[b]
Korespondencja z Gdańska - Arkadiusz Dudziak[/b]
Występ, który na zawsze zapisze się w historii polskiego sportu, miał miejsce w niedzielę. Łukasz Kaczmarek w wielkim stylu poprowadził Polskę po złoto Ligi Narodów. Jednak trzy lata temu jego kariera zawisła na włosku.
Otrzymał pomocną dłoń
Atakujący podczas sezonu 2019/2020 usłyszał straszną diagnozę - zapalenie mięśnia sercowego. To choroba, która dla niektórych bywa śmiertelna. Jak sam przyznaje, nie wiedział, czy w ogóle będzie mógł kontynuować karierę, ani czy będzie w stanie wrócić na wysoki poziom.
Nie musiał jednak martwić się o swoją przyszłość. Pomocną dłoń wyciągnął do niego klub - Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - i jej ówczesny prezes Sebastian Świderski. - To był trudny moment w mojej karierze. Wypadłem praktycznie na cały rok - tłumaczy zawodnik reprezentacji Polski.
ZOBACZ WIDEO: Kamera w szatni. Zobacz, co stało się po meczu Polaków - Pod Siatką
- Jestem niesamowicie wdzięczny Sebastianowi Świderskiemu. Leżałem jeszcze w szpitalu, gdy zaproponował mi nowy kontrakt. Tak naprawdę nie wiedział czy w ogóle będę mógł kontynuować karierę. A zaproponował mi umowę na dwa lata. Pokazał wielkie serce - wyjawia Łukasz Kaczmarek.
Swojemu klubowi odpłacił się jednak w najlepszy możliwy sposób. To on od kilku lat stanowi jeden z filarów drużyny. To właśnie jego as serwisowy dał ZAKSIE pierwszy tytuł w Lidze Mistrzów w historii. A swój spory udział miał jeszcze w dwóch kolejnych.
Trudne momenty? Wtedy jest najlepszy
Od soboty ciężar gry kadry Polski spoczywał właśnie na nim. Po kontuzji Bartosza Kurka został jedynym atakującym w drużynie. Presja go jednak nie zjadła. W półfinale i finale pokazał, że jest wręcz stworzony do trudnych momentów.
- Nie można do końca mówić o presji. Gdybym nie grał dobrze w ataku, to pewnie wszedłby któryś z przyjmujących: Wilfredo Leon, Tomek Fornal czy Bartek Bednorz. Mamy wielu świetnych skrzydłowych. Jestem szczęśliwy, że Bartka mogłem zastąpić, ale on dalej jest najlepszym atakującym na świecie - mówi skromnie gracz naszej kadry.
Złudzeń co do ogromnej wartości zawodnika nie miał także Nikola Grbić. Serb pracował z nim dwa lata w Grupie Azoty ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle.
- Jest jednym z tych zawodników, który jest gotowy, jeśli przychodzi decydujący moment. Nie straci pewności siebie. Ma wielkie doświadczenie w ważnych meczach i potwierdził to, co już wiedziałem - tłumaczy Grbić.
Tego potrzebuje, by kwitnąć
Przez cały poprzedni rok serbski selekcjoner pokazywał, że ma ogromne zaufanie do Łukasza Kaczmarka. Brał go na najważniejsze turnieje. A ten za to zaufanie odpłacił mu się w turnieju finałowym Ligi Narodów w Gdańsku.
- To dla mnie nic nowego. Byłem z nim dwa lata w ZAKSIE, utrzymywałem z nim kontakt, bo mój sztab wywodzi się z tego klubu. Wiem, z czym się zmaga, znam jego silne i słabe strony. Nie jestem zaskoczony jego występami - opowiada nam Serb.
Kaczmarek zdradza, że cieszy się nie tylko zaufaniem trenera, ale całego zespołu. I wydaje się, że w tym tkwi klucz do jego sukcesu.
- Jesteśmy świetną grupą. Czuje się w niej pewnie. Czuję wsparcie zawodników, sztabu szkoleniowego. To jest najważniejsze. Dzięki temu mogę czuć się komfortowo i grać tak świetną siatkówkę - ocenia Łukasz Kaczmarek.
To właśnie on był bezapelacyjnie najlepszym atakującym całego turnieju. Został wybrany do drużyny marzeń. - Nagroda indywidualna to wyjątkowy moment. To pierwsze takie wyróżnienie na tak wielkim turnieju - wyjaśnia.
Ale najważniejsze jest złoto w drużynie. - Jesteśmy bardzo szczęśliwi z tego, co osiągnęliśmy na polskiej ziemi. To niesamowite uczucie zdobyć takie trofeum przy tej świetnej atmosferze i cudownych kibicach - kończy Łukasz Kaczmarek.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
W końcu mamy złoto! Kapitalny mecz Polaków w finale Ligi Narodów
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)