O tym, że Szóstka Biłgoraj należy nie tylko do grona faworytów swojej grupy, ale całej drugiej ligi wiadomo od pierwszej kolejki. Podopieczne Pawła Wrzeszcza zresztą skutecznie potwierdzały to w dotychczasowych pojedynkach. Po pewnym zwycięstwie na inaugurację sezonu z AZS-em Politechnika Radomska, który również miał rozdawać karty na tym poziomie rozgrywkowym, wydawało się, że już mogą rozmyślać o przygotowaniach pod kątem rozgrywek finałowych.
Nic jednak z tych rzeczy. Ekipa z Biłgoraja, chociaż jej podstawowa szóstka wydaje się poza zasięgiem rywalek, ma pewien mankament, który udało się wykorzystać już Nike Ostrołęka oraz w sobotnim pojedynku Salosowi Legionowo. Otóż gdy na placu pojawiają się zmienniczki czołowych siatkarek, rytm gry Szóstki przypomina dysonans, który bardziej przeszkadza, niż pomaga w grze. Także w sobotniej konfrontacji trener Wrzeszcz zdecydował się przemeblować nieco szóstkę na trzecią partię meczu. Dwie pierwsze bowiem minęły bez historii. Po zmianach okazało się jednak, że ekipa z Biłgoraja nie jest tym samym zespołem, co do tej pory. Zresztą najlepiej niech świadczy o tym fakt, że nie potrafiły skończyć aż sześciu piłek meczowych. Co więcej, prowadząc 24:19, przegrały seta 24:26.
Reakcja szkoleniowca była błyskawiczna. Żeby nie stracić kolejnej partii, pierwszych punktów w sezonie, a tym samym pozycji lidera, na parkiet wróciły dziewczęta z podstawowej szóstki i rozstrzygnęły decydującą partię na stronę ekipy z Biłgoraja. Nie zmienia to faktu, że podopieczne Pawła Wrzeszcza mają nad czym myśleć. Zmienniczki tymczasem muszą zapanować nad gorącymi głowami w końcówkach setów, bowiem przez takie sytuacje, jak w trzeciej odsłonie meczu z Salosem zamykają sobie drogę do siatkówki przez duże „S”.
Szóstka Biłgoraj - Salos Legionowo 3:1 (25:11, 25:14, 24:26, 25:21)
Szóstka: Filipowicz, Banecka, Kundera, Rauch, Maisiayonak, Wszoła, Bielecka (libero) oraz Mordaka, Rudzka, Solarska, Kulczyk, Rymel.