaby początek sezonu w PlusLidze, ale teraz idzie od zwycięstwa do zwycięstwa. Wygraliście już osiem kolejnych spotkań. W czym upatrujesz powodów tej świetnej passy?

Na początku ligi mieliśmy bardzo dużo problemów kadrowych. Ja miałem kontuzję, z gry wypadł też Kevin Tillie. A to było w czasie, kiedy liga pędziła. Gdyby to samo przydarzyło się nam teraz, opuściłbym o połowę mniej meczów. Przez urazy nie mogliśmy się zgrać, bo przecież w porównaniu z poprzednim sezonem mamy w ekipie kilka nowych twarzy. Nasz atakujący Linus Weber potrzebował czasu, żeby poznać PlusLigę. To wszystko przełożyło się na słaby początek.

Teraz wszyscy jesteśmy zdrowi, coraz lepiej się znamy, jesteśmy coraz lepiej zgrani i efekt jest taki, że pokazujemy fajną siatkówkę, którą miło się ogląda. Nasza seria pewnie nie będzie trwać w nieskończoność, bo mocnych rywali nam nie brakuje, ale jeśli utrzymamy taki poziom, jak ostatnio, to sam jestem ciekaw, jak daleko możemy zajść.

Stawiasz sobie jakieś konkretne cele na ten sezon?

Celem minimum jest dla mnie miejsce w najlepszej czwórce PlusLigi. Jednak na co dzień staram się o tym nie myśleć i skupiać tylko na zadaniach, które mam teraz do wykonania. Na najbliższym meczu, na jak najlepszym przygotowaniu się do niego.

Podejście, które rozpowszechnił w polskim sporcie Adam Małysz, powtarzając do znudzenia, że myśli tylko o dwóch dobrych skokach.

Coś w tym stylu. Ja swoje podejście opisałbym tak: "Wykonuj swoje zadania krok po kroku, przykładaj się do swojej codziennej pracy najlepiej jak potrafisz, a zobaczysz efekty".

Niedługo minie rok od kiedy opuściłeś Ukrainę. Wciąż utrzymujesz kontakt z kolegami, z którymi występowałeś w Epicentrze-Podolany Gródek?

Tak. Spotkałem się też z nimi w Polsce, bo swoje mecze Pucharu Challenge grali w Błoniu pod Warszawą. Mimo wojny, na Ukrainie toczą się siatkarskie rozgrywki ligowe. Wszystkie spotkania odbywają się w Czerniowcach w południowo-zachodniej części kraju. Zapytałem ich jak to robią, że są w stanie skupić się na siatkówce żyjąc w kraju ogarniętym wojną. Odpowiedzieli, że szukają namiastki normalnego życia, a siatkówka im ją daje. Przyznam szczerze, że otworzyło mi to oczy.