[b]
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Początek sezonu mieliście znakomity, w PlusLidze wygraliście jedenaście spotkań z rzędu. Wydawało się, że możecie zdominować cały sezon, ale tak się nie dzieje. Dlaczego?
[/b]
Jurij Gładyr, środkowy Jastrzębskiego Węgla: Nie przywiązuję uwagi do serii, bo każdy mecz jest inny i trzeba grać od początku do końca. Mieliśmy problemy z urazami, najpierw wypadłem ja, później Łukasz. To się odbiło na wynikach zespołu. Powoli już wracamy na właściwe tory, do poziomu z początku sezonu. Dążymy do tego, by grać jeszcze lepiej.
Występujecie we wszystkich możliwych rozgrywkach, a do tego w tym roku w fazie zasadniczej gracie 4 kolejki więcej. Myślicie, że to wina właśnie tak dużego obciążenia?
To daje swoje owoce. Nie ma co się oszukiwać. Tyle grania, to jest trochę za dużo. Staramy się już nie drążyć tematu, bo już dużo rozmów o tym było. Teraz wchodzimy w moment sezonu, w którym zaczyna się poważne granie. To lubimy najbardziej. Trzeba zapomnieć o wszystkim, co było i skupić się na przyszłości.
Mieliście takie okresy, że w lidze wygrywaliście jedno na pięć, dwa na pięć spotkań. W poprzednich sezonach przy takich wynikach często byli zwalniani trenerzy. Braliście pod uwagę, że i w tym wypadku Marcelo Mendez odejdzie z drużyny?
Nie, w tym przypadku nie myśleliśmy o tym, nawet znając historię, że w Jastrzębskim Węglu lubi się zmieniać trenerów po porażkach. Zespół jednak się dobrze czuje, mieliśmy swoje problemy. Musieliśmy sobie z tym poradzić i to w tym leżała przyczyna naszych wyników, a nie we współpracy z trenerem, bo ona jest dobra. Marcelo Mendez ma zaufanie ze strony prezesa i przynajmniej do końca sezonu będziemy działać razem.
Jakim trenerem jest Argentyńczyk?
Wymagającym i to mocno. To bardzo ważne, bo gdy się daje za dużo luzu zawodnikom, to wtedy zaczynają się dziać różne rzeczy. Wszystko musi być podporządkowane zespołowi. Wiadomo, jest czas na pracę i czas na żarty, ma dobre poczucie humoru. Jest też bardzo w porządku jako człowiek, bo dostrzega nasze problemy, dopytuje się.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
Skład macie bardzo stabilny. Po zeszłym sezonie została cała wasza podstawowa szóstka, a i wśród rezerwowych zmiany nie były diametralne. Mocno to pomaga?
Jesteśmy na tyle doświadczonymi zawodnikami, którzy przeżyli już trochę w siatkarskim życiu i nie mielibyśmy problemów nawet przy zmianach. Jednak oczywiście to, że graliśmy rok temu, zostawia swój ślad. To ważne dla rozgrywających, którzy wiedzą, jak nam wystawać, bo są zaznajomieni z nami.
W tym roku skończy pan 39 lat i wciąż prezentuje się na wysokim poziomie. Nie występuje pan jednak w kadrze od wielu sezonów. Nasi reprezentanci narzekają na brak odpoczynku, mówiąc, że tych spotkań jest po prostu za dużo, co odbija się ich zdrowiu. Czy ta pauza, która wynosi 3-4 miesiące, mocno panu pomaga?
Czuje się wyśmienicie przy tej przerwie. Komuś to się może nie podobać, jednak ja wiem, jak zagospodarować ten czas. Mam 3-3,5 miesiąca wolnego i to czas dla mojej rodziny. To piękna sprawa, w najlepszym okresie, gdzie jest ciepło, można pojechać, odpocząć.
Ważne jest, aby się nie zapuścić. Jesteśmy profesjonalistami, więc musimy dbać o swoje ciało w tym okresie. Niewiele jednak znam osób, które po przerwie przyjeżdżają ze sporą nadwagą. Każdy dba o to, żeby być w jak najlepszej dyspozycji fizycznej też przez wakacje. Jeśli się tego nie robi, to się ryzykuje, bo zwiększa się podatność na kontuzje.
A sądzi pan, że prezentowałby tak wysoki poziom w tym wieku, jednocześnie grając tak trudny sezon kadrowy, jak Polacy?
Trudno mi gdybać. Grałem w kadrze Ukrainy, gdy byłem jeszcze młody, ale tylko przez trzy lata z rzędu. Graliśmy zazwyczaj turnieje kwalifikacyjne, na tym się zazwyczaj kończyło, a później miałem jeszcze dwa tygodnie odpoczynku. Gra w reprezentacji to duży zaszczyt i marzenie każdego młodego siatkarza, by występować z godłem na piersi.
Widać po reprezentantach Polski, że dają z siebie wszystko i to dużo kosztuje, bo odbija się na zdrowiu. Sezon kadrowy-sezon ligowy i tak na okrągło. Ile tak można pociągnąć? 5-6 lat i ciało zaczyna mówić stop, pojawiają się kontuzje. To ryzyko jest wpisane w ten zawód.
Ma pan jeszcze kontrakt na przyszły sezon w Jastrzębskim Węglu, a ma pan już plany co następne? Czy już myśli o końcu kariery przewijają się przez głowę?
Za rok będę miał 40 lat. Dla mnie się liczy, by prezentować dobry poziom, rywalizować z młodszymi zawodnikami na mojej pozycji. Gdy poczuję ten moment, że młodzi nakrywają mnie czapką i nie mogę z nimi walczyć na poziomie, to zakończę karierę. Kontynuowanie grania to już trochę żenada. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Myślę cały czas pozytywnie, ale mam nadzieję, że przez parę ładnych lat jeszcze dam radę. Oby tylko zdrowie dopisywało.
W tym sezonie przez fazę grupową Ligi Mistrzów przeszliście suchą stopą. W ćwierćfinale zmierzycie się z VfB Friedrichshafen i będziecie zdecydowanymi faworytami. W półfinale czeka was ktoś z pary Halkbank – Lube czyli też zespół absolutnie w waszym zasięgu. Ta myśl o szansie na historyczny awans do finału Ligi Mistrzów mocno obciąża?
Nie możemy się oszukiwać, bo każdy, kto zobaczył drabinkę LM, pomyślał, że mamy super okazję, by w finale się znaleźć. Kiedy, jak nie teraz. Trzeba wszystko robić krok po kroku. Nikt za darmo nam nic nie da i trzeba sobie wszystko wywalczyć na boisku. Dla mnie przez kontuzje to będzie pierwszy mecz w europejskich pucharach w tym sezonie, ale chłopaki wcześniej dali radę i beze mnie.
Jesteśmy dobrej myśli, bo w grupie pokonaliśmy ich dwa razy na wyjeździe i u siebie. Tak też będziemy podchodzić do potyczek ćwierćfinałowych, a później będziemy myśleć o tym, co dalej.
***
W pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów Jastrzębski Węgiel zagra na wyjeździe z VfB Friedrichshafen. Początek spotkania już w czwartek 9 marca o godz. 19:00. Transmisja w Polsat Sport oraz Polsat Box Go. Relacja na żywo w WP SportoweFakty.
Czytaj więcej:
Drogo zapłaciła za skandal w sieci. Nie patyczkowali się