To dlatego Polki nie dały rady Amerykankom? "Trzeba było tak zrobić"

Materiały prasowe / FIVB / Martyna Czyrniańska
Materiały prasowe / FIVB / Martyna Czyrniańska

- Trzeba było nie myśleć o tym, kto jest po drugiej stronie, tylko grać swoją siatkówkę, skupić się na swojej grze. My chyba tego nie zrobiłyśmy - mówi o przegranym przez Polki 2:3 meczu z USA Martyna Czyrniańska.

W swoim dziewiątym spotkaniu Ligi Narodów 2023, w starciu, którego stawką było pierwsze miejsce w tabeli fazy zasadniczej, Biało-Czerwone spisały się dobrze, ale to nie wystarczyło do pokonania bardzo mocnych Amerykanek. Po długim i zaciętym widowisku zawodniczki trenera Stefano Lavariniego uległy rywalkom 2:3. Mimo przegranej zebrały za swoją grę sporo pozytywnych ocen, ale one same nie mają satysfakcji z tego występu.

- Czujemy niedosyt. Wynik nie jest dla nas satysfakcjonujący. Byłyśmy przed tym spotkaniem liderkami i wiedziałyśmy, że w przypadku przegranej stracimy pierwszą pozycję. Może cieszyć to, że po przegranym drugim i trzecim secie doprowadziłyśmy do tie-breaka, ale nie skończyłyśmy roboty i tego tie-breaka nie wygrałyśmy. Mimo że zaczęłyśmy go bardzo dobrze, a zwycięstwo było naprawdę blisko. Czegoś zabrakło i nie mogłyśmy wyjść dziś z hali usatysfakcjonowane - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Czyrniańska.

Polki rozpoczęły spotkanie znakomicie, od seta wygranego 25:17. Jednak potem trener Amerykanek Karch Kiraly wprowadził na boisko dwie rezerwowe - Alexandrę Frantti oraz Andreę Drews. Ich wejście do gry bardzo pomogło drużynie USA.

- Obie dały bardzo dobre zmiany, co widać po wynikach drugiej i trzeciej partii. Wniosły nową energię, dużo dały swojemu zespołowi. Z kolei my musiałyśmy trochę zmienić taktykę i swoją grę. Zanim w pełni się "przestawiłyśmy", minęły dwa sety - tłumaczy 19-letnia przyjmująca.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popisy córki gwiazdy tenisa

Ona sama w trakcie spotkania wchodziła na boisko zarówno za Olivię Różanski, jak i za Magdalenę Stysiak, a w tie-breaku grała od początku (za Różański). Spisała się dobrze. Zdobyła 10 punktów, miała 43 procent skuteczności w ataku, 75 procent pozytywnego przyjęcia i zaserwowała jednego asa.

- Wchodząc na boisko każda z nas ma jeden cel: dać z siebie 100 procent, jak najbardziej pomóc drużynie i doprowadzić ją do zwycięstwa. Dziś się to nie udało, więc tak naprawdę nie ma znaczenia kto ile punktów zdobył. Liczyła się tylko i wyłącznie wygrana zespołu - zaznacza utalentowana zawodniczka, która w przyszłym sezonie będzie grać w tureckim Eczacibasi Stambuł.

A nie udało się wygrać między innymi dlatego, że w trakcie meczu Biało-Czerwone kilkukrotnie w ważnych momentach traciły przewagi punktowe. W końcówkę trzeciego seta wchodziły mając dwa punkty w zapasie, a mimo to przegrały 25:27. W czwartej odsłonie prowadziły 21:16, a zwyciężyły dopiero po dłuższym okresie gry na przewagi 30:28. Z kolei w tie-breaku zaczęły świetnie i wygrywały 7:3, by szybko dać się doścignąć i ostatecznie ulec Amerykankom 14:16.

Co powodowało, że Polki nie były w stanie w kluczowych fragmentach trzymać rywalek na dystans? - Trochę brakowało nam konsekwencji. Zupełnie niepotrzebnie wstrzymywałyśmy w tych końcówkach rękę. A trzeba było nie myśleć o tym, kto jest po drugiej stronie i skupić się na swojej grze, grać swoją siatkówkę. My chyba tego nie zrobiłyśmy, traciłyśmy te przewagi i przez to mecz skończył się tak, jak się skończył.

Zanim spotkanie dobiegło końca, bardzo spokojny i opanowany zwykle trener Lavarini pokazał, że i jemu czasami puszczają nerwy. Najpierw wdał się w dyskusję z arbitrem dotyczącą akcji, która dała Amerykankom prowadzenie 15:14. Twierdził, że zawodniczka drużyny USA popełniła błąd gry w przestrzeni przeciwnika i domagał się, by sędziowie to sprawdzili. Jednak ujęcie, które pokazał challenge, nie dało szansy na stwierdzenie, czy taki błąd faktycznie był i pierwsza decyzja została utrzymana. Potem Lavarini poprosił o czas, a gdy do naszego zespołu podszedł dźwiękowiec z telewizyjnym mikrofonem, stanowczym tonem kazał mu odejść.

- To pokazało, że nasz trener jest człowiekiem, a nie maszyną i że w tamtym momencie emocje wzięły górę - komentuje Czyrniańska. Młoda reprezentantka Polski podkreśla, że po tej przegranej trzeba szybko oczyścić głowę i nastawić się na kolejne spotkanie - w czwartek o 5:00 polskiego czasu Biało-Czerwone rozpoczną mecz z Niemkami, prowadzonymi przez byłego selekcjonera naszych siatkarzy, Vitala Heynena. A dla Belga, w przeciwieństwie do Lavariniego, emocjonalne reakcje w czasie meczów są dosyć częste.

- Myślę, że mecz z Niemkami będzie interesujący. One pokazują w Lidze Narodów bardzo ciekawą siatkówkę, dużo wygrywają, zdobywają punkty do rankingu FIVB. Ich trener, jest nam dobrze znany, potrafi "przyaktorzyć", zrobić mały teatr, ale my musimy skupić się na siatkówce, a nie na tym, co będzie robił szkoleniowiec przeciwnej drużyny. Mamy nadzieję, że damy razem z Niemkami dobre widowisko, które skończy się bardziej satysfakcjonującym dla nas wynikiem, niż starcie z USA - kończy Czyrniańska.

Czytaj także:
Sprawdź tabelę Ligi Narodów po meczu Polek na szczycie
Japonki sprawiły niespodziankę. Serbki nie powiedziały ostatniego słowa

Źródło artykułu: WP SportoweFakty