Niecały rok temu reprezentacja Polski siatkarek wydawała się być w rozsypce. Nowy trener Stefano Lavarini tylko mógł patrzeć, jak jego siatkarki przegrywają seta z Chinkami... 8:25. W Lidze Narodów zajęły dopiero 13. miejsce i w zasadzie do końca musiały drżeć o utrzymanie się w elicie. Co się stało, że Polki niecały rok później ogrywają czołowe drużyny świata?
Mecz, który zmienił wszystko
Przed startem ubiegłorocznych mistrzostw świata siatkarek trudno było szukać optymistów. Niektórzy moi koledzy mówili, że sam awans do drugiej rundy, do najlepszej szesnastki, będzie ogromnym sukcesem. Polki tym razem zaskoczyły jednak wszystkich.
Z gry Biało-Czerwonych można było być dumnym. Już po pierwszej fazie było wiadome, że gospodynie turnieju są w stanie powalczyć o upragniony ćwierćfinał - najlepszy rezultat od ponad pół wieku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wzruszające chwile po sukcesie Djokovicia w Paryżu
Wtem przyszło starcie z USA. Spotkanie to obserwatorzy spisali na straty i przed pierwszym gwizdkiem dopisywali naszym reprezentantkom kolejną porażkę. A podczas meczu wszyscy przecierali oczy ze zdumienia.
To spotkanie dla światowych komentatorów było szokujące. Polki zagrały jak wielki zespół z ogromnym doświadczeniem. Amerykanki mogły tylko bezradnie patrzeć na wybitne ataki Magdaleny Stysiak czy Olivii Różański. Ostatecznie Biało-Czerwone wygrały bez straty seta. I to pozwoliło stworzyć mit założycielski drużyny, która nikogo się nie boi.
Przykra porażka ich nie złamała
Później w ćwierćfinale MŚ Biało-Czerwone walczyły jak równe z równymi z przyszłymi mistrzyniami świata. As Jovany Stevanović przy grze na przewagi w tie-breaku zabrał jednak marzenia. Zapłakane Polki opuszczały Arenę w Gliwicach. Ale właśnie w takich bólach rodzi się wielka drużyna.
I tu zachodzi pytanie, dlaczego Biało-Czerwone nie grały tak wcześniej? Czy nagle nabrały umiejętności, których w poprzednich latach nie miały? Nie do końca.
Oczywiście, nikt nie odbierze nowemu trenerowi Stefano Lavariniemu, że nauczył Polki ciekawych schematów, a gra wygląda bardziej uporządkowanie. Najważniejsze jest jednak co innego. Włoch wlał w siatkarki wiarę, że można grać z najlepszymi. Po prostu. A one uwierzyły. Prawda jest taka, że reprezentantki mają tak duże umiejętności, by zostać jedną z najlepszych drużyn świata. I może miały je już od dawna.
Nareszcie Polki nie muszą wysłuchiwać w szatni, że nie są faworytkami w meczu z Hiszpanią. Włoch otwarcie deklaruje swoje cele, mówi, że zespół stać na wielkie rzeczy. I jego drużyna takich rzeczy dokonuje.
Bo jak inaczej nazwać wygraną z Turcją 3:0, co nie zdarzyło się przez ostatnich 15 lat? Biało-Czerwone ograły niepokonane Chinki, niestraszne im były Serbki grające też prawie w najmocniejszym składzie.
Ważne jest też to, że Polki potrafią się pozbierać w trudnych momentach, nie tracą głowy. Mogłyby się załamać po sensacyjnej porażce z Holandią 0:3, ale nie zrobiły tego. Potrafią teraz przekuwać sportową złość w sukces. A tak się rodzą właśnie "złote" drużyny.
Oczywiście, do medali jeszcze droga daleka, choć już widać jej finisz. Mam bowiem przekonanie, że pod wodzą Stefano Lavariniego ta drużyna jest jeszcze daleko do swojego szczytu. I już może w tym roku będziemy się cieszyć z pierwszego od 2009 krążka na poważnej imprezie międzynarodowej. Polki z pewnością na to stać.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
LN: sprawdź miejsce Polek po wielkiej wygranej
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)