[b]
Arkadiusz Dudziak - Korespondencja z Turynu [/b]
To była znakomita reklama polskiej siatkówki. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle oraz Jastrzębski Węgiel stworzyli kibicom kapitalne widowisko. Nie brakowało w nim długich wymian i kapitalnych zwrotów akcji. Ostatecznie to jednak kędzierzynianie zwyciężyli po pasjonującym tie-breaku.
- Kibicom mógł się podobać ten mecz, bo momentami stał na wysokim poziomie. Tak naprawdę tie-break to jest też taka loteria. Emocje były. Lepiej zagrała go ZAKSA i gratulacje dla nich - przyznaje przyjmujący Jastrzębskiego Węgla Tomasz Fornal.
Wydawało się to, że to właśnie drużyna ze Śląska będzie faworytem tego spotkania. Jastrzębianie w finale PlusLigi po prostu zdominowali ZAKSĘ. W ostatnim meczu sety wygrali do 15, 16 i 13. 10 dni przerwy znakomicie podziałało na kędzierzynian, którzy byli w stanie odwrócić złą passę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"
- Wydaje mi się, że mecz nie stał na niskim poziomie. Może poza tym trzecim setem. Nie można o naszej drużynie powiedzieć, że nie wracała z ciężkich momentów, nie starała się, nie chciała. Taki jest sport, raz się wygrywa, raz się przegrywa - ocenia zawodnik.
Fornal przyznaje, że mimo faktu, że dla Jastrzębskiego Węgla to był historyczny finał Ligi Mistrzów i zdobyli mistrzostwo Polski, to przetrawienie porażki zajmie im jeszcze sporo czasu.
- My zdajemy sobie sprawę z tego, że sezon mieliśmy całkiem niezły. Możemy być dumni z siebie, z całego sztabu. Na pewno będzie szkoda tego finału i będziemy o nim jeszcze chwilę myśleć - ocenia przyjmujący.
- Nie zapomnimy tego wieczoru długo, ale świętować na pewno nie ma czego - twierdzi Tomasz Fornal.
Czytaj więcej:
"Tak się przechodzi do historii". Eksperci nie mogą wyjść z podziwu po finale Ligi Mistrzów