[b]
Arkadiusz Dudziak - Korespondencja z Turynu[/b]
To był mecz, który na zawsze zapisze się w historii polskiego sportu. I dowód na dominację klubów z naszego kraju w Europie. W finale siatkarskiej Ligi Mistrzów w Turynie mierzyły się ze sobą Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle oraz Jastrzębski Węgiel.
ZAKSA walczyła o przejście do wąskiego panteonu najlepszych drużyn w historii tego sportu. Kędzierzynianie mieli szansę na trzeci triumf w tych rozgrywkach z rzędu. Wcześniej tej sztuki dokonali tylko: Zenit Kazań, Itas Trentino oraz CSKA Moskwa.
Jednak ZAKSA przystępowała do tego meczu mocno podrażniona. Jastrzębski Węgiel w ostatnich tygodniach prezentował być może najlepszą siatkówkę w historii PlusLigi. Kompletnie zmiażdżyli rywali w finałowej rywalizacji, a w ostatnim meczu ZAKSA w setach zdobyła odpowiednio 15, 16 i 13 "oczek". To właśnie drużyna ze Śląska była delikatnym faworytem finału Champions League, a ZAKSA walczyła też o to, by zmazać plamę po straceniu mistrzostwa Polski w stylu kompletnie nieprzystającym do tej ekipy.
ZOBACZ WIDEO: Awantura w Moskwie. Jurkowski zdradza, co się działo po walce Błachowicza
Już od początku na trybunach mieliśmy prawdziwy ogień. Kibice obu drużyn tworzyli kapitalną atmosferę. Fani ZAKSY zaintonowali nawet "Mazurka Dąbrowskiego". To jednak jastrzębianie kapitalnie otworzyli spotkanie. Wywierali presję zagrywką, po asie Trevora Clevenota wygrywali już 6:3. Kąśliwymi punktowymi serwisami odpowiedzieli Aleksander Śliwka i Marcin Janusz, co dało kędzierzynianom remis.
Do tego momentu w pierwszym secie kluczową rolę odgrywała zagrywka. Gdy bomby posyłał Stephen Boyer, po stronie ZAKSY nie było co zbierać (14:10). Ekipa Tuomasa Sammelvuo włączyła to, z czego w ostatnich latach była najbardziej znana - system blok-obrona i skuteczne kontry, co pozwoliło im złapać kontakt. ZAKSA popełniała ogromną liczbę błędów własnych i to JW miało trzy setbole. Jednak zostali dwukrotnie zablokowani (24:24). Obrońcy tytułu mieli szansę, ale w kluczowej akcji Bednorz został zatrzymany. Wejściem smoka popisał się Szymura, który wszedł z ławki, posyłając asa. Kolejny atak Bednorz wyrzucił w aut i to jastrzębianie zapisali na swoim koncie wygraną w premierowej partii.
Początek drugiej odsłony był wyrównany, ale znowu dała znać o sobie zmora kędzierzynian - błędy własne. Gdy do tego spadła im skuteczność w ataku, jastrzębianie błyskawicznie odjechali (11:7). Kędzierzynianie mozolnie odrabiali straty, potężną zagrywką popisał się David Smith, dwa ataki w aut wyrzucił Jurij Gladyr i na tablicy wyników widniał remis. Mistrzowie Polski kompletnie stanęli, blok dołożył Aleksander Śliwka, asa Bartosz Bednorz i na tablicy było już 20:15. Ich rywale jeszcze gonili, ale dystans okazał się zbyt duży i ZAKSA wygrała 25:22.
Obrońcy tytułu weszli rozpędzeni w trzecią partię. Kapitalne zagrywki Śliwki i dobra praca na bloku Kaczmarka i Norberta Hubera pozwoliła im odskoczyć (5:1). Jastrzębski Węgiel do życia przywrócił Clevenot, który popisał się asem i blokiem. W ekipie ze Śląska nic nie mógł skończyć jeden z liderów drużyny w całym sezonie - Tomasz Fornal. A to tylko nakręciło ZAKSĘ, która powróciła do trzypunktowego prowadzenia. Atak i blok dorzucił dotychczas fatalnie sobie radzący Łukasz Kaczmarek (13:8). Jastrzębski Węgiel kompletnie stanął, zdemolowany przede wszystkim mentalnie. ZAKSA wygrała tego seta aż 25:14 i Jastrzębski Węgiel miał ekstremalnie trudne zadanie.
Jastrzębianie pokazali ogromną siłę psychiczną i na początku czwartej odsłony bili się jak równy z równym. Sygnał do walki dał nie kto inny, jak mentalny lider drużyny Jurij Gładyr, który wygrał przepychankę na siatce i wykorzystał kontrę (10:8). Wydawało się, że ZAKSA złamała Jastrzębski Węgiel, któremu nic nie wychodziło i stracił cztery punkty z rzędu. Ale ekipa ze Śląska się odrodziła, gdy w bloku i w ataku przypomniał o sobie Tomasz Fornal (15:13).
Sytuacja zmieniała się z minuty na minutę, a obu ekipom udzielały się nerwy. Raz jeden zespół prowadził, raz drugi, ale żaden z nich nie potrafił zbudować trwałej przewagi. To ZAKSA przy stanie 24:23 miała piłkę meczową, ale Bednorz zagrał w siatkę i o wszystkim musiała rozstrzygnąć gra na przewagi. Jastrzębski Węgiel nie wykorzystał dwóch setboli i znów to kędzierzynianie mieli szansę. Idealną piłkę na trofeum miał Aleksander Śliwka, ale swój atak wyrzucił w aut. Fornal popisał się blokiem i mądrą kiwką, przez co o trofeum może zadecydować tie-break.
To ZAKSA minimalnie lepiej otworzyła decydującą odsłonę dzięki kontrze wykorzystanej przez Bednorza. Oglądaliśmy coraz więcej epickich długich wymian i znakomitych obron. Przewagę kędzierzynian powiększył atakiem Aleksander Śliwka (7:4). I znów sygnał do ataku dał Jurij Gładyr, który popisał się dwoma asami i doprowadził do remisu po 9. Po ataku Kaczmarka z arcytrudnej wystawy ZAKSA odzyskała dwupunktowe prowadzenie, ale Clevenot miał idealną okazję na remis po 13. Janusz go jednak zablokował i to kędzierzynianie mieli dwie piłki mistrzowskie. Trofeum dał drużynie atakiem David Smith.
Parafrazując znanego pisarza. "Koniec i bomba. A kto nie oglądał ten trąba!". Taki mecz w historii polskiego sportu może się nigdy nie powtórzyć.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Jastrzębski Węgiel 3:2 (26:28, 25:22, 25:14, 28:30, 15:12)
ZAKSA: Kaczmarek, Janusz, Bednorz, Śliwka, Smith, Huber, Shoji (libero) oraz Kluth, Paszycki
Jastrzębski: Boyer, Toniutti, Fornal, Clevenot, M'Baye, Gładyr, Popiwczak (libero) oraz Hadrava, Tervaportti, Szymura
Czytaj więcej:
Polska siła w Turcji. Liczą na polskich kibiców