Gwiazda pomagała chorym dzieciom. Niezwykły gest polskiego siatkarza

Instagram / Norbert Huber. Fundacja Herosi / Na zdjęciach: Norbert Huber (w ramce odwiedzający oddział onkologiczny)
Instagram / Norbert Huber. Fundacja Herosi / Na zdjęciach: Norbert Huber (w ramce odwiedzający oddział onkologiczny)

Norbert Huber odwiedził dziecięcy oddział onkologiczny. - Trzeba być na to gotowym i zdać sobie sprawę z tego, co się tam zastanie - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty. Opowiada także o bolesnej, także psychicznie, kontuzji i transferze do Włoch.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Zerwałeś ścięgno Achillesa podczas finału PlusLigi w zeszłym sezonie. Jakie były pierwsze myśli po usłyszeniu diagnozy?

Norbert Huber, środkowy Grupa Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle: Było to dla mnie trudne. Nie myślałem, że coś tak poważnego może mi się przydarzyć. Tamten sezon, który był dla mnie bardzo dobry, nagle się zatrzymał. Wiedziałem, że muszę się wziąć w garść i działać zarówno fizycznie, jak i mentalnie, bo życie się nie skończyło w tamtym dniu i jeszcze przede mną wiele ciekawych momentów.

Byłem świadomy tego, że droga powrotna do sportu jest długa i przez kilka miesięcy będę uczył się na nowo chodzić i robić podstawowe rzeczy. Wiedziałem, że przez większość czasu będę skupiał się na sobie i pracy z operowanym Achillesem. Zdawałem sobie sprawie z tego, co mnie ominie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

Po znakomitym zeszłym sezonie nie tylko byłeś przymierzany do czternastki na mistrzostwa świata, ale nawet do podstawowej szóstki kadry.

Na początku ta świadomość trochę bolała. Było we mnie wiele negatywnych myśli, kiedy oglądałem finał Ligi Mistrzów. I brak wyjazdu do Lublany mnie zabolał najmocniej. Później, gdy widziałem spotkania reprezentacji, to nie miałem już takiego uczucia, bo trochę rzeczy przepracowałem w sobie.

Chodziłeś do psychologa albo trenera mentalnego?

Nie. Miałem kilka osób ze swojego grona, które doświadczyły różnych rzeczy. Dla mnie rozmowy z nimi były potrzebne, budujące i dały mi dużo, by wyjść na prostą.

Na pewno wzruszający momentem było to, jak podczas dekoracji po finale koledzy zadzwonili do ciebie na kamerkach, byś mógł uczestniczyć w tym wydarzeniu.

Na tamten moment było to znakomite uczucie i byłem podekscytowany. Jestem wdzięczny kolegom, że tak postąpili nawet z perspektywy czasu. Brakowało mi tego, że nie pojechałem do Słowenii. Wszystko przed nami, w tym sezonie też możemy zagrać w finale Ligi Mistrzów. I mam nadzieję, że tym razem już mi nic nie stanie na przeszkodzie.

Przez kilka miesięcy miałeś kłopoty z chodzeniem, a jako zawodnik, wcześniej ciągle byłeś w ruchu. Inni sportowcy z podobnymi urazami radzą sobie często tak, że wynajdują sobie nowe hobby. Jak się to odbywało u ciebie?

Od maja do października nie skakałem. W czerwcu zacząłem rehabilitację, która trwała 4,5 miesiąca. Ona trwa nadal, ale muszę pamiętać także o mięśniach, które nie były w użyciu przez dłuższy czas. Chodziłem na siłownię, ale siatkówka jest na tyle wymagającym sportem, że dalej muszę mieć się na baczności.

Chciałem się uczyć włoskiego, robić tatuaże, ale z tego drugiego nic nie wyszło. Z włoskiego w sumie też nie. Ostatnio jednak wróciłem, przez różne względy, które miały się wydarzyć, a jednak nie dojdą do skutku. Dalej to kontynuuję, uczę się z nauczycielką online i spotykamy się 2-3 razy w tygodniu, by mieć ten język cały czas.

Doszły mnie także słuchy, że odwiedzałeś chore dzieci w szpitalu.

Kiedy odbywały się mistrzostwa świata to zadzwoniła do mnie pani Aneta z fundacji Herosi. Powiedziała, że mógłbym kwestować z puszką podczas meczów kadry i zgodziłem się. Później byłem także na żeńskich mistrzostwach świata. Zaproponowała mi także, bym przyjechał na oddział onkologiczny. Trzeba być na to gotowym i zdać sobie sprawę z tego, co się tam zastanie. Pomaganie jest świetne, dawanie drugiemu człowiekowi uśmiechu jeszcze lepsze.

Wspomniałeś o nauce włoskiego, a krążyły plotki o transferze do serie A. To prawda że negocjacje z Itas Trentino były zaawansowane?

Można powiedzieć, że numery zaczynające od kierunkowego +39 dzwoniły do mnie całkiem często. Jednak późniejsze wydarzenia sprawiły, że transfer nie doszedł do skutku.

A co stanęło na przeszkodzie?

Z tego, co mówił mi mój agent, to rozmowy były zaawansowane. Jednak ostatecznie się rozminęliśmy.

Wybrałeś już klub na przyszły sezon?

Być może. W przyszłym sezonie na pewno będę występował w PlusLidze.

Powrót do zdrowia nastąpił pod koniec grudnia. Wystąpiłeś w kilku meczach, ale wciąż nie masz miejsca w wyjściowym składzie.

Wróciłem do składu meczowego 30 grudnia. Gramy dużo meczów, mamy mało czasu na treningi, więc moja pozycja jest dużo niższa niż w tamtym sezonie. David i Dmytro - podstawowi środkowi ZAKSY, prezentują bardzo wysoki poziom i muszę to uszanować. Zaadaptowałem się do tej sytuacji i po prostu ciężko pracuję na to, żebym był gotowy, gdyby trener potrzebował zmiany.

Za chwilę zaczyna się bardzo ważny okres, tych spotkań będzie coraz więcej i będą one coraz trudniejsze. Sądzę, że nadarzy się okazja, którą chciałbym wykorzystać. Tak naprawdę jestem gotowy na to, żeby wejść i spokojnie czekam na swoją kolej.

Kontaktował się trener Nikola Grbić? Sezon kadrowy jest długi, więc gra w Lidze Narodów mogłaby trochę pomóc.

Rozmawiałem z trenerem, jak był w Polsce w tym o mojej przyszłości, jednak bez szczegółów. Nie przejmuję się rzeczami, na które nie mam wpływu. Byłoby miło, gdybym pojawił się na liście powołanych. Jednak jeśli tak się nie stanie, to świat się nie kończy. Na pewno znalazłbym na siebie pomysł, lecz zrobię wszystko, by trener do mnie zadzwonił.

Czytaj więcej:
Wielki pościg Developresu Bella Dolina Rzeszów. Jest ćwierćfinał Ligi Mistrzyń

Komentarze (0)